NAUKOWO
O godności można prawić wiele i na rozmaite sposoby. Powszechna Deklaracja Praw Człowieka ONZ głosi, że godność jest przyrodzoną właściwością każdego człowieka, stanowiącą jednocześnie w parze z równymi i niezbywalnymi prawami wszystkich ludzi, podstawę wolności, pokoju i sprawiedliwości na świecie. Św. Tomasz z Akwinu uważał, że godność jest tym, ze względu na co możemy uznać człowieka za osobę. Tak rozumiana godność to godność ludzka. W tym tekście ważniejsza będzie jednak godność osobista.
DLA STAREJ KOBIETY
Dla mnie najważniejsze jest rozumienie godności jako pozytywnej wartości człowieka (czyli mnie), która powinna przysługiwać mi w kontakcie z innymi ludźmi, w tym z reprezentantami takich instytucji jak publiczna służba zdrowia ;) Godność niesie za sobą świadomość własnej wartości (i nie mam tu na myśli żadnego zuchwalstwa ani próżniactwa), która sprawia, że inni powinni traktować mnie w sposób godny. I pamiętajcie... świadomość własnej wartości nie jest niczym złym - tak samo jak umiejętność mówienia o swoich sukcesach czy zaletach. Córka zwróciła mi uwagę, że gdy ktoś komplementuje mój strój nie powinnam mówić "a wiesz... a to w lumpeksie wygrzebałam" tylko z uśmiechem podziękować za komplement. Gdy ktoś pochwali mój makijaż nie muszę mówić "a to tak na szybko dzisiaj, tusz stary, pudru końcówka" - nie muszę umniejszać moim działaniom. O tym też mówi poczucie godności. Ale ale.. przejdźmy do właściwego bohaterki tego tekstu, czyli godności osobistej.
CO TO TA GODNOŚĆ?
Godność osobista to pewna postawa, a zarazem cecha charakteru. Jest niezwykła, ponieważ w przeciwieństwie do godności ludzkiej (która jest niezbywalna), można ją nabywać lub tracić. Odwołuje się ona do poczucia własnej wartości jako osoby kierującej się w swoim postępowaniu określonym systemem wartości i ideałów, która potrafi bronić swoich racji - często nie zważając na konsekwencje. Ważna jest jednak umiejętność zachowania dozy krytycyzmu względem siebie... co nie oznacza zezwalania na buractwo i brak poszanowania przez innych.
JAK WIDZICIE...
Jak widzicie po zdjęciach dodawanych tutaj* - lubię się "stroić". Ubieram się tak na co dzień, a nie tylko na potrzeby "sesji". Jak już kiedyś wspominałam - ważne jest dla mnie dobranie koloru bucików do torebki oraz podkreślenie tego wszystkiego pasującym szaliczkiem. Najlepiej czuję się w intensywnych barwach - i mam tak już od młodości.
O PŁASZCZYKU
A ja nawet w czasach szaroburego PRL-u, gdzie ciężko było coś kupić, dostałam od rodziców zimowy płaszcz w kolorze szafirowym (ciekawe gdzie go wytropili ;-)) Był to rok 1976 i to była nagroda za to, że urodziłam im pierwszego wnuka. Oczywiście kłułam tym płaszczem niejedno zazdrosne oko :-)
GDY JEDNAK
...zostałam babcią po raz pierwszy (a miało to miejsce już 17 lat temu), zaczęto mi sugerować, że powinnam przestać używać intensywnych pomadek i zacząć się ubierać "stosownie do wieku". Odparłam wtedy te "dobre rady", lecz zrobiło mi się przykro. Przykro z powodu braku akceptacji tego jaka jestem i zachęcania, wręcz wywierania presji, abym się zmieniła. A skoro... nie robię nic złego i nikogo nie krzywdzę, dlaczego miałabym się zmieniać. Bo komuś coś we mnie nie pasuje? Byłam wtedy młodsza, pewniejsza siebie i "niebólowa" (co wydaje się być teraz z perspektywy czasu aspektem kluczowym i przeze mnie niedocenianym lub też po prostu pomijanym), a tym samym pewna obranej przez siebie ścieżki i tego co sobą reprezentuję.
TERAZ
jestem Stara. Mniej pewna siebie i obciążona bólem, przez co zdarza mi się zastanawiać i wahać, czy może ścieżka, którą podążam jest tą właściwą. I to normalne. To momenty zawahania - nie ból. Ból nie jest normalny - jest informacją płynącą od naszego organizmu, że coś jest nie tak. Więc szukam... drążę... czy to naprawdę pogruchotany kręgosłup może tak silnie oddziaływać na cały organizm? Nadeszła pora na zmianę lekarza rodzinnego - tak aby był bliżej. O rzut beretem... nie na drugim końcu miasta.
I?
I co usłyszałam? "Jak na chorą to dobrze pani wygląda", "nie mamy funduszy, proszę samemu pójść na morfologię i zapłacić za badanie", "inni mają gorzej"... A później już od innej osoby sugestię otrzymałam, że mogłam się ubrać skromniej, żebym następnym razem poszła ubrana w kolorach czarno - szaro - białych, żeby wyglądać schludnie... włosy "przylizane", bez pomalowanych rzęs, z matowym spojrzeniem. Żadnych błysków i oznak do chęci życia.
W środku często we mnie wrze i niestety albo "stety" ;-) nie zawsze potrafię utrzymać język za zębami, co nie przysparza mi przyjaciół. Ale rzeczy, zachowania, okoliczności, to co nas otacza należy nazywać po imieniu. Jestem na takim etapie życia, że dziwi mnie tylko fakt, że ja się niczemu nie dziwię... natomiast nie potrafię, nie chcę zaakceptować pewnych spraw. Wiadomo, to co nieuniknione, czyli śmierć... wpisana jest w życie każdego z nas. Reszta jest w naszych rękach, umysłach i sercach. I nikt nie ma prawa mnie klasyfikować na podstawie wieku ("czego się pani spodziewa w tym wieku"), wyglądu ("nie wygląda pani na chorą") czy w odniesieniu do innych ("inni mają gorzej").
Od nas tak wiele zależy! Wystarczy tylko abyśmy tak działali wobec innych, jak sami byśmy chcieli by wobec nas działano. To proste. Wiemy czego chcemy, czego nie pragniemy. Potrzeba jednak szacunku do drugiej osoby.
Najważniejsza jest GODNOŚĆ człowieka. To czego nie powinien, nie ma prawa inny człowiek drugiemu zabierać, uwłaczać mu... z niskich pobudek, głupoty, chamstwa, pychy, próżności, braku empatii, złości.
Niestety w zwykłej codzienności obserwuję, a nawet doświadczam chwil, kiedy ktoś próbuje poniżyć, upokorzyć, uprzykrzyć życie drugiej osobie. Czasem nawet czerpie z tego jakąś niezrozumiałą satysfakcję. Bo? Bo czuje się lepszą, mądrzejszą, piękniejszą, ważniejszą istotą... bo ma więcej pieniędzy, władzę, możliwości wynikające z racji pełnionej funkcji, bo jest młodą, atrakcyjną, i czasu więcej do życia... itd. itp. Bo ma przerost poczucia własnej godności, które sprawia, że czuje się nie dość, że dobrze we własnym ciele to lepszy i ważniejszy od innych.
MOJA GODNOŚĆ, TO COŚ CZEGO NIE POZWOLĘ SOBIE ODEBRAĆ
Dlatego nie zamierzam się "przebierać" do lekarza - mam prawo chodzić ubrana w kolory, które mi odpowiadają... w ubrania, które odpowiadają mojemu gustowi. Ba! Nawet jakbym miała tysiące na koncie mam prawo chodzić do lekarza pracującego w ramach NFZ i oczekiwać od niego pomocy. Nikt nie może zaglądać mi do portfela ;) Ani do szafy. Bo mam swoją godność i znam swoją wartość ;) I Wam też tej świadomości dotyczącej godności życzę :)
*dzisiaj przekornie ubrałam się na biało czarno, bo ja tak chciałam :-)