Co mogę jeszcze zrobić, gdy stara już jestem?
Takie przemyślenia mnie dopadły, gdy kroiłam buraki... buraki skądinąd zdrowe warzywo, źródło białka, cynku, polifenoli i innych takich, a przede wszystkim błonnika, a błonnik to wiadomo... a jeszcze miażdżycy można zapobiec, anemii nie mieć, zawału serca nie doczekać ;-) tak szybko, albo wcale. Wszystko za sprawą buraka jednego, spożywanego najlepiej w postaci soku buraczanego. Wprawdzie z jednym "burakiem" miałam kontakt małżeński i ten wcale nie zadziałał na mnie prozdrowotnie... ale to już przeszłość... teraz burakiem miałam nadzieję poprawić przemianę materii, oczyścić organizm z toksyn oraz zapomnieć o jedzeniu :-)
Tymczasem? Zapomniałam o czym to pisać miałam (?)
Nie, nie pisać... Chwilowo kroję buraczki na małe kawałeczki, żeby je wdusić do sokowiróweczki, patrząc znad deski na wschód słoneczka … i mając?
Mając przemyślenia: co mogę jeszcze zrobić, gdy stara już jestem?
Patrzę jak do szklaneczki soczek spływa wiśniową smużką, a do drugiej buraczane suche wióreczki... Jakie to smutne pomyślałam... soczek błyszczący, żywy, opryskuje w kolorze radosnym i plami... tym daje znać o sobie... i te pozbawione koloru resztki, którym żaden imbir, mięta, pietruszka zielona, tudzież bazylia... nie pomoże... Może sok z cytryny by je ożywił?
Ta teraźniejszość, ten bezpośredni odbiór rzeczywistości wybił mnie całkowicie z myślenia jakiegokolwiek.
Duszkiem wypiłam smakowity soczek, resztę przelałam do pojemniczka, szczątki buraczków zgarnęłam, sokowiróweczkę (właściwie wyciskarkę ;-)) sprawnymi ruchami rączek rozkręciłam na części... umyłam... wszystko poczyściłam... i nie do kubełka pod zlewem kuchennym (co duże jak się okaże znaczenie miało)… lecz od razu, zaraz na zewnątrz, do wielkiego śmietnika resztki niezjadliwe buraczka wyrzuciłam... co by mieć porządek, bo porządek wokół, to porządek w głowie... jak babcia mówiła. Uff... jak się narobiłam. Ale z rytmu, tego powyżej ;-)… już wybiłam ;-)
Co mogę jeszcze zrobić?
- Zaakceptować teraźniejszość... nie skupiać się na przeszłości i uwolnić od wizji przyszłości i tę pozostawić już młodym pokoleniom.
*Rany, jak to poważnie brzmi...
- Żeby nie schodzić ze swojej drogi… uwolnić swój umysł od rozpatrywania, co było, co się wydarzyło, dlaczego?.., a może? itp. itd. A jeśli pomyśleć o przeszłości, to tylko w takim aspekcie, że był w niej jakiś dobry moment i czerpać z niego satysfakcję.
*Tak, to może być...
- Koncentruję się na tym co mam, nie zadręczam, że czegoś mi brakuje. Opieram swoje życie na ludziach wokół mnie, a nie na dobrobycie.
*Tak, tak warto żyć...
- Nie jestem idealna i nie muszę być. A jak się komuś nie podobam może patrzyć w inną stronę. Moja specyficzność czy wręcz ekscentryczność jest moja... Nie muszę być jak inni... Mam być sobą. Jestem sobą. Wciąż jest we mnie mała dziewczynka, wciąż jestem Dorotką... mój wiek nie pozbawił mnie odczuwania, umiejętności kochania, wzruszania się... W głębi duszy ciągle mam tyle samo lat i potrafię znajdować frajdę we wszystkim co robię.
*Taka jestem, taka prawda...
- Nie pozwolę już nigdy by ktoś obniżył moje poczucie wartości, godności, bo znam słowo "nie" i często używam go. " Nie" to w moim przekonaniu całe zdanie... nie muszę tłumaczyć się.
*Tego się trzymam... godność osobista niezwykle ważna dla mnie jest...
- Nie obawiam się też okazywać swoich uczuć, mówić, że kogoś nadzwyczajnie lubię, kocham czy zejść ma z mojej drogi, bo ona i tak wyboista jest, i nie ma miejsca dla dodatkowych kamieni.
*I to jest istotne w życiu...
- Jestem tym co myślę, czyli wolnością i odwagą. Odcinam od siebie dołujące myśli i staram się robić to co lubię, co kocham.
* Powtarzam się, ale powtarzanie dobrych emocji upaja mnie...
- Popełniam błędy w dalszym ciągu, ale nie ciągnę już ich za sobą... wyciągam wnioski... dzielę się z nimi. I tak w świat idzie nauka moja.
*Mam nadzieję, że tak jest...
- Problemy, trudne chwile każdy ma, a stary człowiek jakby jeszcze więcej... Ale to co się da to rozwiązać trzeba, a co przydarzyło złego przemilczeć po prostu.
*Ja tak mam...
- Ten czas tak szybko biegnie, nie pozwalam więc by sobie tak umykał bezwzględnie i każdego dnia kombinuję jak zrobić coś małego, jednocześnie wielkiego, by ten dzień wyjątkowy był.
*Czasem lepiej, czasem gorzej udaje mi się to...
.
- Nic nie jest dane raz i na zawsze. I to nie jest wyznacznikiem niczego. Zawsze może być inaczej. To inaczej może przynieść nieoczekiwanie całkiem znośny stan.
*U mnie tak jest... nawet bardziej niż przyjemnie...
- Wykluczyłam ze swojego słownictwa słowo "potem". Nigdy nie ma dobrego momentu, odkładanie na "potem" okazuje się w rezultacie całkiem niefajne, nie takie jak było wyobrażane. Dlatego najlepiej biec zaraz, spontanicznie za wymyśloną myślą.
*Taka prawda... czasem "potem" w ogóle nie ma...
- Wiele razy upadałam. Świat z tej perspektywy wygląda zupełnie inaczej. Te porażki ukształtowały mnie. I teraz nie tak łatwo byle czym w ziemię mnie wgnieść.
*Wręcz trudno...
- Wdzięczna jestem każdego dnia, że zawitało do mnie słonko lub deszczem powitał mnie dzień. I myślę wtedy o tych, którym nie dane było już w tym dniu zobaczyć jak słoneczny promyk jest piękny.
*Ta wdzięczność trzyma mnie przy życiu i jeszcze pozwala niebywale radosną być...
- Jestem dumna z siebie i nie przepraszam za to, że żyję... mam swoją rolę na tym świecie (każdy jakąś ma). Tak chcieli rodzice i dlatego jestem;-)
*Nic mnie tak nie cieszy i bawi jednocześnie jak bycie na tej ziemi...
Co mogę jeszcze zrobić?
- Mimo, że nie byłam w życiu wolna od strachu, dzisiaj czuję, że jestem silniejsza niż kiedyś ( to nie do końca określony czas...). Wiem, że nie jestem sama i zawsze mogę liczyć na pomoc.
*Ta świadomość dodaje pewności, a tej nigdy nie za wiele...
- Choroba to proces... wychodzenie z niej jeszcze dłuższy ciąg, ale jestem przygotowana i zdeterminowana by przejść go...
*Dla siebie i bliskich dbam o swoje zdrowie, bo z niego wynika mój stan umysłu.... a ten? Wiadomo... wszystko mieści się w naszej głowie :-)
Nie wiem, co było w mojej głowie, gdy wraz z resztkami buraczków, pełnych zdrowych smaczków... wyrzuciłam na śmietnik... najważniejszą część wyciskareczki … nóż obrotowy razem z osłonką … ;-))))
Co mogę jeszcze zrobić? Bo soczków już sobie nie zrobię! :-)))
Nooo... zawsze możesz zjeść całego buraka, i z tym soczkiem, i z tymi resztkami burymi...jak to nasze życie całe z jego dobrymi i gorszymi dniami.
OdpowiedzUsuńTak czy owak, cały burak, czy sok... zdrowe są (ale tylko w kwestii warzyw;-))
UsuńA jak domyślam się, nie wiem , czy trafnie, to po te nożyki do śmietnika nie trafisz?
OdpowiedzUsuńPrzecież nie chcesz rozgrzebywać tego, co wyrzuciłaś z życia . Ale trochę tych nożyków szkoooooda... :)
A może jednak?
Serdecznie pozdrawiam, też stara :)))
Nie mam zamiaru niczego rozgrzebywać, do starego wracać, po śmietnikach historii podróżować;-) Pozdrawiam Cię serdecznie:-))
UsuńWitam dobrze czasem porozmyślać o swoim życiu ale nie warto się cofać.
OdpowiedzUsuńZdjęcia piękne i ładnie się prezentujesz w tym stylu.
Dziękuję za dobre słowa i pozdrawiam gorąco:-))
UsuńCiekawy post. Ja często się cofam do przeszłości i to zabiera mo dużo energii. Niestety nie jestem asertywna,ale się uczę się tego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ważne jest to co tu i teraz, a z przeszłości pielęgnacji wymagają tylko dobre chwile:-) Tego trzeba się trzymać:-)) Buziaki:-)
UsuńNadal soczki będziesz mogła robić jak nową wyciskarkę kupisz. Dużo Cię ten sok z buraków kosztował, oj dużo. Ukłony.
OdpowiedzUsuńDzieci były kochane i wyrozumiałe i następny wyciskacz mi podarowały:-) Ponoć mają pewność, że co a co, ale ta historia się już u mnie nie powtórzy:-))Serdeczności:-)
UsuńBuraczki tyle wspaniałych refleksji wywołały, że aż dwa razy musiałam sobie przeczytać i przemyśleć.
OdpowiedzUsuńTylko nożyka trochę szkoda.
Uściski, Dorotko.
Małgosiu... nie ma już czego żałować... najpiękniejsze historie, ludzie, rzeczy... wszystko ma swój koniec. Bardzo serdecznie Cię ściskam:-))
OdpowiedzUsuń