DZIECIŃSTWO
Marianna lubiła się bujać. Od najmłodszych dziecięcych lat. Najpierw w ramionach mamy... wyczuła, że ledwo się skrzywi, pyszczek w odwrotną stronę obróci, a nie daj boże łezka z jej oczka popłynie... to zaraz, natychmiast w ruch chodzi kołyska, bujanie na rękach lub w wózku...
I tak bujana weszła w dzieciństwo takie bardziej świadomie i dalej bujanie na huśtawce najlepszą zabawą dla niej było.
A gdy smutek ją ogarniał, to siadała po turecku na podłodze i bujała się trochę do przodu, odrobinę do tyłu, rytmicznie w takt ulubionej muzyczki puszczonej z radyjka.
LATA MŁODZIEŃCZE
Ciężkie czasy powojenne, młodość Marianny nie przebiegała tak jakby chciała. Umarli rodzice. Została sama. Z czasów, kiedy w bujaniu odnajdywała ulgę, został jedynie fotel bujany... drewniany, pościerany z wypłowiała tkaniną w kwiaty. Zanurzała się w nim często, kocykiem okrywała i marzyła jakby to było pięknie, gdyby tak ktoś koło niej był i pobujał jej ten fotel. A może razem z nią pobujał w cudownych obłokach... jakby to pięknie miało być. Tymczasem uczyła się, pracowała... do domu wracała... w bujanym fotelu i odpoczywała, i na nauce się skupiała... . Bujany fotel, to była jej wyspa szczęśliwości. Czuła się w nim bezpiecznie... tak jak wtedy, kiedy żyli jej rodzice, dziadkowie.
PRZYSZŁA DOROSŁOŚĆ
Skończone studia, lepsza praca, nawet mieszkanie po rodzicach udało się Mariannie wyremontować. Tylko wiekowy fotel skrzypiał niebezpiecznie i bujanie się w nim nie dawało już przyjemności. Na szczęście w pracy poznała Witolda (starego kawalera, jak to się dziś mówi... singla, dziesięć lat od niej starszego), który szczycił się tym, że jest wprawdzie ekonomistą i cyfry bardzo go zajmują, to jednak w domu potrafi sam wszystko zrobić... naprawić, ba... wykonać na nowo :-)
Poza tym wszystkim, miał piękne, niebieskie oczy i takie przekonywujące spojrzenie. Gdy patrzył na nią jej dusza bujała się zawstydzona i ciało lekko drżało... takie przyjemne to było. Odważyła się i zaproponowała... czy jest możliwe, że mógł by jej pomóc w takiej prozaicznej sprawie... naprawie fotela, takiego do bujania, bo ona tak lubi się bujać... w tym bujaniu wieczorem z książką na kolanach usypiać.
Witold ucieszył się ogromnie, że może pomóc koleżance, na którą od dawna ukradkiem spozierał... zauroczony jej kruczoczarnymi włosami, upiętymi w węzeł, wysoko na głowie, który swoim własnym ciężarem bujał się to z jednej to z drugiej strony Marianny głowy. Poza tym lubił jej głos, melodyjny, rytmiczny bardziej, gdy chciała wyrazić coś bardziej stanowczo.
I jak tu się nie zgodzić... naprawa fotela, to dla niego pikuś.
FOTEL MARIANNY NAPRAWIONY
Fotel Marianny od czasu wizyty Witolda, a właściwie Witusia kochanego... już buja się płynnie. Ma wymieniony materiał i czasem Wituś na nim siedzi, a na Witusiu Marianna.
Od tego bujania wspólnego mają już czworo dzieci, które o fotel toczą małe wojenki. W końcu każdy z nich bujany chce być. Marianna nie ma na to zbyt wiele czasu... między pracą, dziećmi a ukochanym na nic zbyt wiele nie zostaje jej czasu. Witek pierwszym w jej życiu był mężczyzną i całkowicie poddała się bujaniu w jego silnych ramionach i stanowczości w podejmowaniu ich wspólnych decyzji... i tu już bujania ;-) I tak minęło dwadzieścia lat ich małżeństwa. Wiele zmian, tylko w salonie fotel ten sam.
WITOLD
Witold to dobry człowiek był. Mariannę kochał szaleńczo, o dzieci troszczył się. Jednak z każdym upływający dniem, tygodniem, miesiącem i rokiem ich miłości, która od fotela bujanego się zaczęła... z każdym dniem robił się coraz bardziej o Mariannę zazdrosny... . Każdego dnia podejrzewał, że kogoś poza nim ma... zdradza go, bo w fotelu tak często nie zasiada i nie buja się w nim.
Bardzo te podejrzenia Mariannę męczyły.... nawet do głowy by jej nie przyszło, żeby z kimś innym poza Witoldem bujać się. I wcale go nie bujała, gdy o swej wierności zapewniała. Ale on oskarżał ciągle ją. Ciężko jej było z tym.
PRZEWRÓCONY FOTEL
Mariana coraz smutniejsza była i coraz większy żal do Witolda miała. Przyszedł dzień, gdy dłużej została w pracy. W biurze nikogo już nie było. Przynajmniej tak jej się wydawało. Skończyła swoją papierologię i znużona przechyliła na krześle do tyłu i zaczęła kołysać... dłonie założyła na kark, przymknęła oczy i relaksowała w ciszy.
Z tej ciszy wyrwał ją męski głos... co tu jeszcze robisz? Myślałem, że wszyscy już poszli?
To Paweł, jej kolega, z którym pracuje już od kilku lat. Są rówieśnikami, nawet dzieci mają w podobnym wieku, tyle, że ona dwa razy więcej ;-)))
Zawsze się lubili, nadawali na tych samych falach... czasem dla zabawy z nim flirtowała... tak dla uprzyjemnienia czasu w pracy. Nic ponad to, Marianna wesołą osobą była i żarty trzymały się jej. Ale nic, nic ponad to :-)
Tego dnia oboje w tak zwanym dole emocjonalnym tkwili... zaczęli rozmawiać o swoich domowych kłopotach.... o tym, że żona Pawła traktuje go instrumentalnie, jak narzędzie do zarabiania pieniędzy, chociaż na pozór wszystko wygląda normalnie... Marianna mimochodem poskarżyła się, że Witold psychicznie ją dręczy i męczy podejrzeniami....
Długa to była rozmowa... bardzo ich do siebie zbliżyła....
............................................................
............................................................
Marianna wróciła do domu, była bardzo podekscytowana, jednocześnie zawstydzona tym co się stało. Niezamierzone to było.
Witold czekał na nią... już od progu rzucił się na nią... najpierw z potokiem słów... gdzie byłaś, co robiłaś, zdradziłaś znowu mnie??? A potem rzucił ją na fotel, ten bujany, obrócił kilka razy nim i przewrócił... złamała się jedna poręcz. Tak silne to było uderzenie.
Mariannna czuła się upokorzona... ale teraz przynajmniej czuła, że zasłużenie jest zwyzywana, że zdrada, której dokonała prawdziwa była... teraz wiedziała za co ponosi karę... karę za to co faktycznie uczyniła... zdradziła... choć nigdy wcześniej na myśl by to jej nie przyszło. Choć Witoldowi do głowy chętnie to przychodziło. Co ją bardzo raniło.
Ten fotel, ukochany fotel leżał przewrócony. Patrzyła na niego... widziała w nim obraz przewróconego swojego życia.
Wsunęła go do kąta pokoju. Długo tam tkwił. Witold dalej ją podejrzewał, robił przytyki, że go zdradza, sprawdzał na każdym kroku... tylko jej już wszystko jedno było i przytakiwała... owszem, tak... byłam!
... dzisiaj z panem z kiosku Ruchu, wczoraj z połową wojska z pułku. Szydziła. A bujaj się sam - dodawała kpiąco.
NOWY FOTEL
25 rocznica ślubu Witolda Marianny odbyła się bez specjalnych fajerwerków. Tradycyjnie Marianna dostała nową obrączkę ze świeżym grawerem rocznicowym, czerwone róże i obietnice w oczach Witolda, że się zmieni, że będzie inaczej.... wziął ją w ramiona, uniósł ponad ziemią i bujał pośrodku salonu. A potem kazał zamknąć oczy.
Gdy otworzyła... przed nią stał nowiusieńki, z lakierowanymi płozami, tkaniną w czerwone róże, dokładnie takie jak te w wazonie... fotel bujany. Złotą kokardą przewiązany.
Robił wrażenie ;-))
Ale jeśli chodzi o bujanie, to nie to co ten stary... jakoś zacinał się i nieco skrzypiał. Tak jak ich wspólne życie, które do końca zacinało się i fałszywą nutką skrzypiało... do momentu gdy Witold umarł... w ich nowym bujanym fotelu, niecały rok po ich rocznicy ślubu.
MARIANNA
Marianna ma dziś 75 lat... od 25 lat buja się sama w swoim fotelu w wyblakłe róże, z poprzecieranymi lakierowanymi poręczami. Nie wspomina minionych lat... buja w obłokach marzeń, bo ciągle je ma. Popołudniami czasem wpadają do niej dzieci, by poopowiadać co tam u nich i wnuki, które najczęściej spierają się, kto pierwszy na fotelu bujać się ma. :-)))
Wychodzą... Marianna zostaje sama... teraz spokojnie może bujnąć się, a to czytając swojego ulubionego Kopalińskiego, a to bezmyślnie gapiąc w sufit... odbierając jedynie dźwięki płynące z radia.
Pięknie Pani wygląda. :)
OdpowiedzUsuńWdzięcznie dziękuję i buziaki przesyłam:-)))
UsuńŚwietne zdjęcia
OdpowiedzUsuńTo zasługa Alicji. Wdzięczna jej jestem:-) Bardzo Ci dziękuję:))) Słonecznie pozdrawiam.
UsuńGenialne! Może iść na każdy konkurs! Jestem zachwycona. Samo życie pokazane w niezwykły sposób. Życie, które nas buja, ciągle i na nowo, a my wierzymy, że następne bujnięcie będzie mniej skrzypieć...
OdpowiedzUsuńDziękuję... zawsze trzeba mieć nadzieję, choć ostatnio mnie ona zawodzi, ale takie życie:-))Serdeczności:-)))
UsuńDorotko, czarujesz słowami. Czytam jak najpiękniejszą książkę. A co do książki - powinnaś naprawdę o tym pomyśleć.
OdpowiedzUsuńUściski.
Myślę, myślę... dzięki Ci Małgosiu Kochana i życzę samych dobrych chwil bez nadmiernego bujania:-)))
Usuńzawsze z przyjemnością czytam Pani opowieści...czaruje Pani nie tylko słowami....
OdpowiedzUsuńJaka zgodność dzisiaj;-))) Pięknie dziękuję i całuję:-))
OdpowiedzUsuńDziękuję i wdzięcznie, i serdecznie. Ściskam serdecznie:-)))
OdpowiedzUsuń