Za nami kolejne kosmetyczne zużycia ;) Pominiemy jednak te, o których już w denkach opowiadałyśmy jak np. malinowy peeling do ciała z Organic Shop czy szampon hamujący wypadanie włosów marki Dermena, czyli produkty naprawdę godne polecenia, rewelacyjne, które w naszych łazienkach przewijają się regularnie!
Utrwalacz do makijażu w sprayu Pierre Renne Make up fixer
Utrwalacz Pierre Renne pierwszy raz trafił do mojej kosmetyczki jakiś rok temu. Pierwsze opakowanie kupiłam na jednej z promocji, na kosmetyki do makijażu, w Drogerii Hebe, za jakieś 10-11 złotych zamiast 26,99 zł. Utrwalacz okazał się jednak takim hitem, że teraz zawsze podczas promocji go wypatruję - ostatnio trafia się często za ok. 16 złotych. To nadal bardzo opłacalnie, jak na jakość i wydajność tego produktu :) Miałam wiele produktów tego typu... z Lirene, Bielendy... - żaden nie okazał się tak dobry i trwały.
Szczególnie teraz, gdy połowę twarzy zakrywamy wsiadając do autobusu, czy wchodząc do sklepu, maseczką... preparaty przedłużające trwałość makijażu okazują się przydatne ;)* Dobrze jest zrobić coś, żeby na maseczce nie zostawała jednak warstwa pudru i odciśniętej pomadki :)
Utrwalacz z Pierre Renne przypomina odrobinę w swej "konsystencji" lakier do włosów ;) Nie pozostawia na buzi mokrej, spływającej warstwy, a jego równomierne rozprowadzenie za sprawą wygodnego sprayu jest zaskakująco proste. Trwałość makijażu naprawdę zostaje przedłużona, a jego warstwa utrwalona. Dodatkowo po jego zastosowaniu moja buzia nie jest przesuszona (może dzięki zawartość panthenolu?) ani nie pojawiają się na niej nieproszeni goście, czego odrobinę się obawiałam ;)
Jest to jednak kosmetyk, do którego stosowania trzeba się przyzwyczaić... naniesiona warstwa powinna być cienka, w przeciwnym razie na buzi może pojawić się uczucie sklejenia. No i jest jeszcze jeden minus... zapach utrwalacza jest dosyć duszący i przypominający lakier - stąd też warto pamiętać, żeby stosować go zgodnie z instrukcją, z odległości co najmniej 20 centymetrów.
Ocena (nie)Starej Kobiety: 4,5/5
*PS. Ten tekst był przygotowywany jeszcze w czasach, gdy noszenie maseczek nie obowiązywało również na ulicy w całej Polsce... czy stracił jednak na aktualności? Niekoniecznie, utrwalacz przyda się również, żeby nie straszyć po powrocie do domu, domowników, rozmazanym makijażem... i jak gustownie utrwalona nim skóra buzi może wyglądać pod przyłbicą ;)
Black Sugar Detox Detoksykująco - nawilżająca pianka do mycia twarzy - BUBEL!
Pianka z Bielendy polecana szczególnie do cery tłustej i mieszanej została zakupiona przez Alicję na wyprzedaży - i to jak okazyjnie! Za 5 zł zamiast 20. Od razu więc do koszyka wpadły dwie tubki - jedna do łazienki Alicji, do częstego mycia przez nią jej nadal odrobinę problematycznej cery, skłonnej do wyprysków..., a druga do mojej łazienki, w celu okazjonalnego mycia skóry twarzy, która niekiedy lubi się skłaniać w kierunku cery mieszanej.
I niestety... obie stwierdziłyśmy, że jest to niesamowity bubel. Nie - nieudany kosmetyk, który nie dopasował się do potrzeb naszych cer, który nie zachwycił zapachem... po którym oczekiwałyśmy czegoś lepszego - nie! To jest najprawdziwszy pod słońcem bubel i tyle. Najgorsze, że jest to produkt tak zły...., że nawet mimo naszej determinacji nie jesteśmy w stanie zużyć go do końca. Niestety wyląduje po prostu w koszu.
Ale... zacznijmy od początku.
Producent obiecuje, że po jej rozmasowaniu na twarzy pojawi się piana (nie mówi jednak o tym, że będzie ona prawie niezauważalna). Pianka ma również starannie i skutecznie oczyszczać skórę. Po zastosowaniu (producent zaleca stosowanie dwa razy dziennie - rano i wieczorem) skóra ma być nawilżona, zmatowiona, ukojona... a także ma się na niej pojawiać mniej wyprysków.
Jak jest w rzeczywistości? Po zastosowaniu, lica zarówno Alicji jak i moje były ściągnięte, wysuszone... BARDZO przesuszona i skatowana skóra - po prostu tępa. I nie - nie jest to kwestia "mocnego oczyszczenia" - twarz jednocześnie nie była oczyszczona, o czym może świadczyć jakby "zakurzony" wacik przy nakładaniu toniku. Zapach także nas nie zachwycił. Produkt nieprzeterminowany, właściwie stosowany. Mimo to, po prostu nas w żadnej mierze niesatysfakcjonujący.
Niestety jest to tego typu preparat do oczyszczenia twarzy, który odkładacie i marzycie o tym, żeby nie musieć już nigdy więcej do niego wracać. Nie wyobrażamy sobie (i nawet wyobrażać nie chcemy ;)) spustoszeń, które mógłby wywołać na naszych twarzach przy długotrwałym, regularnym stosowaniu.
Istnieją produkty, które nie działają tak dobrze jak obiecuje producent... ale ten produkt robi skórze po prostu krzywdę.
Zdecydowanie... NIE POLECAMY.
Zgodna ocena (nie)Starej i Młodej Kobiety: 1/5 BUBEL!
Ekspresowy lifting. Napinająca maska z 24k złotem i perłą - typu peel off
To maska, o której już kiedyś Wam opowiadałam w poście poświęconym maseczkom Lirene (tutaj). Wtedy mimo swojego świetnego działania... niektóre rejony skóry delikatnie podrażniła (jednak Alicja stosowała inne maseczki peel off Lirene i wszystko było w porządku), teraz obyło się bez podrażnień. Szkoda jednak, że nie nauczyłam się niczego, korzystając już wcześniej z tego produktu. Nie wyciągnęłam wniosków, albo o nich zapomniałam;-))) z popełnionych błędów... i o mało tej maseczki nie straciłam ;) W miseczce należy wymieszać proszek umieszczony w saszetce... dodać 30 ml wody (posługując się miarką w postaci opakowania ;)), wymieszać... i ekspresowo nałożyć na twarz, nie myjąc po drodze zębów ;) Bo inaczej zastyga w miseczce, nie na twarzy.
Na twarzy robi co powinna, zastyga i możemy ją bez problemu z niej ściągnąć, resztę należy zmyć ciepłą wodą. Maseczka zostawia po sobie uczucie ujędrnienia, nawilżenia i uniesienia owalu. Oczywiście - wszystko działa najlepiej, gdy jest regularnie stosowane... jednak ta maseczka może dać Wam efekt świetnego rusztowania buzi np. przed wielkim wyjściem :) Regularna cena maseczki wynosi 12 złotych, Alicja kupiła ją za 2 złote... w internetowym sklepie Lirene można ją teraz dostać za 5 złotych :)
Ocena (nie)Starej Kobiety: 5/5 (szczególnie za 2 czy 5 złotych ;))
Oczyszczająca maska bąblująca w węglowym płacie z włókna bambusowego
Maseczka dorwana przez Alicję również za 2 złote... zamiast 17 złotych. Można ją dostać bez problemu w internecie już za 3 złote ;) I jest zdecydowanie warta nie tylko trzech złotych :)
Bambusowy płat z 40% zawartością węgla pięknie oczyszcza skórę, delikatnie matuje jednocześnie nie powodując jej przesuszenia. Jej stosowanie jest bardzo proste... zdejmujemy folię ochronną, nakładamy płat na twarz, delikatnie masujemy... i czekamy na moc bąbelków (tu Alicja nawet zgodziła się udostępnić swój wizerunek ;)) - bąbelkuje się naprawdę porządnie! Po 10 minutach płat zdejmujemy i resztę zmywamy letnią wodą. Skóra Alicji po zastosowaniu tego wynalazku była nawilżona, mięciutka, świetnie oczyszczona i delikatnie zmatowiona. Naprawdę cudo!
Ocena Młodej Kobiety: 5/5
W następnych denkach kosmetycznych zapowiadam, same cuda kosmetyczne. Wszystkie na piątkę z dużym plusem ;) Pozdrowionka :))
Pięknie opisane denko. No i bubla sklep się pewnie chciał pozbyć, dlatego tak tanio sprzedali. Nie ufam zbytnio takim obniżkom.
OdpowiedzUsuńTa piankę do mycia twarzy kiedyś oglądałam ale ostatecznie jej nie kupiłam i jak widać dobrze zrobiłam :)
OdpowiedzUsuńZ tych produktów, które pokazujesz to w sumie nie miałam nic. Maseczki bym wypróbowała, bo je lubię, szczególnie poznałabym tę bomblująca.
OdpowiedzUsuń