..., więc dlaczego po prostu tego nie robisz (nie żyjesz, tylko się
zastanawiasz), zaczynasz dzień od narzekania, od ubolewania, że
znowu musisz wstać, że jeszcze ciemno, że pada deszcz (choć o tej
porze roku lepszy byłby śnieg), że dopiero 6.20, a sąsiad już
wwierca się wiertarką w mur i w umysł Twój, który jeszcze śpi,
choć szczoteczka z pastą jest już między zębami (tak sobie gadam,
w swojej potarganej głowie). O właśnie... wizyta u dentysty...
przypomina mi się, gdy ból zęba usuwa z głowy terkot wiertarki,
a przypomina, że to nic w porównaniu z leżeniem z otwartymi ustami
na leżance u stomatologa. Ale nic nie trwa wiecznie, więc chwila tego
przemyślenia też przemija i zaczyna się codzienna rutyna. Radio
gra już od piątej. Właśnie po skocznej, rozbudzającej piosence w
ucho wpada mi optymistyczny głos spikera, że dzisiaj dzień o 20
minut dłuższy i środa, to prawie jak piątek, bo gorsza połowa,
za kilkanaście godzin upłynie, i za chwilę będzie piątek. Piątek... wiadomo brzmi optymistycznie. Grunt to optymistyczne nastawienie
dające pozytywną perspektywę. A perspektywa, to kwestia wyboru (sama siebie przekonuję). Przy takich maślanych rozmyślaniach moja
babcia już dawno utarłaby z kremówki prawdziwe masło, albo
wyrobiła do wyrośnięcia drożdżowe ciasto, które pięknie by
rosło. U mnie tego (i niejednego też przedtem poranka) jedynie co
rosło (no co?... nikt nie jest idealny), to niechętne spojrzenie na
wstający aktualnie dzień.
I
co? I co ja? Zdążyłam się ledwo ubrać, pomalować lewe oko (prawego nie zaczęłam, bo gwizdnął na mnie czajnik, a z nim nie ma
żartów... przedostatniego czajnika głos zignorowałam i jego
"zapach" obudził sąsiada) i mieć poważny problem z
doborem kolorystycznym szalika, i ...
- A może inną, bardziej stonowaną torebkę? - tak bezwiednie i mało ambitnie rozmyślając stanęłam przed lustrem w przedpokoju, podciągając talię sukienki pod brodę, aby zapiąć zamek sukienki, który wszyty jest z tyłu.
Wyglądałam
komicznie, żeby nie dodać "tragi"przed komicznie (tylko ze
względu na łaskawość wobec siebie samej, bo czasem warto być,
dla siebie wyrozumiałą). I właśnie w tym momencie i już w tym,
kiedy umieściłam talię sukienki w mojej (umownej w rzeczywistości
bardziej) talii i odbiciu lustra zauważyłam, że dekolt tejże
sukienki (niebieskiej) jest nieregularnie czerwony (bynajmniej nie z
powodu lamówki, fantazyjnie przyszytej), lecz czerwony od szminki,
która z moich ust przeniosła się na brzeg sukienki... w tym
momencie zrozumiałam, że..., że ja (mimo wszystko) siebie lubię (choć bywam wkurzająca). I
lubię te, i inne poranki bez względu na jakieś drętwienia dłoni,
łamanie w lędźwiach, ból zęba, pomarszczoną skórę,
wiadomości (najczęściej dramatyczne dochodzące ze wszystkich stron
(o smokach politycznych i smogach wtryniających się do płuc przez
zwykłe oddychanie, i rozchylanie ust w uśmiechu).
Skoro
lubię, jeśli LUBIĘ, to dostateczny powód, żeby żyć. Muszę
łyknąć trochę magnezu,
paracetamolu czy innego ibupromu,
złuszczyć skórę różanym żelem, wklepać krem, zaakceptować
swój ząb, jaki jest (na szczęście jest) i odciąć od swego ucha
wiadomości zastępując je płytą z muzyką, albo jeszcze raz
obejrzeć reportaż Martyny Wojciechowskiej z Bhutanu – miejsca
szczęśliwych ludzi, gdzie nie liczy się wzrost PKB, tylko wskaźnik
szczęśliwości każdego pojedynczego i w całości ludka.
Mój
znajomy (niejaki pan Edward i tu po wyrażeniu"bardzo"
następuje... po pięćdziesiątce, wykształcony, zamożny, z
młodszą, kolejną żoną, przedsiębiorca, właściciel, czego
sobie można zamarzyć (ciągle bardzo...) gdy się ze mną spotyka (i tu ... nie bardzo często, ale dla mnie wystarczająco) zawsze
powtarza, że (tu cytuję) teraz już tylko będzie gorzej.
I
tu zawsze zadaję (sobie, nie jemu, bo jestem dobrze wychowana (?))
pytanie – skoro taką pewność ma, to po co mu ta kolejna chata,
nowsza wersja nowszej wersji, limitowanej samochodu i w ogóle, po co
mu ta góra pieniędzy, jeśli ta górna, prawa trójka od ostatniego
(z nim, ponad trzy miesiące) widzenia jest ciągle (może nawet
jeszcze bardziej, jak na moje oko) ukruszona?
- Jak ktoś upadnie, to może się tylko podnieść, a pan Edziu przecież nawet nie upadł. Raz tylko nogę złamał jak był na nartach (oczywiście w Alpach, a nie w jakiś zwykłych Tatrach), ale w konsekwencji skończył swój urlop w najlepszej prywatnej klinice i tam poznał swoją następną, bardzo młodszą żonę (ortopedę, w sumie szkoda, że nie stomatologa...to a'propos zęba). Poprostu farciarz i szczęściarz. Złamał nogę, ale dostał zupełnie nową(żadną rozwódkę, ani wdowę) żonę i jeszcze połowę jej konta.To czego on taki nieukontentowany?
Te
rozważania zajęły mi czas, a moje w nim ruchy (mimo myślenia)
sprawiły, że zmieniła się moja przestrzeń z mieszkania na
przystanek autobusowy, na który dzielnie dobrnęłam. Na chwilę
tylko utknęłam w pryzmie nieusuniętego brudnego śniegu (jak
utknęłam w swoim porannym zamyśleniu) i wsiadłam do
wypchanego autobusu (też zatrzymał się na chwilę), żeby inni ludzie, a
wśród nich ja mogłam do niego wsiąść, i jechać. I tak trzymać.
Przed nami wiele przystanków, ale ważne, żeby jechać. Wytrzymać
tłok, chybotanie, nie zawsze wygodne siedzenie (nawet brak oparcia i
wsparcia), ale trwać. Życie jest tego warte.
Kobieto jak Ty to robisz, że zawsze wyglądasz hiper, super - jak mawia czasem mój młodszy syn:)
OdpowiedzUsuńDzięki...taki syn to Skarb:-)
UsuńKochana, właśnie takiego tekstu potrzeba mi było na zakończenie dość męczącego dnia. Trzeba trwać - bo życie jest tego warte. Dziękuję!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i miłego weekendu:)
Dziękuję za poparcie i pozdrowienia...Życie to skarb największy i trzeba, dopóki wystarczy,a nawet jak już brakuje sił- trzymać mocno w garści. Uściski.
UsuńNiby o tym wiem ale dobrze, ze przypominasz, szczegolnie dzis w uteskniony weekend. Tez jestem optymistka i czasem troche udaje, bo jakos nie wypada przy roznych maruderach mowic, ze przeciez nie jest tak zle. Swoja droga taki maruder raczej nie dostroi sie do usmiechnietego. Chusta cudna, dlugosc kiecki tez, a co...😁
OdpowiedzUsuńTak krawiec kraje jak mu materii staje... temu od sukienki, trochę zabrakło i co było zrobić(?) Trzeba brać co daje los :-)
UsuńTak jak Maria pytam, jak Ty to robisz że zawsze wyglądasz świetnie:)))przeczytałam cały wpis i w pełni się z Tobą zgadzam:))))mimo wszystko warto żyć i cieszyć się małymi rzeczami:)))Pozdrawiam serdecznie i dobrej nocki życzę:)))
OdpowiedzUsuńJestem urodzoną aktorką...udaję:)))Ściskam mocno... nieudawanie.
UsuńBardzo wazny temat poruszyłas! odkąd zrozumiałam, że jestem swoim najwiekszym sprzymierzeńcem bardzo siebie lubię i mam dystans do siebie i swoich drobnych wad. Kocham życie, a ono mnie! gdyby wszyscy narzekający przyswoili sobie te prosta prawe, zycie ich nabrasloby barw! Pozdsrawiam cieplutko. slicznie wyglądasz!
OdpowiedzUsuńSuper mnie zrozumiałaś. Do tego jeszcze szczypta zdrowego egoizmu i masz wszystko... świat u stóp. Buziaki :)))
UsuńŚwietny płaszczyk!
OdpowiedzUsuńDziękuję za komplement,płaszczyk jest też zadowolony :-)
UsuńZawsze powtarzam, że życie jest piękne. Spotkałam kiedyś znajomą, która zaczęła mi opowiadać co ją boli, na co się leczy, co ją złego spotkało........no nic przyjemnego. Głupio się czułam, nie wiedziałam co powiedzieć. Dobrze się czułam, miałam dobry humor, nic złego mnie nie spotkało......i jak to teraz powiedzieć, pocieszyć ją?...Czasem nie jest źle trochę ponarzekać, bo przecież nie zawsze jest różowo.......ale, no właśnie ale. Starać się robić to jak najrzadziej i patrzeć na świat i życie bardziej optymistycznie. To pomaga, lepiej się czujemy my sami i otoczenie też nas lepiej przyjmuje. Ważny temat, fajny tekst i......Ty jak zwykle piękna i kwitnąca. Tak trzymać. Pozdrawiam gorąco:)
OdpowiedzUsuńI to w życiu jest cudowne, że nie jest jednolite i nudne, i nigdy nie wiesz co zdarzyć się może. Wszyscy miewają rzec delikatnie... różnie, ale jak to mówiła mi babcia... nawet ze złego staraj się wziąć coś dobrego tego trzymam się.To naprawdę jest dobra recepta na życie. Pozdrawiam słonecznie.
UsuńBardzo podoba mi się twój płaszcz i ta torebka:) pięknie wyglądasz. A marudzenie ...nieraz trudno zrozumieć, bo życie jest niesprawiedliwe. Możesz mieć wszystko...studia...zawód ...miejsce ...dom i nagle trach jak i dlaczego, a jednak. Można stać i płakać,ale lepiej zostawić marudzenie tak ja zrobiłam. Zostawiłam to, że miałam miałam tam stanowisko i nie wiedziałam co to mycie,,kibli,,na akord...pojechałam do Anglii w ciemno i dostałam się do hotelu. Jak tu ciężko się pracuję to wie ten co tu pravował, ale dzięki temu dzieci mają studia i to dobre. W życiu nigdy nie wiadomo nic do końca
OdpowiedzUsuńLubię czytać twoje teksty są dobre.pozdrawiam
Miło mi, że podoba Ci się mój płaszczyk i torebka. Torebkę zwłaszcza lubię, bo jest poręczna bardzo i pakowna.Co do życia to faktycznie nie jest ono sprawiedliwe. Uczysz się, pracujesz, wychowujesz dzieci, a tu nagle... bęc..jesteś starym schorowanym człowiekiem,niejednokrotnie samotnym i co... to jest nagroda za całe życie? Ostatnio usłyszałam w radiu muzykę z filmu"Deszczowa piosenka" i poniosło dosłownie mnie. Przetańczyłam "całe mieszkanie" i jakoś wspaniale zrobiło się w mojej głowie. Gdy przypominam sobie tamten moment, to sama do siebie uśmiecham się i cieszę, że dane mi było i ciągle jest, na tym świecie być. Życzę Ci byś jak najwięcej miała w swoim życiu takich momentów, które będą napędza Twój w nim bieg.Trzymam kciuki za Ciebie mocno.
UsuńTak ! Życie jest tego warte !!!
OdpowiedzUsuńTak...wielkie TAK dla życia, każdego życia.
Usuń