MIAŁO BYĆ TAK
Stara Kobieta, czyli Dorota, miała dla Was prowadzić bloga, potem poważną stronę internetową, o tym co widzi, co ją urzeka, a co wnerwia. I mimo licznych turbulencji związanych z brakiem zdrowia, osobistych jakiś tam niekoniecznie sympatycznych spraw, dawała radę i pisała. Starała się opowiedzieć sobie i Wam wiele, zobrazować swój stosunek do swojego wieku i toczących się zmian. Pisała o tym, że nawet jeśli na barkach swych dźwiga coraz więcej lat, to tylko kręgosłup jej to nie bardzo znosi, ale w duchu i sercu ona wciąż jest taka sama. Czyli? Wolna, swobodna, wesoła, pełna energii i determinacji by jak najdłużej i najfajniej trzymać się życia. W oparciu o swoje doświadczenia, przeżycia przeróżne, pokazywała jak umiała jaki piękny jest świat, jak ważne jest życie każdego człowieka. Nie zawsze kolorowe, nie zawsze wymarzone, ale zawsze ciekawe i warte największych poświęceń dla jego przedłużenia. Pisała, co jest ważne, wartościowe, co się liczy najbardziej. O miłości, o śmierci... o dramacie związanym z tym, że zbyt szybko się starzejemy, niestety zbyt późno mądrzejemy. I tak dalej itp.
Jednym słowem, że życie i wszystko w nim, jest cudem.
AŻ TU NAGLE
Na świecie pojawiłam się "ja". Ja, czyli Dorota... raczej Dorotka ;-) Malutka ja, 13 kwietnia, o 3:31 we wtorek, przyszłam na świat. Moje przyjście było oczekiwane, ale i tak przewróciło świat nie tylko mojej mamy, ale też mamy mojej mamy, co Starą Kobietą się zwie. Jest XXI wiek, dwudziesty pierwszy rok tegoż wieku... na świecie pandemia.
Siedziałam sobie spokojnie w brzuszku mojej mamy. Przyszedł jednak ten moment, że i ja musiałam opuścić swój bezpieczny błogostan, pod serduszkiem mamy i wyjść na ten ogromny, pełen światła i blasku świat. I stało się! Zamiast pikania serduszka maminego, usłyszałam dużo innych piekielnych dźwięków. Przyznać muszę, że bardzo mi się to nie spodobało. Zwyczajnie bałam się i tulić tylko chciałam. Żadne łóżeczko, ani bujaczek tylko ciepłe ramiona mamy, ewentualnie taty, czy babci... jak tych dwoje nie dawało rady. Bo... taty wciąż nie było, bo ktoś pieniążki musi zarabiać na wygodę mojej pupki. Mama fajna, bo jeść daje i ogrzewa, że nie czuję się taka bezradna. Tylko ta mama, coś słabiutka, po tym trzynastym kwietnia i smuteczek oprócz szczęścia w jej serduszku zagościł... jak tu ogarnąć wszystko... dojść do zdrowia i sił, kochać tatusia, mnie, jeszcze dbać o mojego pieska i uczyć się pilnie. Jak z tym wszystkim sobie poradzić? Mama studiuje. Była i chce nadal być dobrą studentką. A ja tu tyle czasu zabieram. To wtedy babcia choć niedomagała, (to głowa, to plecy ją bolały), mamę wspierała i ze mną w swych wielkich ramionach ;-) po pokojach ganiała. Choć nie była do mnie przekonana. Czułam, że ją męczę, tak samo jak mamę i tatę, a wielki Ati? Też jak gardziołkiem pracowałam i donośnie pokrzykiwałam, to biedaczek uciekał i krył się pod stołem.
