21:44:00

Mama



Dzisiaj 26 maja, Dzień Matki. Mamy 2016 r. Gdyby żyła moja mama miałaby 87 lat. Zmarła 14 lipca 1998r. Ja, jedyna jej córka miałam 41 lat. Od 10 lat nie żył mój tato. Na świecie nie było jeszcze najmłodszej Alicji Antoniny. Nie było też ani myśli, że będzie ktoś nowy. Śmierć zawsze jest zaskoczeniem. Mama przewlekle chorowała, leżała w szpitalu i wszyscy wiedzieliśmy, że śmierć przyjdzie niebawem, jednak poranny telefon ze szpitala był szokiem.
  • Pani Dorota? - suchy głos zapytał
  • Tak, przy telefonie – odpowiedziałam mechanicznie, podświadomie zdając sobie sprawę
    czego będzie dotyczyła informacja.
Nie zapłakałam. Poprzedniego dnia byłam u mamy. Była spokojna i uśmiechnięta. Nigdy nie była
wylewna w okazywaniu swych uczuć. Tego dnia powiedziała mi chwytając za rękę, że bardzo ładnie wyglądam ... i że mnie kocha.
  • Ja ciebie też mamusiu choć różnie było, trochę cię ostatnio zaniedbywałam, bo wiesz ta praca od rana do wieczora, dzieci – tłumaczyłam naiwnie
  • Kocham cię – powtarzała mama
  • I tak ładnie wyglądasz- szeptała patrząc na mnie jakby chciała nauczyć się na pamięć
    każdego szczegółu mojego wyglądu
  • Jestem z ciebie dumna, przepraszam – kontynuowała
A ja słuchałam przełykając ślinę. Byłam bezradna. Brakło mi słów. Nie mówiłam, że będzie dobrze.
Obie wiedziałyśmy, że wiele już się zmieniło, a zmieni jeszcze bardziej. Nigdy nie rozmawiałyśmy
o śmierci, ale czułyśmy jej nieuchronną bliskość.
Mama miała 69 lat, 10 lat przeżyła tatę. To były dla niej trudne lata, szczególnie dlatego, że kilka miesięcy przed śmiercią taty zmarła jej mama, z którą związana była niemalże w sposób magiczny.
Mama z babcią porozumiewały się bez słów, były najlepszymi przyjaciółkami. Nie było między nimi żadnych nieporozumień. Dbały o siebie. Ani tato, ani ja nie byliśmy tak ważni dla mojej mamy jak jej mama, moja babcia. W tych ostatnich chwilach,wiedziałam, że najbardziej jej żal, że nie ma koło niej babci.
  • Pamiętasz mamusiu jak babcia poszła godzinę wcześniej do koścoła, bo była zmiana czasu? - przypominałam
  • Ile było śmiechu jak po zakończeniu oglądania filmu w telewizji chwaliła go i zachwycała choć wiadomo było, że głównie na nim spała
  • Jak wszyscy w całej rodzinie liczyli się z jej zdaniem, zdaniem cioci Maryni?
Ciągnęłam wspominki o babci. Twarz mamy rozjaśniała się. Wyjątkowe relacje mamy z babcią w żaden zły sposób nie wpływały na moje czy taty życie. Byliśmy zawsze razem... babcia, mama, tata, i ja. Nawet na wakacje jeździliśmy razem pod namiot jak dorobiliśmy się samochodu marki PETKA. I o tym mamie opowiadałam, naśmiewająjąc na przypomnienie jak to godzinę spędziła pod drzewem na deszczu, bo do namiotu wpadła mysz, tata wędkował, a babcia żadną miarą nie mogła jej wygonić z namiotu. - Za odważna to nie byłaś? - uśmiechnęłam się na przypomnienie tej sytuacji jakby to wczoraj było, a nie lata całe temu.
Ale mamie bardzo się podobało.
  • A pamiętasz jak tata złowił takiego wielkiego suma, że mimo iż wszystkim dookoła porozdawaliśmy to i tak codziennie był sum na obiad, a ty płakałaś i pytałaś, kiedy on się skończy, że chcesz klopsiki z mięsa, nie z tego potwora? - dociekała mama
  • Pamiętam, ale mnie oszukałaś... na drugi dzień były też ryby tylko mniejsze..jakieś trocie, płotki, następne leszcze, dla odmiany węgorz, jak ja nienawidziłam tych ryb - skwitowałam słowa mamy
  • Ja też – uśmiechnęła się mama
  • Coś ty, mamo, myślałam, że lubisz ryby i cieszyłaś się z wędkarskich wyczynów taty – byłam zdumiona
  • Nienawidziłam jedzenia ryb, nie mniej niż czyszczenia ich i jeżdżenia z tatą na nie, ale babcia lubiła i Rysiu tak cieszył...rozumiesz...też musiałam...później już nie umiałam inaczej.
  • Nigdy mi nie mówiłaś, mamusiu. Myślałam, że lubisz tak spędzać czas nad wodą, z dala od ludzi, ty nad koherem ,ja z piłką albo z tatą w badmingtona ?
  •  A kiedy rozmawiałyśmy sobie tak jak dzisiaj Dorotko? - zapytała lekko smutno
  • Będę jutro z rana. Muszę wracać do pracy. Jutro dłużej pogadamy. Będę zaraz po śniadaniu. - zerwałam się. Ucałowałam ją serdecznie. Lekko przytrzymała mnie za ramię. Wydawała się jeszcze mniejsza choć i w istocie była malutka (1,56 m wzrostu).

..............................................Mamusiu, byłam zaraz po śniadaniu, chciałam jeszcze zapytać czy motorem też bałaś się jeździć, ale jeździłaś, bo tata lubił ....domyśliłam się, że mi nie powiesz, bo wcześniej pani przez telefon mi powiedziała, że jest jej przykro... dalej słuchałam. Mamusiu...jedenaście miesięcy po naszej ostatniej, niedokończonej rozmowie przyszła na świat twoja nowa wnuczka...niespodziewanie. Dla CIEBIE POSTARAM SIĘ NIE ZANIEDBAĆ ŻADNEGO CZASU. TO NIESAMOWITE, ALE W NIEJ WIDZĘ CIĘ KAŻDEGO DNIA.

11 komentarzy:

  1. Tyle jest pytan, ktore jeszcze chcialam zadac moich dziadkom, a dla ktorych juz w pewnym momencie nie mialam czasu.. Tego czasu zawsze brakuje. Poruszylas mnie tym wspomnieniem o swojej mami i dniu w przeddzien jej odejscia.

    OdpowiedzUsuń
  2. To bardzo piękny i poruszający post.Ja też już nie mam rodziców,tata zmarł nagle w wieku 55 lat.mama leżała sparaliżowana przez 9 lat.Przez 9 lat opiekowałam się nią,byłam też przy jej śmierci.Wciąż o niej myślę.Pozdrawiam serdecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opiekowanie się sparaliżowaną osobą nawet przez 9 lat... jest to wielkie poświęcenie i olbrzymi wyraz miłości. Gratuluję Twojej Mamie córki.

      Usuń
  3. Bardzo poruszający wpis... Mam nadzieję że moja mama będzie jeszcze długo przy mnie i ja przy niej;) A imię córki - Alicja Antonina brzmi super;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak uważam. Alicja wymyślił mój mąż... a "Antoninę" ja, żebym znalazła to co zgubiłam... ciągle szukam.

      Usuń
  4. piękny wpis i piękne wspomnienia a te są najważniejsze i pozostaną z nami do końca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedne wspomnienia są piękne, a inne mniej piękne... tych drugich nie pielęgnuję w pamięci... a przynajmniej staram się tego nie robić.

      Usuń
  5. Stanowczo nasi bliscy odchodzą za szybko, nie ważne ile mają lat. Moja mama odeszła w wieku 63 lat, ja miałam 30 lat i 3 miesiące. Nie zdążyłam się pożegnać, zawał, serce pękło. Dzień wcześniej było o.k. a na następny telefon do pracy i...koniec...byłam całkowicie nieprzygotowana, nie mogłam uwierzyć. Teraz na honorowym miejscu stoi zdjęcie ślubne rodziców, "rozmawiam" z nimi każdego dnia...pięknie napisałaś Dorotko, aż łezka się w oku zakręciła...pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obie mamy takie same wspomnienia, a jednak różne... łączy je żal i cierpienie. Ale tak to jest, że śmierć ogranicza w zaskakujący sposób nasze relacje z najbliższymi. I na to nie ma rady.

      Usuń
  6. bardzo wzruszający wpis.. eh, śpieszmy się..

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger