Jest 2003 roku, Ola pakuje swój dobytek, trochę mebli, jakieś garnki, serwety, szkło, pamiątki, zabawki czterolatki... ukochany miś i bobas w niebieskim śpiochu, ubrania i kapelusze, które z dumą nosiła, wyróżniały ją z pośród tłumu innych, mniej ekstrawaganckich kobiet. Wszystkie były z szerokimi rondami, okrągłe, podłużne, czasem w szpic, noszone na boku lub środku głowy.
Wszystkie bardzo dobrej jakości, kupowane u najlepszych modystek w mieście.
- Zielony, okrągły przyozdobiony trzycentymetrową szarfą z zielonym sztucznym, pączkiem kwiatowym nosiła do dopasowanych mocno w talii żakiecików, tworzących całość ze spódniczką (zwłaszcza szarych i grafitowych). Do tego ciemnozielony kuferek w kolorze pączka z kapelusza.
- Brązowy, podłużny z prawdziwymi ptasimi piórkami świetnie pasował do beżowego krótkiego żakiecika i długiej, dołem rozszerzanej spódnicy. Do tego brązowe kozaczki na szpilce i płaska, duża, większa niż format A4 torba na długim pasku, która bez ograniczeń mieściła plany i projekty, potrzebne do zawarcia umowy, która firmie, a co za tym idzie pracownikom przynosiła odpowiednie dochody.
- Czarny toczek z niewielką woalką przypominał Oli pożegnania... te na na cmentarzu i jakoś kojarzył jej się źle, choć wyglądała w nim zabójczo - uroczo.
- Nieduży rdzaworóżowy kapelusik owiązany szeroką, rypsową granatową wstążką na końcach, której mieniły się rdzaworóżowe koraliki – ten zazwyczaj zakładała do granatowego spodnium, rudych bucików na grubej podeszwie, a w rękach trzymała małą torebeczkę w tymże stylu. Akta spraw przebłyskiwały przez granatową teczkę.
- Czarny, aksamitny kapelusz w stylu myśliwskim, nie miał żadnych ozdób. Nosiła go filuternie na bakier i prowokacyjnie przy powitaniu strzelała palcami w jego daszek.
- O, jest czerwony, z tak szerokim rondem, że unosić je palcami musiała, żeby widzieć w jakim kierunku się poruszała. On wzbudzał emocje i dawał jej szczęście. Zawsze wszystko w nim załatwiała choć wydawało się, że to sprawa już przegrana. Wysokie niebotycznie szpilki, wielka czerwona torebka i skromny, czarny żakiecik z ołówkową spódnicą, która odsłaniała dłuuugieee i zgrabne nogi. Spod ronda wyzierały niebieskie, wesołe oczy, na ramiona opadały blond loki, nie dające wcisnąć się wszystkie pod kapelusz.
Zapakowała je do jednego, ogromnego wora, takiego na śmieci (gdyby żyła babcia, to powiedziałaby, że to profanacja... kapelusz musi mieć miejsce w pudełku), ale Oli jest wszystko jedno. Nie będzie już nosić kapeluszy. Jej najstarszy syn sprzedaje jej i Kazika mieszkanie, bo Kazika już nie ma, a on potrzebuje pieniądze na wyjazd do Ameryki. A ty mamo Olu swoje już przeżyłaś i radę sobie jakoś dasz, a mieszkanie mi darowaliście, więc o co ci chodzi,czego chcesz, że siostra mała,że gdzie masz się podziać .- Ty wielka jesteś, radę dasz; Samochód też sprzedałeś, nie pytałeś. - wtrąciła skromnie Ola. - Pieniędzy potrzebowałem, swój udział w nim miałem. - Udział 2 procentowy, ale to ja i tata na niego zapracowaliśmy, spłacaliśmy – Ola trwożnie oponowała.
- Takie życie, zmienia się świat, przychodzą młodzi, zwyczajna zmiana miejsc. - odpowiedział syn. To gdzie będziesz teraz mieszkać? - zapytał jeszcze.
- Wynajęłam dwupokojowe mieszkanie, nawet ładne, trochę drogie, ale jakoś radę dam. Wiesz jestem dumna z ciebie, że tak ładnie obroniłeś tą pracę magisterską i rozwijać się chcesz, szkoda tylko, że serce twe jakieś głuche jest...
- Co tam mówisz mamo, nie słyszałem, bo wynosiłem worki ze śmieciami i ten niebieski, taki lekki. - - Co tam w nim było?
- Kapelusze, moje różne kapelusze – odpowiedziała zasmucona Ola
- Kapelusze... niepotrzebne będą ci już, tata nie żyje, dyrektorem firmy już nie jesteś... zmienił się twój świat. A poza tym mamo ty masz 46 lat, niemłoda już jesteś, ogarnij się. Nie czas na śmiech i paradowanie w kapeluszach. Dobrze zrobiłaś, że je wyrzuciłaś.
