Jest
wyjątkowo ciepły wrzesień 2008 roku, właściwie
końcówka... miesiąca. Marta jest szczęśliwą mężatką. Dopiero
minęły 4 dni od tego wyjątkowego dnia, który zmienił jej
dotychczasowe życie. Już nie była sama. Miała w swoim domu parę
męskich spodni i myślała, że złapała Pana Boga za nogi w
związku z poślubieniem Romana.
Na
tym cywilnym obrządku kiedy z nienaganną dykcją Marta Romanowi
przysięgała (on cicho to powtarzał, lekko zarumieniony), była
też życzliwa Marcie Natalia ze swym życiowym partnerem.
I
właśnie sobie wesoło plotkowały, popijając z mleczkiem kawkę,
gdy zaterkotał telefon.
Marta
tym odgłosem była zdziwiona, inaczej brzmiał sygnał jej telefonu.
Dźwięk
był uporczywy, na chwilę został przerwany więc Marta go
zignorowała i wróciła do luźnej z Natalią rozmowy. Właśnie
odcień czerwonego lakieru do paznokci wybierały, gdy dzwonek natarczywie zaczął długo dzwonić i powtarzał się co kilka
chwil. Tego nie można było zlekceważyć.
Idąc
za dźwiękiem, Marta dotarła do kurtki męża wiszącej w
korytarzowej szafie.
O...
telefon... Roman – zapomniał idąc do pracy wziąć go ze sobą.
Kurtki też nie wziął? - zastanowiła się Marta.
Wróciła
do pokoju, gdzie siedziała nad lakierami Natalia i nacisnęła
zieloną słuchawkę "odbierz"w telefonie Romana.
- Dziubulek? Dlaczego tak długo nie odbierasz? - w słuchawce słychać było miękki i ciepły, kobiecy, lekko poirytowany, ale szczęśliwy (mniemała Marta, że wskutek odebrania telefonu) głos.
Marta
oniemiała, ale był to tylko moment, w sekundzie odzyskała głos i
serdecznie z powagą odpowiedziała pytając równocześnie:
Dziubulek?
To chyba pomyłka... tu numer 6..- ...- ..6 , to telefon mojego
męża. Zostawił go przez roztargnienie, aktualnie nie ma go w domu.
- Jak to mój Dziubulek ma żonę, chyba sobie pani kpi – bez zbędnych wstępów – w słuchawce głos i drążył dalej nieprzerwanie - on w zeszły czwartek u mnie był (od autora: gwoli przypomnienia, w sobotę był ślub) i wprawdzie trochę się poprztykaliśmy, bo właśnie wróciłam z Niemiec, byłam bardzo zmęczona i nie miałam ochoty na seks, a on bardzo był mnie spragniony i .... i ... przyśpieszonym tempem relacjonowała sprawę podekscytowana kobieta.
- ????????????????????? - Natalia, kochanie, podaj mi wodę , najlepiej... najlepiej nalej mi wódki, tam w barku jest - odsuwając od ucha słuchawkę, Marta krzyknęła do nierozumiejącej nic Natalii, choć ta siedziała na wprost niej i wystarczyłby szept.
- Nie w kieliszek taki mały, daj ten do wina, ten większy daj - Marta wróciła do rozmówczyni po przechyleniu połowy zawartości kieliszka z wysokoprocentowym trunkiem.Nawet nie poczuła jego ostrości i cierpkości.
- Był u pani w czwartek i co mówił, nie mówił, że za dwa dni będzie miał ślub? - spytała spokojnie już Marta
- Kto? Dziubulek?
- A o kim w tej chwili mówimy, chyba właśnie o nim, o Dziu...znaczy Romanie. Co pani taka zaskoczona? Do niego właśnie pani w tej chwili w dzwoni?
- To dlaczego pani odbiera telefon i jeszcze kłamie, że mój Dziubulek ma żonę? - trwała przy swoim rozmówczyni Marty.
- Spokojnie... ustalmy – konsyliacyjnie odrzekła Marta – czy pani Dziubulek ma na imię Roman i nazywa się S........ ?
- Tak, to wychodzi, że on, ale w czwartek u mnie był i bardzo mnie chciał. Ale mówiłam już, że po podróży zmęczona byłam i może źle zrobiłam, bo obraził się i teraz jest z panią - smutno skonstatowała rozmówczyni.
- Pani czegoś nie rozumie, on w sobotę, co 2 dni po tym czwartku była, w USC wziął ze mną ślub. Nie idzie się obrazić na ukochaną, z którą się jest jak pani twierdzi długi czas, a kilkanaście godzin później w odwecie z inną brać ślub - nieco uniesionym głosem tłumaczyła Marta.
- Mam na imię Zofia – odezwała się pojednawczo kobieta ze słuchawki.
- Jestem Marta, od 4 dni Marta S...... . Przepraszam bardzo, ale rozumie pani, że jestem tak pewnie jak i pani mocno zaskoczona, do tego mam u siebie gościa. Sama pani rozumie, że nie bardzo teraz mogę, a nawet nie wiem czy chcę z panią rozmawiać.
- Jeszcze drań mi wisi 4 kawałki i .... - kontynuowała Zofia, lecz Marta przerwała wywód jej i szybko zaproponowała: spotkajmy się, mam dzisiaj wolny dzień.
- Dobrze, 13-sta może być, czy kawiarnia TU i TU przy ulicy Tej i Tej?
- Wspaniale, to do 13-ej w TU i TU. Do zobaczenia.
Marta
odłożyła telefon, Natalia już się domyśliła. W ciszy kończyła
malować jej paznokcie przy ręce wolnej od trzymania telefonu.
- Przepraszam cię Natalio, czy możemy zmienić kolor, na czerwony, ale bardziej ostry?
- Nie ma problemu, mam taki krwisty zajebi...., będzie pasował do sytuacji jak ulał.
W
drzwiach wejściowych usłyszały zgrzyt klucza w zamku. Obie
spojrzały na siebie równocześnie.
Marta
wyszła do przedpokoju.
Do
mieszkania wchodził Roman.
- Wiesz kochanie, tak się kochanie rano nie mogłem z tobą rozstać, że z tego wszystkiego wyleciałem jak stałem. Zostawiłem kurtkę, a w niej telefon.....- ćwierkał od wejścia radośnie Roman (Dziubulek)
- A cześć Dziubulku kochany, faktycznie zostawiłeś telefon. Wiesz dzisiaj o 13-ej mam intrygujące spotkanie, więc obiadu nie będzie, za to zrobimy sobie kolację wspaniałą – rzekła z promiennym uśmiechem niespeszona nagłym wejściem męża (męża?) Marta. Nieco komiczna była ta sytuacja.
- Dziuubuuulek – skąd wzięło ci się to słowo, nigdy tak... nie skończył zdania Roman, gdy Marta kurtkę z telefonem mu podała i lekko za drzwi wypchnęła, tłumacząc, że jest Natalia, ona się już bardzo śpieszy, a ty też nie trać niepotrzebnie czasu k o c h a n ie - Marta przeciągle zaznaczyła ostatnie słowo.
- I co pani teraz zrobi? - spytała cicho Natalia.
- Ubiorę najlepszą sukienkę, włożę najwyższe szpilki, upnę wysoko włosy i pójdę poznać znajomą Dziubulka.
- A potem?
- ??? - potem niewątpliwie spotkam się z Dziubulkiem i na razie tyle.
Spotkanie
w kawiarni TU i TU.
Marta
przyodziana w czerwoną zwiewną sukienkę i lekki, granatowy
płaszczyk stanęła w wystrzałowych szpilach, tuż za drzwiami
wejściowymi kameralnej kawiarenki TU i TU. Szukała wzrokiem
nieznanej jej, nigdy wcześniej niepoznanej kobiety, której głos
tylko od rana dźwięczał jej w uszach. Przy stolikach nie siedziała
nigdzie samotna kobieta. Siedziały pary, dwaj panowie ostro
dyskutujący, młody człowiek z lapto[em, łapczywie spijający z
dużego kubka (chyba) kawę, mama z malutkim synkiem, który
smakowicie oblizywał łyżeczkę, na całej długości oklejonej
kremem z ciacha, podczas gdy mama pochłonięta była rozmową przez
telefon, gdzie pokrzykiwała, że (czegoś tam) ma dość.
Obserwując
tych nielicznych gości Marta zastanawiała się, w którym przysiąść
miejscu i oczekiwać na Zofię (znajomą męża, dla niej zaledwie
krótkotelefoniczną rzec by można)
- Pani Marta? - z tyłu, na wysokości swojego ramienia usłyszała swoje imię.
- Tak – odwróciła się i zobaczyła niewysoką, elegancko ubraną blondynkę z obfitym biustem.
To
musiała być owa tajemnicza Zofia, autorka zmiany imienia Romana na
Dziubulek.
- Bardzo mi miło – wyciągnęła rękę na przywitanie.
- Nie mam nic przeciwko pani, nie znam pani, ale myślę, że traktowanie tej sytuacji jako miłej jest mocno przesadzone i za daleko posunięte. Siądźmy, może tu koło donicy z kwiatami i porozmawiajmy. Dzień dobry pani. - Marta pociągnęła Zofię do stolika tuż koło okna, gdzie stała owa olbrzymia z pięknie utrzymanymi kwiatami donica, skutecznie odgradzająca ten stolik od reszty sali.
Na
początku były nieco sztywne. Podejście kelnerki przyjmującej
zamówienie dały im obu czas na dyskretne przyjrzenie się sobie.
Zaczęła
Marta.
- To co mi pani powie?
- A pani mi? - zareagowała gwałtownie Zofia
Marta
niezrażona tym wybuchem wyjęła z torebki świeżutki akt
małżeństwa i zdjęcia z uroczystości. Podała w milczeniu Zofii.
- Co za świnia, co za gnój, wykorzystał mnie skur.., ...., ...... z ust na oko 45-50 -letniej, ale zadbanej kobiety zaczęły wypływać nieprzerwanym potokiem epitety niezbyt eleganckie, wręcz wulgarne.
- Spokojnie, to ja powinnam się raczej denerwować... opowie mi pani o tym związku, jak długo, od kiedy, jak było i o tym czwartku? - Marta uciszała Zofię, bo goście przy innych stolikach zaczęli spoglądać ciekawie w stronę kwiatu, za którym one się usadowiły.
- To było tak... - (to historia na inne, długie opowiadanie)Marta słuchała go i w głowie zaczęła fakty jak puzzle dobierać i układać.
Słuchała
historii zamożnej kobiety - wdowy, która miała dwóch dorosłych
synów, poza miastem duży dom i kawał ziemi. Pracowała w
Niemczech, właśnie wróciła, po operacji powiększenia biustu, bo
Dziubulek (pardon, Romulek) narzekał na jego rozmiar i stan. Wszystko
dla niego. Byli razem, choć ona sama już nie wie i tu potoczyła
się druga opowieść długa, ale i teraz nie na nią czas.
Trzy
godziny jak nic upłynęły, jak Marta słuchała i raz więcej, a
raz wcale nic nie rozumiała.
Zofia
chciała podwieźć ją pod dom, ale tego Marta chciała uniknąć
wymawiając się kłamliwie, że do domu jeszcze nie wraca, i
załatwić musi jeszcze coś bardzo istotnego. Uregulowały wspólnie
rachunek.
- I co, co teraz zrobisz ? - Zofia bez obiekcji zapytała ją wprost i jeszcze dodała – a co, a co z moimi pieniędzmi, co winien jest mi twój mąż.
- Nie wiem, nie wiem jeszcze... co do pieniędzy, to twoje rozliczenia z nim są. Nic mi do nich. Pozdrawiam cię Zofio i życzę wiele dobrego. Dziękuję ci za poświęcony mi czas – odpowiedziała wolno i spokojnie Marta uśmiechając się smutno.
Przez
okno kawiarni Marta obserwowała jak Zofia wsiada do wielkiego
czarnego, lśniącego Forda i bez pośpiechu odjeżdża.
Spoglądając
na telefon – zauważyła 7 nieodebranych połączeń, w tym 5 od
Romana.
Nieśpieszno
jej było do domu. Skłoniła głowę w kierunku kelnerki.
- Poproszę jeszcze jedną kawę i ciasto z dużą ilością kremu, i jeszcze najlepiej z galaretką, z owocami.
- Może mały koniaczek, albo kieliszek wina – zaproponowała jeszcze sympatyczna kelnerka
- Niech będzie, niech będzie według pani uważania – konfidencjonalnym, wyraźnym szeptem przystała na propozycję Marta.
Dwie
godziny później czekała na Romana w domu.
Gdy
tylko stanął w drzwiach, nie czekając aż zdejmie buty, umyje
ręce, czy zrobi cokolwiek, co czyni się wchodząc po całym dniu do
domu, Marta zaatakowała go potokiem słów.
Mówiła
wyważenie i spokojnie, nie krzyczała, nawet nie podnosiła głosu.
Krzyczało jej serce, ale nie dała tego po sobie poznać.
- Wszystko wiem, wiem dokładnie wszystko o tobie wiem Dziubulku – ironizowała, akcentując Dziubulku.
- Spotkałam się z Zofią , z innymi zresztą też (tu konfabulowała i blefowała) i lepiej powiedz mi teraz dokładnie wszystko niż gdybym ja ci to sama objaśniać miała – bardzo przekonująco i bez nieżyczliwości zwróciła się do Romana. Ten na początku był wyraźnie zmieszany, nawet nie pytał skąd i co wie Marta... po chwili cichym głosem zaczął swe wyznanie, a raczej wykrztuszanie:
- Tak, byłem w więzieniu, odbywałem karę, że niby pierwszą żonę pobiłem, ale to spisek sędziów i obrony był, i jestem pozbawiony praw rodzicielskich, i....i
- Co? --------???....i ....?I...i dużo było tego "i". Tego wszystkiego Marta nie wiedziała, Zofia nie mówiła jej o tym... Też nie wiedziała?
- Zastanawiała się, czy to jej się śni i zaraz się obudzi? Czuła jak tężeje cała, jej zdumienie całą ją paraliżowało.Nie słyszała już, co do niej mówił. Gdy ochłonęła nieco, doszły do niej następne słowa .... kocham cię, nie chciałem cię stracić i dlatego nie opowiadałem, ale to było zupełnie inaczej, oni wrobili mnie, teraz mam ciebie, nowa rodzina, biały będzie domek i wszystko dla ciebie, dla ciebie, dla ciebie, dla ciebie... dla ciebie. Nie chcę do tego wracać, to było już... dla ciebie, dla ciebie, dla ciebie....Słyszała jakby echo powtarzające się ...dla ciebie między tymi żadnych innych słów.I co? Nie ma obiadu, a gdzie kolacja. Wspaniała miała być? - upomniał się o posiłek Roman jak gdyby nigdy nic, jakby w ogóle nic się nie stało.
- W czwartek jeszcze spotkałeś się z Zofią i chciałeś kochać się z nią, choć wiedziałeś, że w sobotę nasz ślub, a w środę my z sobą blisko byliśmy... Jak mogłeś? - ignorując zapytanie Romana, Marta kontynuowała przesłuchanie
- Ona wszystko ze złości, że nie będę już z nią, wszystko to wymyśliła. Nie będę o tym mówić i już. Wierzysz obcej babie co nie znasz w ogóle jej, zamiast mężowi? - wściekał się Roman
- Mężowi, który zataił, że w kryminale był, że podniósł rękę na kobietę, a co z synkiem? Jakie skrywasz jeszcze tajemnice?
- Podobno wszystkie znasz, więc zostaw mnie w spokoju. Jestem zmęczony. Miałem zły dzień.
- Nie tylko ty – rzuciła w przestrzeń Marta.
Dźwięk
telefonu Marty przerwał tę nerwową rozmowę.
To
dzwoniła Zofia.
- Dlaczego nie odbierasz? - Roman chwycił leżący na stole telefon chcąc jej podać, ale spojrzawszy na numer, bez namysłu rzucił nim w ścianę.To wybiło Martę z tępego zamyślenia.
- Że rozbiłeś mój telefon to nic, naprawi się, albo kupi nowy. Rozbiłeś moje zaufanie i jak chcesz naprawić to?
- To co teraz będzie? - nie patrząc na nią zapytał stojący naprzeciw niej mężczyzna (bo kim on w istocie był, parę dni wcześniej Dziubulek Zofii... dziś Marty mąż?)
- W lodówce jest szynka i ser. Zrób sobie kanapki, ja dziś dosyć się najadłam.
Takiemu Dziubulkowi należy się solidny kopniak w cztery litery, wymierzony choćby zgrabną nóżką w uroczej szpileczce widoczną na zdjęciu.
OdpowiedzUsuńWspaniale piszesz, czytam zawsze z rosnącym zaciekawieniem
Serdeczne uściski:)
Dostał i z tego, co mnie dochodzi ciągle dostaje powtórkę, co wcale mnie nie cieszy. Pozdrawiam bardzo serdecznie:-)
UsuńNie pojmuje......jakis paraliz umyslowy mam😕😟😞😟 ze tez takie pi pi pi pi pi pi pi itd.
OdpowiedzUsuńistnieja......no nie
Istniej...jeszcze gorsze, albo raczej gorsze inaczej...ot, życie. Ściskam.
UsuńNie pojmuje......jakis paraliz umyslowy mam😕😟😞😟 ze tez takie pi pi pi pi pi pi pi itd.
OdpowiedzUsuńistnieja......no nie
Dobrze czyta sie takie prawdziwe historie, no i dobrze piszesz.
OdpowiedzUsuńSerdecznosci.
Dziękuję za uznanie, to dla mnie ważne jest. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń