- Pani Dorota? - suchy głos zapytał
- Tak, przy telefonie – odpowiedziałam mechanicznie, podświadomie zdając sobie sprawęczego będzie dotyczyła informacja.
Nie zapłakałam.
Poprzedniego dnia byłam u mamy. Była spokojna i uśmiechnięta.
Nigdy nie była
wylewna w okazywaniu
swych uczuć. Tego dnia powiedziała mi chwytając za rękę, że
bardzo ładnie wyglądam ... i że mnie kocha.
- Ja ciebie też mamusiu choć różnie było, trochę cię ostatnio zaniedbywałam, bo wiesz ta praca od rana do wieczora, dzieci – tłumaczyłam naiwnie
- Kocham cię – powtarzała mama
- I tak ładnie wyglądasz- szeptała patrząc na mnie jakby chciała nauczyć się na pamięćkażdego szczegółu mojego wyglądu
- Jestem z ciebie dumna, przepraszam – kontynuowała
A ja słuchałam
przełykając ślinę. Byłam bezradna. Brakło mi słów. Nie
mówiłam, że będzie dobrze.
Obie wiedziałyśmy, że
wiele już się zmieniło, a zmieni jeszcze bardziej. Nigdy nie
rozmawiałyśmy
o śmierci, ale czułyśmy
jej nieuchronną bliskość.
Mama miała 69 lat, 10
lat przeżyła tatę. To były dla niej trudne lata, szczególnie
dlatego, że kilka miesięcy przed śmiercią taty zmarła jej mama,
z którą związana była niemalże w sposób magiczny.
Mama z babcią
porozumiewały się bez słów, były najlepszymi przyjaciółkami.
Nie było między nimi żadnych nieporozumień. Dbały o siebie. Ani
tato, ani ja nie byliśmy tak ważni dla mojej mamy jak jej mama,
moja babcia. W tych ostatnich chwilach,wiedziałam, że najbardziej
jej żal, że nie ma koło niej babci.
- Pamiętasz mamusiu jak babcia poszła godzinę wcześniej do koścoła, bo była zmiana czasu? - przypominałam
- Ile było śmiechu jak po zakończeniu oglądania filmu w telewizji chwaliła go i zachwycała choć wiadomo było, że głównie na nim spała
- Jak wszyscy w całej rodzinie liczyli się z jej zdaniem, zdaniem cioci Maryni?
Ciągnęłam wspominki o
babci. Twarz mamy rozjaśniała się. Wyjątkowe relacje mamy z
babcią w żaden zły sposób nie wpływały na moje czy taty życie.
Byliśmy zawsze razem... babcia, mama, tata, i ja. Nawet na wakacje
jeździliśmy razem pod namiot jak dorobiliśmy się samochodu marki
PETKA. I o tym mamie opowiadałam, naśmiewająjąc na przypomnienie
jak to godzinę spędziła pod drzewem na deszczu, bo do namiotu
wpadła mysz, tata wędkował, a babcia żadną miarą nie mogła jej
wygonić z namiotu. - Za odważna to nie byłaś? - uśmiechnęłam
się na przypomnienie tej sytuacji jakby to wczoraj było, a nie lata
całe temu.
Ale mamie bardzo się
podobało.
- Pamiętam, ale mnie oszukałaś... na drugi dzień były też ryby tylko mniejsze..jakieś trocie, płotki, następne leszcze, dla odmiany węgorz, jak ja nienawidziłam tych ryb - skwitowałam słowa mamy
- Ja też – uśmiechnęła się mama
- Coś ty, mamo, myślałam, że lubisz ryby i cieszyłaś się z wędkarskich wyczynów taty – byłam zdumiona
- Nienawidziłam jedzenia ryb, nie mniej niż czyszczenia ich i jeżdżenia z tatą na nie, ale babcia lubiła i Rysiu tak cieszył...rozumiesz...też musiałam...później już nie umiałam inaczej.
- Nigdy mi nie mówiłaś, mamusiu. Myślałam, że lubisz tak spędzać czas nad wodą, z dala od ludzi, ty nad koherem ,ja z piłką albo z tatą w badmingtona ?
- A kiedy rozmawiałyśmy sobie tak jak dzisiaj Dorotko? - zapytała lekko smutno
- Będę jutro z rana. Muszę wracać do pracy. Jutro dłużej pogadamy. Będę zaraz po śniadaniu. - zerwałam się. Ucałowałam ją serdecznie. Lekko przytrzymała mnie za ramię. Wydawała się jeszcze mniejsza choć i w istocie była malutka (1,56 m wzrostu).
..............................................Mamusiu,
byłam zaraz po śniadaniu, chciałam jeszcze zapytać czy motorem
też bałaś się jeździć, ale jeździłaś, bo tata lubił
....domyśliłam się, że mi nie powiesz, bo wcześniej pani przez
telefon mi powiedziała, że jest jej przykro... dalej słuchałam.
Mamusiu...jedenaście miesięcy po naszej ostatniej, niedokończonej
rozmowie przyszła na świat twoja nowa wnuczka...niespodziewanie.
Dla CIEBIE POSTARAM SIĘ NIE ZANIEDBAĆ ŻADNEGO CZASU. TO
NIESAMOWITE, ALE W NIEJ WIDZĘ CIĘ KAŻDEGO DNIA.
Tyle jest pytan, ktore jeszcze chcialam zadac moich dziadkom, a dla ktorych juz w pewnym momencie nie mialam czasu.. Tego czasu zawsze brakuje. Poruszylas mnie tym wspomnieniem o swojej mami i dniu w przeddzien jej odejscia.
OdpowiedzUsuńNie pośpieszyłam się jej kochać... :(
UsuńTo bardzo piękny i poruszający post.Ja też już nie mam rodziców,tata zmarł nagle w wieku 55 lat.mama leżała sparaliżowana przez 9 lat.Przez 9 lat opiekowałam się nią,byłam też przy jej śmierci.Wciąż o niej myślę.Pozdrawiam serdecznie:)))
OdpowiedzUsuńOpiekowanie się sparaliżowaną osobą nawet przez 9 lat... jest to wielkie poświęcenie i olbrzymi wyraz miłości. Gratuluję Twojej Mamie córki.
UsuńBardzo poruszający wpis... Mam nadzieję że moja mama będzie jeszcze długo przy mnie i ja przy niej;) A imię córki - Alicja Antonina brzmi super;)
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam. Alicja wymyślił mój mąż... a "Antoninę" ja, żebym znalazła to co zgubiłam... ciągle szukam.
Usuńpiękny wpis i piękne wspomnienia a te są najważniejsze i pozostaną z nami do końca.
OdpowiedzUsuńJedne wspomnienia są piękne, a inne mniej piękne... tych drugich nie pielęgnuję w pamięci... a przynajmniej staram się tego nie robić.
UsuńStanowczo nasi bliscy odchodzą za szybko, nie ważne ile mają lat. Moja mama odeszła w wieku 63 lat, ja miałam 30 lat i 3 miesiące. Nie zdążyłam się pożegnać, zawał, serce pękło. Dzień wcześniej było o.k. a na następny telefon do pracy i...koniec...byłam całkowicie nieprzygotowana, nie mogłam uwierzyć. Teraz na honorowym miejscu stoi zdjęcie ślubne rodziców, "rozmawiam" z nimi każdego dnia...pięknie napisałaś Dorotko, aż łezka się w oku zakręciła...pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńObie mamy takie same wspomnienia, a jednak różne... łączy je żal i cierpienie. Ale tak to jest, że śmierć ogranicza w zaskakujący sposób nasze relacje z najbliższymi. I na to nie ma rady.
Usuńbardzo wzruszający wpis.. eh, śpieszmy się..
OdpowiedzUsuń