- Zabrałeś mi wszystkie pieniądze ze sprzedaży naszego rodzinnego domu, masz dwie siostry i brata, a co z nimi? - Ola nabrała odwagi
- Siostra ma narzeczonego, to niech on o nią dba, brat już dorosły, sam zadbać o siebie musi, a mała... mała ma ciebie i jak cię znam, to na pewno radę sobie dasz.
- Wiesz, że zabierasz mi wszystko, ojciec nie byłby z tego rad.... cicho odezwała się Ola....zgadzając się na sprzedaż tego mieszkania myślałam, że za uzyskane pieniądze kupimy dwa mniejsze i wszyscy będą zadowoleni.... kontynuowała.
- To źle myślałaś – prosto w twarz wycedził jej przez zęby najstarszy syn.
- Mam iść do Sądu...? - zapytała
- Nie pójdziesz... jesteś na to za słaba, zresztą jutro wylatuję do Stanów, a w tej chwili przebywasz w mieszkaniu już nienależącym do ciebie, więc zbieraj się szybciej, bo oni zaraz tu będą.
- Nie to niemożliwe, to nie może się tak skończyć – Ola zapłakała rozpaczliwie.
- Idź mi w tej chwili po ten worek z kapeluszami, co do śmietnika wyniosłeś – Ola szybko się opanowała i tonem ostrym, nie znoszącym sprzeciwu wykrzyknęła do syna.
Zaskoczony, nie zadał ani jednego pytania, szybko zbiegł z ich pierwszego piętra i po chwili był już z powrotem. W ręku trzymał czerwony kapelusz i resztki niebieskiego worka.
- Gdzie reszta? - zapytała
Chyba ktoś się nimi zaopiekował – wzdrygnął ramionami.
- No trudno... wzdychnęła Ola.
Ubrała czarny kostium, obuła czerwone szpilki, w rękę chwyciła czerwoną torbę, jeszcze w klapę od żakietu wpięła czerwoną różę. Oczy przysłoniła okularami, żeby nie widział, że płacze jeszcze, bo serca, które wyło widać nie było.
- Żegnaj synu i niech ci się powodzi... powiedziała spokojnym już głosem Ola, naciskając ostatni raz klamkę swojego mieszkania, w którym tyle przeżyła.
- Ale mama żalu do mnie nie ma?... spytał głupio jakoś, jakby oczekiwał rozgrzeszenia.
- Niestety mam... Ola zawiesiła głos... zwłaszcza o ten zielony, a teraz nie wiem kto będzie go nosił. Tak go lubiłam.
Bardzo smutna opowieść, też kiedyś nosiłam kapelusze.
OdpowiedzUsuńPłaszczyk i torebka genialne :)
OdpowiedzUsuńSmutne... ale Ty pięknie wyglądasz!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło
Rety, ale zabolało...Mam tylko nadzieję, że to nie wydarzyło się naprawdę. Tez kiedyś nosiłam kapelusze i kto wie czy do nich nie wrócę, chociaż jestem ciut starsza od bohaterki tej historii.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńFantastycznie to opowiedziałaś...Niestety, są dzieci,które ranią, żal mi takich matek.Ból zadany przez dziecko musi być straszny.
OdpowiedzUsuńSmutna historia.. Ale neistety takowe mają miejsce. Ludzie czasem zapominają o tym, by być dobrym... Zaś co do styizacji - bardzo mi się podoba Twój płaszcz - piękny jest!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że ten syn się opamięta a jego mama mu przebaczy.Bardzo mi się podobają kapelusze,mam jeden taki zwykły czarny:))))ślicznie wyglądasz a płaszczyk super:))Pozdrawiam serdecznie:)))
OdpowiedzUsuńJakie to smutne...
OdpowiedzUsuńJak zawsze wyglądasz prześlicznie :)
Pozdrawiam serdecznie, Agness :)
Blog powinien mieć nazwę " Kobieta silną jest".
OdpowiedzUsuńTyle imion ma ta silna kobieta, ach... i tak wiem, kto się pod tym wszystkim kryje.
Ale syn nie będzie nigdy szczęśliwy, mantra wróci do niego za pośrednictwem jego dzieci.
Cholera, że też niektórym zawsze pod górkę a i słońce ich opuściło.
___Tess.
Nie wyobrażam sobie, że można mieć tak egoistyczne i samolubne dziecko...
OdpowiedzUsuńTeż sobie nie wyobrażam, że można mieć takie dziecko. Swoją drogą, to nie jest tak, że nagle takie się staje. Sądzę, że Ola-bohaterka opowiadania, popełniła wcześniej parę błędów, a potem, to już płacz nic nie da. Smutne to bardzo ale jakże często tak się dzieje.........
OdpowiedzUsuńSmutna opowieść. I nawet nie o kapelusze tu chodzi...
OdpowiedzUsuńLubie kapelusze... Obym nie zaznała takich przykrych emocji...I nikomu ich nie życzę...
OdpowiedzUsuńA płaszczyk masz śliczny:))
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten styl! :)
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń