20:32:00

DZIUBULEK (będzie tragikomicznie)


U Marty jest właśnie Natalia. Natalia jest manicurzystką. Jeździ do swoich klientek małym, zielonym jak wiosenna żaba samochodem. Zamiast one pędzić do niej, ona jeździ do nich, i piłuje, maluje im paznokcie u rąk i nóg. Wedle zapotrzebowania. Nie bierze za to więcej pieniędzy niż gdyby chodziły do salonu, a dodatkowo, w tym co robi, wspaniała jest. Marta bardzo zaprzyjaźniła się z młodą osobą. Przy okazji upiększania jej dłoni, Natalia również o sobie opowiadała. Znały się już bardzo długo, jeszcze jak Marta w poprzednim miejscu, parę ulic dalej zamieszkiwała. Zawsze przy okazji spotkania była kawa i ciasto koniecznie, albo nawet mały obiadek, bo Marcie żal było Natalii, że tak za tym groszem biega (w sensie jeździ) od rana do wieczora, że nawet specjalnie nie ma czasu, żeby coś zjeść a jeszcze ta uczyła się zaocznie. Wszystko, mniej więcej raz na miesiąc gdy się spotykały, sobie opowiadały. Mimo znacznej różnicy wieku bardzo się lubiły i ceniły wzajemnie swoje zdanie.
Jest wyjątkowo ciepły wrzesień 2008 roku, właściwie końcówka... miesiąca. Marta jest szczęśliwą mężatką. Dopiero minęły 4 dni od tego wyjątkowego dnia, który zmienił jej dotychczasowe życie. Już nie była sama. Miała w swoim domu parę męskich spodni i myślała, że złapała Pana Boga za nogi w związku z poślubieniem Romana.
Na tym cywilnym obrządku kiedy z nienaganną dykcją Marta Romanowi przysięgała (on cicho to powtarzał, lekko zarumieniony), była też życzliwa Marcie Natalia ze swym życiowym partnerem.
I właśnie sobie wesoło plotkowały, popijając z mleczkiem kawkę, gdy zaterkotał telefon.
Marta tym odgłosem była zdziwiona, inaczej brzmiał sygnał jej telefonu.
Dźwięk był uporczywy, na chwilę został przerwany więc Marta go zignorowała i wróciła do luźnej z Natalią rozmowy. Właśnie odcień czerwonego lakieru do paznokci wybierały, gdy dzwonek natarczywie zaczął długo dzwonić i powtarzał się co kilka chwil. Tego nie można było zlekceważyć.
Idąc za dźwiękiem, Marta dotarła do kurtki męża wiszącej w korytarzowej szafie.
O... telefon... Roman – zapomniał idąc do pracy wziąć go ze sobą. Kurtki też nie wziął? - zastanowiła się Marta.
Wróciła do pokoju, gdzie siedziała nad lakierami Natalia i nacisnęła zieloną słuchawkę "odbierz"w telefonie Romana.
  • Dziubulek? Dlaczego tak długo nie odbierasz? - w słuchawce słychać było miękki i ciepły, kobiecy, lekko poirytowany, ale szczęśliwy (mniemała Marta, że wskutek odebrania telefonu) głos.
Marta oniemiała, ale był to tylko moment, w sekundzie odzyskała głos i serdecznie z powagą odpowiedziała pytając równocześnie:
Dziubulek? To chyba pomyłka... tu numer 6..- ...- ..6 , to telefon mojego męża. Zostawił go przez roztargnienie, aktualnie nie ma go w domu.
  • Jak to mój Dziubulek ma żonę, chyba sobie pani kpi – bez zbędnych wstępów – w słuchawce głos i drążył dalej nieprzerwanie - on w zeszły czwartek u mnie był (od autora: gwoli przypomnienia, w sobotę był ślub) i wprawdzie trochę się poprztykaliśmy, bo właśnie wróciłam z Niemiec, byłam bardzo zmęczona i nie miałam ochoty na seks, a on bardzo był mnie spragniony i .... i ... przyśpieszonym tempem relacjonowała sprawę podekscytowana kobieta.
