"Nie oczerni błoto, póki się go nie dotykasz." Andrzej Maksymilian Fredro
W tym wypadku trafniejsze wydawałoby się powiedzenie "Nie działa błoto, póki się go nie dotykasz", a ja przed tym dotykaniem niestety często się wzbraniam – także w wypadku kosmetyków. W końcu ja... lubię czysta być 😉 Gorzej jednak, że choć lubię czysta być... nie lubię cellulitu mieć. I mimo, że jestem bardzo z nim zżyta, bo on w końcu mój własny, wyhodowany na nogach jest (w sensie ten cellulit), to jednak nie tak bardzo, żeby się z nim nie rozstawać... I choć w każdym związku powinna występować równowaga – w tym wolałabym mieć przewagę. I tu z pomocą przyszło mi antycellulitowe błoto termalne, czyli aloesowy kosmetyk na bazie szarej glinki. 20% zawartość aloesu ma za zadanie nawilżać i dawać uczucie świeżości, a wyciągi roślinne (mdz. innymi z kasztanowca i bluszczu) mają nadawać temu produktowi właściwości antycellulitowe.
Na wstępie muszę jednak zaznaczyć jedno: posiada jedną kolosalną wadę (która niestety tyczy się każdego kosmetyku) – należy stosować go regularnie, a bez prysznica w domu zdaje się to być trochę problematyczne, ponieważ błotem trzeba okładać się do 3 razy w tygodniu na suchą skórę, a następnie spłukać wspomniane wyżej błoto po dziesięciu minutach ciepłą wodą. Użytkowanie w praniu wychodzi trudne, ponieważ latanie po łazience golutką.. pokrytą jedynie błotem jest mało komfortowe. Dlatego ja z użytkowaniem błota czekam aż będę sama w domu... i wtedy mogą bezkarnie się obkładać i nawet po więcej niż dziesięciu spłukiwać. Należy jedynie pamiętać o zasłonięciu okien, żeby jakiś sąsiad nie dostał zawału serca na ten bez wątpienia widok... ekhem... zaskakujący.
Czy jednak ew. Kłopoty zdrowotne sąsiada (spowodowane tym zdumiewającym widokiem Starej Kobiety w błocie) są warte stosowania tego produktu? Chciałoby się zapytać, że to zależy czy ten sąsiad przystojny jest 😉
Wspomniane błoto termalne zawiera mdz. innymi szarą glinkę, kasztanowiec, bluszcz, Olejek eteryczny z rozmarynu, który hamuje gromadzenie się wody, zapewnia uczucie relaksu, mentol, nikotynian metylu, która zapewnia mikro-masaż dzięki efektowi zimno-gorąco, wodę termalną i oczywiście aloes... i to wszystko sprawia, że skóra po spłukaniu jest rzeczywiście nawilżona i odświeżona. Nie mniej jego stosowanie wymaga pewnych pokładów cierpliwości (których mi niestety nie zawsze wystarcza). Zauważyłam jednak poprawę stanu skóry i dodatkowo: obłożenie takim błotem, choćby nawet miało działać jedynie jako placebo – bez wątpienia pozostawiało mnie w lepszej komitywie, z tym moim partnerem – cellulitem. Nie bez znaczenia pozostaje jeszcze fakt, że błoto to stanowi idealne zaproszenie do gimnastyki po jego użytkowaniu. W końcu wanna (ta jędza jedna) sama się nie umyje... A tak na poważnie: jestem mile zaskoczona tym, że nie zostawia osadu na wannie, trudnego do zmycia. Niestety spotkałam się już z produktami tego typu po których wyszorowanie wanny stanowiło dla mnie prawdziwe wyzwanie. W dodatku błoto Equilibra nie zawiera parabenów, alkoholu, barwników, alergenów.. i to jest w nim bardzo cenne.
A jak już umyjecie tę wannę... proponuję sięgnąć po aloesowe mydełko tej samej marki, które pozostawia skórę aksamitnie gładką, nawilżoną. Jest bardzo delikatne (tak delikatne, że nadaje się do mycia każdej części ciała) – nieznacznie się pieni, tworząc kremową pianę. Skóra jest czysta i ukojona, ponieważ aloes w nim zawarty zmniejsza podrażnienia (także te związane z goleniem, czy też depilacją). Nie zostawia szorstkiej, "sztucznie" napiętej skóry, a jedynie niesamowicie gładką i przyjemną w dotyku strukturę. Jest lekko perfumowane – zapach jednak w żaden sposób nie drażni, a wręcz uprzyjemnia kąpiel... Mydełko stosowałam i stosuję zarówno do mycia rąk jak i reszty ciało – w każdym z tych przypadków sprawdza się świetnie. Mnie przekonuje do siebie chociażby tym, że oprócz tego, że nie zawiera barwników i alergenów, nie zawiera także SLS i SLES. To w 100% naturalny i przede wszystkim bardzo, ale to bardzo dobry produkt.
To tak... ciało błotem obłożone, spłukane, sąsiad latający po mieszkaniu za żoną, że sąsiadkę z naprzeciwka porwały zielono – bure ufoludki, gładka, miękka i nawilżona skóra... to jeszcze tylko w tym zestawie stworzonym za sprawą aloesu brakuje aloesowego soku. A gdy już sok wypity zostanie... wystarczy jeszcze tylko zakopać się pod kołderkę i przygotować na jutrzejszą rozmowę z sąsiadem (chyba, że przed przyjdzie sąsiadka 😉).
Uwielbiam sąsiedzkie oczy... a tego na udach wcale nie. Tylko cierpliwości mi nie starcza na walkę, nawet tak dobrze przetestowanym kosmetykiem.
OdpowiedzUsuńTrochę pracy z tym błotem, to prawda... za to z mydełkiem szybko idzie.
UsuńA te mydełko zdaje się być bardzo ciekawe ;)
OdpowiedzUsuńTak, lubię je bardzo. Jest delikatne w swej aksamitości:-)
UsuńMiałam próbkę tego błota. Niestety taki produkt trzeba stosować regularnie ,a u mnie z tym kiepsko, więc efektów nie widziałam :(
OdpowiedzUsuńZapraszam http://natalie-forever.blogspot.com
Regularność też nie jest moją mocną stronę jeśli chodzi o dbałość o ciało...stanowczo za wielką powierzchnię ma;-)
UsuńBardzo lubię produkty tej firmy!
OdpowiedzUsuń...są naprawdę dobre...tylko przy błotku trzeba mieć cierpliwość jeszcze...:-)
UsuńNigdy nie byłam systematyczna :) produkty ciekawe.
OdpowiedzUsuńSystematyczność popłaca...tak sobie gadam systematycznie i w tym gadaniu jestem jak najbardziej systematyczna;-)
UsuńUwielbiam zapach tego mydełka :) Obserwuje i zapraszam do siebie na dłużej :)
OdpowiedzUsuńTak, ja również lubię ten zapach. Dziękuję za zainteresowanie i pozdrawiam:-)
UsuńU mnie z systematyką ciężko :)
OdpowiedzUsuńSystematyczność to podstawa - powtarzała mi babcia, ale to było w kwestii pisania literek, nieokładania błotkiem:-)
UsuńA ja wciąż się na wszystko uczulam:))i podobnie jak większość nie jestem systematyczna:)))Pozdrawiam serdecznie:)))
OdpowiedzUsuńGdyby do kosmetyków dodawano w gratisie wiązkę nerwu(odpowiedzialnego za systematyczność), to wtedy większość tych mazideł dochodziłaby do 100% efektywności;-) Pozdrawiam gorąco:-)
UsuńNiestety od dłuższego czasu bezskutecznie zmagam się z cellulitem :( Muszę wypróbować to błoto - może ono przyniesie pozytywne rezultaty :)
OdpowiedzUsuńPomoże, tylko włącz SYSTEMATYCZNOŚĆ :-)
Usuńuwielbiam kosmetyki equilibra! mam to błotko:)
OdpowiedzUsuńTo fajnie, że Ci się u Ciebie sprawdzają...mam dobrą opinię o nich, tylko sobie zarzucam brak cierpliwości i systematyczności:-)
UsuńNie znam tego mydełka, ale bardzo mnie ciekawi :-)
OdpowiedzUsuńBardzo dobre to mydełko i to nie tylko moja opinia:-)
UsuńCiekawe te mydełko,obserwuję i zapraszam do siebie na dłużej :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i skorzystam z zaproszenia:-)
Usuńaloes lubie :)
OdpowiedzUsuńJest nas w tym lubieniu, jak sądzę więcej:-)
UsuńNie znam tej marki ale uwielbiam naturalne kosmetyki Ciekawa jestem każdej nowości ale bez wariacji Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńprzydatne cudo
OdpowiedzUsuńCudo, nie cudo...trzeba w końcu zmyć;-)
UsuńNiestety nie znam tego, nigdy nie używałam. Wydaje się być bardzo ciekawym produktem:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, shikatemeku.blogspt.com
Dobry to produkt tylko pracy i systematyczności wymaga:-)
UsuńSłyszałam o tej firmie, ale nie miałam ich produktów :)
OdpowiedzUsuńBardzo dobra firma...jestem generalnie ZA:-)
UsuńBłotko to nie moja bajka...chociaż uwielbiałam je w wieku 3 lat :) Co innego aloesowe mydełko...
OdpowiedzUsuńJak byłam mała też uwielbiałam taplanie i wolałam zdecydowanie od mycia...teraz mam trochę inaczej...ot zmiany:-)
Usuńjak słyszę "aloes" to muszę to mieć:D kocham produkty z jego składem:)
OdpowiedzUsuńAloes znany jest od wieków i jego dobra sprawcza moc:-) Mnie nawet samo słowo podoba się;-)
UsuńChyba nie miałam produktu aloesowego.
OdpowiedzUsuńTo nadrabiaj straty, bo moim zdaniem wszystko co zawiera aloes jest dobre:-)
UsuńMydełko mogłoby być dla mnie fajne. Na więcej zabiegów pielęgnacyjnych na razie nie mam czasu.
OdpowiedzUsuńMydełko jest fajne i nie zabierze dużo czasu skorzystanie z jego walorów, a naprawdę je ma:-)
UsuńFajna sprawa, bo jak miło gdy skóra jest aksamitna :) Kusisz ale lepiej jakiegoś wolnego, żeby już ta sąsiadka nie zajrzała ;)Ale tak serio jak się ma okno w łazience różnie to może być ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Popieram w całej rozciągłości:-) Pozdrawiam serdecznie:-)
UsuńTakie błotko kiedyś sobie sprawię :)
OdpowiedzUsuńWarto spróbować i uzyskać aksamitną skórę...tylko systematyczną trzeba być:-)
OdpowiedzUsuńZawsze mnie ta brudna wanna zniechęcała przed stosowaniem takich wynalazków, chociaż z drugiej strony błotka kuszą ;) Skoro zatem nie jest z ta wanną tak źle to może wypróbuję jednak. Co do sąsiadów, to przypomniało mi się właśnie, jak kiedyś o mało nie przyprawiłam kogoś o zawał maseczką na twarzy, aż podskoczył ;) Zdarza się
OdpowiedzUsuńKiedyś otworzyłam listonoszowi drzwi zapominając, że mam na twarzy maseczkę z glinki zielonej...aż się z wrażenia podrapał za uchem i chwila minęła gdy wydobył z siebie głos. To była zabawna scena. Pozdrawiam serdecznie:-)
OdpowiedzUsuń