Tak krok po kroczku, z dnia na dzień uspokajałam się i dostosowywałam, do tych zmian, które zastałam. Mniej krzyczałam i czasem nawet pospałam. Przekonałam się, że to na dobre niczego nie zmienia, gdy ja niecierpliwa jestem. Oni kochają mnie bardzo, czuję to, więc też ich kochać będę. Lepiej zacznę coś opowiadać... a gyl, a guu, a ej... jeszcze nie znają mojego języka, ale staram się, do tego też uśmiecham. Wtedy dołeczki robią mi się w policzkach śmieszne i zwłaszcza babcia jest nimi zachwycona. I dacie wiarę, ta babcia moja to nic innego nie robi, tylko bawi mnie, nosi, w wózeczku na spacery prowadza, mleczko podaje i ciągle do mnie gada. To ja jej odpowiadam... a gyl...a gu...oo..aa ... lll... Babcia co jakiś czas zapowiada: teraz przerwa techniczna i zobaczymy jak się tam czuje pupeczka. Jak tak mówi, to robi mi się sucho i przyjemnie, bo pieluszkę dostaję świeżą. Ubranka też babcia mi ciągle zmienia i zmienia, bo niezadowolona, że skarpetuszki nie pasują do kapelusika, a bluzeczka nie w takie kwiateczki... Na pieluszkę zakłada majteczki z falbaneczkami, takie dla dziewczyneczki. Jestem modny niemowlaczek i nie noszę się w samym pampersiku ;-)) Śmieszna ta babcia :-)) Ale lubię jak się mną opiekuje. Rozumiem, że mama musi się uczyć i przez to nie ma dla mnie tyle czasu. Raczej... prawdę mówiąc, to ja pochłaniam dużo czasu, bo nie lubię sobie tak sama leżeć... towarzyska jestem bardzo. A ta towarzyskość moja, nie sprzyja nauce mamy. Ale pozdaje wszystkie egzaminy i wtedy więcej czasu mieć będzie. A kiedyś jak będę już duża i tak mówić będę umiała, jak to babcia umie, to wtedy jej powiem jaka, to ja dumna jestem, że taką mądrą mam mamę. Że dała radę...mieć mnie i uczyć się, i wszystko inne też ogarniać przecie.
TYMCZASEM
"Babcia oszalała". Tak mówi mamusia. Co w tłumaczeniu dokładnym znaczy, że: wszystko rzuciła by tylko być ze mną i wszystko mi tłumaczyć... mnie Dorotce malutkiej... nie komu innemu.
Babcia mi śpiewa i tańczy przede mną, zaczęła pisać książeczkę o mnie (co sobie ją przeczytam za parę latek) i babcia też mówi, że właściwie powinna coś tam, coś tam. A za chwilę patrzy na mnie i powtarza, że to coś tam, coś tam, to nieważne, wróci do tego później. Bo? Bo ja jestem teraz najważniejsza... ja i moja mamusia. A resztę to, to babcia jeszcze zdąży zrobić. A jakby nie zdążyła, to nic takiego, bo ja jestem najważniejsza... ja i moja mamusia.
TERAZ ROZUMIECIE
Rozumiecie, dlaczego babcia rzadziej Wam coś opowiada ;-) Jeszcze do tego dbać musi o siebie, żeby dla mnie być zdrową i jak najładniej wyglądającą babcią. Mówi, że to, że jest moją babcią, to nie znaczy, że przestała być kobietą. Trochę tego nie rozumiem ;-) Ale przyjdzie czas, że pewnie zrozumiem. Ponoć jestem do babci podobna. Tak powiedziała jedna pani, co ciocią jest moją. Ale chyba coś przesadziła ;-) Przecież ja nie mam zębów ;) Z tego babcia się śmieje i mówi, że ja to mam dobrze... nie muszę trzymać języka za zębami i mam swobodę języka. To chyba coś mądrego znaczyć miało, ale może lepiej, że tego teraz za bardzo nie kumam.
TO TERAZ PRZERWA TECHNICZNA
WOOOooooo.... AAuuu... A gyllllll.....uuuuuuu
* Przerwa techniczna - znaczy tyle, że rzadziej pisać będę, bo: daję sobie czas, by zagoić wszystkie rany, jakie mam po połamaniu zdrowia, co za tym idzie psychiki... cierpliwie dochodzę do swojej dawnej formy, znowu słucham swojej intuicji. To co przeżyłam, wycierpiałam sprawiło, że byłam bardzo słaba... teraz nastąpiła zmiana i na świecie pojawiła się Dorotka... dla niej, dzięki niej, znowu staję się silna i wraca mi moja mądrość, a głupota w kąt zawraca. Wraz z narodzinami Dorotki, urodziła się we mnie Nowa Kobieta, która nie da się tak łatwo zniszczyć.
Dużo zdrowia dla Ciebie Dorotko i całej rodziny! Popłakać trochę trzeba, bo to przynosi ulgę, ale poddawać się nie warto. Trzymam kciuki za Twoje marzenia :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci Dorotko pięknie i wdzięcznie:-)))
UsuńPozdrawiam obie wspaniałe Dorotki.
OdpowiedzUsuńDziękujemy serdecznie:-) i Tobie wszystkiego cudownego:-))
UsuńTo wspaniale:))))Wnuki potrafią postawić wszystkie babcie na nogi:)))Pozdrawiam serdecznie Babcie małą Dorotkę,jej mamę i wszystkim zdrowia życzę:)))
OdpowiedzUsuńDziękujemy i całujemy:-)))
UsuńPozdrawiam Dorotki :-).
OdpowiedzUsuńDziękujemy i całujemy:-)))
UsuńJesteście wspaniałe i kochane wszystkie trzy:))***Ewa
OdpowiedzUsuńDziękujemy i ściskamy i życzymy wszystkiego cudownego:-)))
UsuńPrzyjmij gratulacje serdeczne od podobnej Babci. Wnuki to istoty świętę i tak jak piszesz najważniejsze. Wszystko zmienia proporcje i świat się przewartościowuje, a pomoc dla córci obowiązkowa. Wszystkiego najlepszego życzę Wam wszystkim.:))
OdpowiedzUsuńTen mały śmieszny człowiek, płci żeńskiej bardzo odmienił mój świat:-)))
UsuńZdróweczka i usmiechu
OdpowiedzUsuńWdzięcznie dziękujemy:-)))
UsuńGratuluję i z całego serca życzę jednej i drugiej Dorotce wszystkiego co najlepsze. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękujemy i całujemy gorąco:-)))
UsuńDużo zdrówka dla wszystkich trzech Kobietek.
OdpowiedzUsuńDziękujemy i całujemy serdecznie:-)))
UsuńBycie babcią to cudowna sprawa
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie... narodzenie nowego człowieka, to radość jest niesamowita:-))
UsuńGratulacje i dużo serdeczności dla cudownych Kobitek!
OdpowiedzUsuńDziękujemy serdecznie:-)))) i całuski przesyłamy:-)))
UsuńWiedzieli jak babcie uszczęśliwić czy ująć
OdpowiedzUsuńjej wnuczce imię nadając, jakie babcia ma.
Ja tylko końcówkę odziedziczyłam z imienia Paulina,
zostało mi tylko być -ulina, a na imię Urszula mam:)
Tak sobie wydedukowałam,
choć nigdy Urszulina nikt na mnie nie wołał.
Szczerze rozumiem, jak to jest, kiedy zdrowie odpływa,
sama od lat to mam, bezsilna wobec starości,
kiedy z każdym dniem sił ubywa,
a tu jeszcze chory mąż i syn opieki potrzebuje.
Serdecznie pozdrawiam, życzę powrotu do zdrowia.
Kochana moja... jak mówiłam mojej babci o swoich smutkach, to ta mnie pocieszając, powtarzała... zawsze może być lepiej lub gorzej... nastaw się odpowiednio, to tak będziesz miała. Ściskam Cię serdecznie i trzymam za nas wszystkie kciuki:-))))
OdpowiedzUsuń