  • ????????????????????? - Natalia, kochanie, podaj mi wodę , najlepiej... najlepiej nalej mi wódki, tam w barku jest - odsuwając od ucha słuchawkę, Marta krzyknęła do nierozumiejącej nic Natalii, choć ta siedziała na wprost niej i wystarczyłby szept.
  • Nie w kieliszek taki mały, daj ten do wina, ten większy daj - Marta wróciła do rozmówczyni po przechyleniu połowy zawartości kieliszka z wysokoprocentowym trunkiem.
    Nawet nie poczuła jego ostrości i cierpkości.
  • Był u pani w czwartek i co mówił, nie mówił, że za dwa dni będzie miał ślub? - spytała spokojnie już Marta
  • Kto? Dziubulek?
  • A o kim w tej chwili mówimy, chyba właśnie o nim, o Dziu...znaczy Romanie. Co pani taka zaskoczona? Do niego właśnie pani w tej chwili w dzwoni?
  • To dlaczego pani odbiera telefon i jeszcze kłamie, że mój Dziubulek ma żonę? - trwała przy swoim rozmówczyni Marty.
  • Spokojnie... ustalmy – konsyliacyjnie odrzekła Marta – czy pani Dziubulek ma na imię Roman i nazywa się S........ ?
  • Tak, to wychodzi, że on, ale w czwartek u mnie był i bardzo mnie chciał. Ale mówiłam już, że po podróży zmęczona byłam i może źle zrobiłam, bo obraził się i teraz jest z panią - smutno skonstatowała rozmówczyni.
  • Pani czegoś nie rozumie, on w sobotę, co 2 dni po tym czwartku była, w USC wziął ze mną ślub. Nie idzie się obrazić na ukochaną, z którą się jest jak pani twierdzi długi czas, a kilkanaście godzin później w odwecie z inną brać ślub - nieco uniesionym głosem tłumaczyła Marta.
  • Mam na imię Zofia – odezwała się pojednawczo kobieta ze słuchawki.
  • Jestem Marta, od 4 dni Marta S...... . Przepraszam bardzo, ale rozumie pani, że jestem tak pewnie jak i pani mocno zaskoczona, do tego mam u siebie gościa. Sama pani rozumie, że nie bardzo teraz mogę, a nawet nie wiem czy chcę z panią rozmawiać.
  • Jeszcze drań mi wisi 4 kawałki i .... - kontynuowała Zofia, lecz Marta przerwała wywód jej i szybko zaproponowała: spotkajmy się, mam dzisiaj wolny dzień.
  • Dobrze, 13-sta może być, czy kawiarnia TU i TU przy ulicy Tej i Tej?
  • Wspaniale, to do 13-ej w TU i TU. Do zobaczenia.
Marta odłożyła telefon, Natalia już się domyśliła. W ciszy kończyła malować jej paznokcie przy ręce wolnej od trzymania telefonu.
  • Przepraszam cię Natalio, czy możemy zmienić kolor, na czerwony, ale bardziej ostry?
  • Nie ma problemu, mam taki krwisty zajebi...., będzie pasował do sytuacji jak ulał.
W drzwiach wejściowych usłyszały zgrzyt klucza w zamku. Obie spojrzały na siebie równocześnie.
Marta wyszła do przedpokoju.
Do mieszkania wchodził Roman.
  • Wiesz kochanie, tak się kochanie rano nie mogłem z tobą rozstać, że z tego wszystkiego wyleciałem jak stałem. Zostawiłem kurtkę, a w niej telefon.....- ćwierkał od wejścia radośnie Roman (Dziubulek)
  • A cześć Dziubulku kochany, faktycznie zostawiłeś telefon. Wiesz dzisiaj o 13-ej mam intrygujące spotkanie, więc obiadu nie będzie, za to zrobimy sobie kolację wspaniałą – rzekła z promiennym uśmiechem niespeszona nagłym wejściem męża (męża?) Marta. Nieco komiczna była ta sytuacja.
  • Dziuubuuulek – skąd wzięło ci się to słowo, nigdy tak... nie skończył zdania Roman, gdy Marta kurtkę z telefonem mu podała i lekko za drzwi wypchnęła, tłumacząc, że jest Natalia, ona się już bardzo śpieszy, a ty też nie trać niepotrzebnie czasu k o c h a n ie - Marta przeciągle zaznaczyła ostatnie słowo.
  • I co pani teraz zrobi? - spytała cicho Natalia.
  • Ubiorę najlepszą sukienkę, włożę najwyższe szpilki, upnę wysoko włosy i pójdę poznać znajomą Dziubulka.
  • A potem?
  • ??? - potem niewątpliwie spotkam się z Dziubulkiem i na razie tyle.
Spotkanie w kawiarni TU i TU.

Marta przyodziana w czerwoną zwiewną sukienkę i lekki, granatowy płaszczyk stanęła w wystrzałowych szpilach, tuż za drzwiami wejściowymi kameralnej kawiarenki TU i TU. Szukała wzrokiem nieznanej jej, nigdy wcześniej niepoznanej kobiety, której głos tylko od rana dźwięczał jej w uszach. Przy stolikach nie siedziała nigdzie samotna kobieta. Siedziały pary, dwaj panowie ostro dyskutujący, młody człowiek z lapto[em, łapczywie spijający z dużego kubka (chyba) kawę, mama z malutkim synkiem, który smakowicie oblizywał łyżeczkę, na całej długości oklejonej kremem z ciacha, podczas gdy mama pochłonięta była rozmową przez telefon, gdzie pokrzykiwała, że (czegoś tam) ma dość.
Obserwując tych nielicznych gości Marta zastanawiała się, w którym przysiąść miejscu i oczekiwać na Zofię (znajomą męża, dla niej zaledwie krótkotelefoniczną rzec by można)
  • Pani Marta? - z tyłu, na wysokości swojego ramienia usłyszała swoje imię.
  • Tak – odwróciła się i zobaczyła niewysoką, elegancko ubraną blondynkę z obfitym biustem.
To musiała być owa tajemnicza Zofia, autorka zmiany imienia Romana na Dziubulek.
  • Bardzo mi miło – wyciągnęła rękę na przywitanie.
  • Nie mam nic przeciwko pani, nie znam pani, ale myślę, że traktowanie tej sytuacji jako miłej jest mocno przesadzone i za daleko posunięte. Siądźmy, może tu koło donicy z kwiatami i porozmawiajmy. Dzień dobry pani. - Marta pociągnęła Zofię do stolika tuż koło okna, gdzie stała owa olbrzymia z pięknie utrzymanymi kwiatami donica, skutecznie odgradzająca ten stolik od reszty sali.
Na początku były nieco sztywne. Podejście kelnerki przyjmującej zamówienie dały im obu czas na dyskretne przyjrzenie się sobie.
Zaczęła Marta.
  • To co mi pani powie?
  • A pani mi? - zareagowała gwałtownie Zofia
Marta niezrażona tym wybuchem wyjęła z torebki świeżutki akt małżeństwa i zdjęcia z uroczystości. Podała w milczeniu Zofii.
  • Co za świnia, co za gnój, wykorzystał mnie skur.., ...., ...... z ust na oko 45-50 -letniej, ale zadbanej kobiety zaczęły wypływać nieprzerwanym potokiem epitety niezbyt eleganckie, wręcz wulgarne.
  • Spokojnie, to ja powinnam się raczej denerwować... opowie mi pani o tym związku, jak długo, od kiedy, jak było i o tym czwartku? - Marta uciszała Zofię, bo goście przy innych stolikach zaczęli spoglądać ciekawie w stronę kwiatu, za którym one się usadowiły.
  • To było tak... - (to historia na inne, długie opowiadanie)
    Marta słuchała go i w głowie zaczęła fakty jak puzzle dobierać i układać.
Słuchała historii zamożnej kobiety - wdowy, która miała dwóch dorosłych synów, poza miastem duży dom i kawał ziemi. Pracowała w Niemczech, właśnie wróciła, po operacji powiększenia biustu, bo Dziubulek (pardon, Romulek) narzekał na jego rozmiar i stan. Wszystko dla niego. Byli razem, choć ona sama już nie wie i tu potoczyła się druga opowieść długa, ale i teraz nie na nią czas.
Trzy godziny jak nic upłynęły, jak Marta słuchała i raz więcej, a raz wcale nic nie rozumiała.
Zofia chciała podwieźć ją pod dom, ale tego Marta chciała uniknąć wymawiając się kłamliwie, że do domu jeszcze nie wraca, i załatwić musi jeszcze coś bardzo istotnego. Uregulowały wspólnie rachunek.
  • I co, co teraz zrobisz ? - Zofia bez obiekcji zapytała ją wprost i jeszcze dodała – a co, a co z moimi pieniędzmi, co winien jest mi twój mąż.
  • Nie wiem, nie wiem jeszcze... co do pieniędzy, to twoje rozliczenia z nim są. Nic mi do nich. Pozdrawiam cię Zofio i życzę wiele dobrego. Dziękuję ci za poświęcony mi czas – odpowiedziała wolno i spokojnie Marta uśmiechając się smutno.
Przez okno kawiarni Marta obserwowała jak Zofia wsiada do wielkiego czarnego, lśniącego Forda i bez pośpiechu odjeżdża.
Spoglądając na telefon – zauważyła 7 nieodebranych połączeń, w tym 5 od Romana.
Nieśpieszno jej było do domu. Skłoniła głowę w kierunku kelnerki.
  • Poproszę jeszcze jedną kawę i ciasto z dużą ilością kremu, i jeszcze najlepiej z galaretką, z owocami.
  • Może mały koniaczek, albo kieliszek wina – zaproponowała jeszcze sympatyczna kelnerka
  • Niech będzie, niech będzie według pani uważania – konfidencjonalnym, wyraźnym szeptem przystała na propozycję Marta.
Dwie godziny później czekała na Romana w domu.
Gdy tylko stanął w drzwiach, nie czekając aż zdejmie buty, umyje ręce, czy zrobi cokolwiek, co czyni się wchodząc po całym dniu do domu, Marta zaatakowała go potokiem słów.
Mówiła wyważenie i spokojnie, nie krzyczała, nawet nie podnosiła głosu. Krzyczało jej serce, ale nie dała tego po sobie poznać.
  • Wszystko wiem, wiem dokładnie wszystko o tobie wiem Dziubulku – ironizowała, akcentując Dziubulku.
  • Spotkałam się z Zofią , z innymi zresztą też (tu konfabulowała i blefowała) i lepiej powiedz mi teraz dokładnie wszystko niż gdybym ja ci to sama objaśniać miała – bardzo przekonująco i bez nieżyczliwości zwróciła się do Romana. Ten na początku był wyraźnie zmieszany, nawet nie pytał skąd i co wie Marta... po chwili cichym głosem zaczął swe wyznanie, a raczej wykrztuszanie:
  • Tak, byłem w więzieniu, odbywałem karę, że niby pierwszą żonę pobiłem, ale to spisek sędziów i obrony był, i jestem pozbawiony praw rodzicielskich, i....i
  • Co? --------???....i ....?
    I...i dużo było tego "i". Tego wszystkiego Marta nie wiedziała, Zofia nie mówiła jej o tym... Też nie wiedziała?
  • Zastanawiała się, czy to jej się śni i zaraz się obudzi? Czuła jak tężeje cała, jej zdumienie całą ją paraliżowało.
    Nie słyszała już, co do niej mówił. Gdy ochłonęła nieco, doszły do niej następne słowa .... kocham cię, nie chciałem cię stracić i dlatego nie opowiadałem, ale to było zupełnie inaczej, oni wrobili mnie, teraz mam ciebie, nowa rodzina, biały będzie domek i wszystko dla ciebie, dla ciebie, dla ciebie, dla ciebie... dla ciebie. Nie chcę do tego wracać, to było już... dla ciebie, dla ciebie, dla ciebie....Słyszała jakby echo powtarzające się ...dla ciebie między tymi żadnych innych słów.
    I co? Nie ma obiadu, a gdzie kolacja. Wspaniała miała być? - upomniał się o posiłek Roman jak gdyby nigdy nic, jakby w ogóle nic się nie stało.
  • W czwartek jeszcze spotkałeś się z Zofią i chciałeś kochać się z nią, choć wiedziałeś, że w sobotę nasz ślub, a w środę my z sobą blisko byliśmy... Jak mogłeś? - ignorując zapytanie Romana, Marta kontynuowała przesłuchanie
  • Ona wszystko ze złości, że nie będę już z nią, wszystko to wymyśliła. Nie będę o tym mówić i już. Wierzysz obcej babie co nie znasz w ogóle jej, zamiast mężowi? - wściekał się Roman
  • Mężowi, który zataił, że w kryminale był, że podniósł rękę na kobietę, a co z synkiem? Jakie skrywasz jeszcze tajemnice?
  • Podobno wszystkie znasz, więc zostaw mnie w spokoju. Jestem zmęczony. Miałem zły dzień.
  • Nie tylko ty – rzuciła w przestrzeń Marta.
Dźwięk telefonu Marty przerwał tę nerwową rozmowę.
To dzwoniła Zofia.
  • Dlaczego nie odbierasz? - Roman chwycił leżący na stole telefon chcąc jej podać, ale spojrzawszy na numer, bez namysłu rzucił nim w ścianę.
    To wybiło Martę z tępego zamyślenia.
  • Że rozbiłeś mój telefon to nic, naprawi się, albo kupi nowy. Rozbiłeś moje zaufanie i jak chcesz naprawić to?
  • To co teraz będzie? - nie patrząc na nią zapytał stojący naprzeciw niej mężczyzna (bo kim on w istocie był, parę dni wcześniej Dziubulek Zofii... dziś Marty mąż?)
  • W lodówce jest szynka i ser. Zrób sobie kanapki, ja dziś dosyć się najadłam.


8 komentarzy:

  1. Takiemu Dziubulkowi należy się solidny kopniak w cztery litery, wymierzony choćby zgrabną nóżką w uroczej szpileczce widoczną na zdjęciu.
    Wspaniale piszesz, czytam zawsze z rosnącym zaciekawieniem
    Serdeczne uściski:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dostał i z tego, co mnie dochodzi ciągle dostaje powtórkę, co wcale mnie nie cieszy. Pozdrawiam bardzo serdecznie:-)

      Usuń
  2. Nie pojmuje......jakis paraliz umyslowy mam😕😟😞😟 ze tez takie pi pi pi pi pi pi pi itd.
    istnieja......no nie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Istniej...jeszcze gorsze, albo raczej gorsze inaczej...ot, życie. Ściskam.

      Usuń
  3. Nie pojmuje......jakis paraliz umyslowy mam😕😟😞😟 ze tez takie pi pi pi pi pi pi pi itd.
    istnieja......no nie

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze czyta sie takie prawdziwe historie, no i dobrze piszesz.
    Serdecznosci.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję za uznanie, to dla mnie ważne jest. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger