Źródło: http://www.rossmann.pl/ |
Tak to jest. Rano nakładasz
makijaż i wyglądasz pięknie i świeżo, szczególnie po dobrze
przespanej nocy. Niestety już po paru godzinach czujesz się jakoś
wyblakła, pomadka na ustach zjedzona po wypiciu kawy, zjedzeniu
kanapki (zakładam, że jesz śniadanie, bo ono jako uruchomienie metabolizmu, by nie przytyć przypadkiem... jest najważniejsze) i
jakieś podenerwowanie, wzruszenie, to wszystko sprowadza się do
jednego... wyglądasz jak wyblakłe płótno, albo jeszcze gorzej
– nieświeżo. I w tym powinna pomóc "Mgiełka
utrwalająca makijaż"z Lirene. Po prostu na wykończenie,
ostatnie muśnięcie pędzlem policzków pudrem i podkreślenie czerwoną lub inną szminką warg... naciskasz pompkę i pryskasz się
delikatnym deszczykiem o przyjemnym zapachu ogórków i...i już.
Czuje się lekkie odprężenie i po chwili jakby scalenie całego
makijażu. Jest jest takie wrażenie utrwalenia całości. Przez parę
godzin, nawet sprawdzając w lusterku można sprawdzić, że makijaż
zachowuje swą poranną świeżość bez specjalnego poprawiania.
Niestety nie jest to (przynajmniej w moim przypadku) 10 godzin jak
zapewnia przyklejona na czarnej buteleczce, kartka od producenta.
Faktycznie trwałość makijażu jest przedłużona, na twarzy po
zastosowaniu tego preparatu nie tworzy się maska, ani żadna
skorupa, wprost przeciwnie odczuwa się świeżość, ale nie trwa
ona zbyt długo. Wypróbowałam, że można się psiknąć (kolokwialnie mówiąc) tą mgiełką kilka razy w ciągu dnia i wtedy
skóra zyskuje dodatkowe nawilżenie i odczuwa się widoczne
poprawienie kolorytu skóry bez ponownego nakładania makijażu, ale
usta trzeba kolejne razy poprawiać, i rzęsy też. I tak polubiłam
ten kosmetyk. Rozpylam go prawie codziennie po nałożeniu maka up'u,
przy zamkniętych oczach i ustach... po chwili wysycha.... otwieram
oczy... i widzę w lustrze wypoczętą twarz. Cel został
osiągnięty. A, że nie na długo? Ale zmokłam kiedyś, a byłam
bez parasola i miałam zmoczone włosy, i w butach też było dość
wilgotno, a makijaż nie rozmył się. Wpadłam na ważne, poranne
spotkanie i wyglądałam jakbym zdążyła się pomalować tylko
zabrakło czasu na wysuszenie włosów. Mgiełka od Lirene będzie
miała miejsce na mojej toaletce.
Zastanawiałam się nad ppdobnym produktem przeglądając katalog AVON. Może następnym razem sobie kupię. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńKiedyś nawet byłam konsultantką Firmy Avon, na mgiełkę nigdy jakoś nie trafiłam. Ale jakąś warto mieć. Pozdrowionka.
UsuńWygląda, że to bardzo fajny produkt :)
OdpowiedzUsuńCzasem , na dłuższe wyjście się przydaje.
UsuńPosiadam takową jednak z Bielendy.
OdpowiedzUsuńFajna rzecz ta mgiełka. Warto się w nią zaopatrzyć.
OdpowiedzUsuńJednak rynek kosmetyczny jest niesamowicie bogaty w różnego rodzaju precjoza, dzięki którym możemy chociaż troszeczkę poprawić matkę naturę:)
mnie bardzo dobrze sprawdza się fixer z MuR mam go już ok8 miesięcy i jeszcze sporo mi zostało :)
OdpowiedzUsuńRównież bardzo ją lubię ;)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe wpisy na blogu, nie tylko kosmetyczne ;)
Zostaję na dłużej ;)
pozdrawiam