15:36:00

CIERPLIWOŚĆ

CIERPLIWOŚĆ


CIERPLIWOŚĆ – jest ostatnim, gdy wszystko zawodzi, kluczem do życia. To ona wzmacnia siły, ułatwia akceptację siebie i pozwala lżej znosić przeciwności losu, uwalnia od frustracji... daje nadzieję. To moją tęsknotę cierpliwość ukoiła, wzmocniła wolę do oczekiwania.

Choć z natury jestem niecierpliwa, musiałam w sobie wytworzyć umiejętność bycia cierpliwą, aby moja dusza poczuła się bezpieczna, zatrzymała na wodzy moje pożądania i stopniowo wzmacniała moją wytrwałość.

  • Cierpliwość uczy szacunku do ludzi, natury i zwierząt.

  • To wydatek energii, który się opłaca, bo zrozumiałam, że tylko dzięki niej mogę jeszcze dojść do wytyczonego celu, a może nawet osiągnąć sukces.

  • Tylko cierpliwość: do dzieci, męża, partnera, przyjaciela, koleżeństwa, znajomych, nieznajomych, rodziców, wnucząt, a także do siebie... wnosi w moją przestrzeń, mój dom – spokój i szczęście (nawet szatańskie pomysły moich bliskich, gdy mam anielską cierpliwość i wyrozumiałość... to lepiej mi z tym, niż gdy fuczę i nie rozumiem ;-)).

  • Na przestrzeni minionych lat widzę, że to cierpliwość ukształtowała mój charakter poprzez konsekwencję w działaniach. A teraz dodaje mi opanowania w oglądaniu z perspektywy swojego życia.

  • Nie ma też lepszego sposobu na wyzwolenie dobroci u ludzi niż cierpliwe im wskazywanie, tłumaczenie, okazywanie własnej cierpliwości dla ich działań (niekoniecznie zawsze odpowiednich).

CIERPLIWOŚĆ to moc, siła, która w każdej dziedzinie może się przydać. Od niej wiele zależy (zdrowie, figura, nasze poczynania wobec innych i innych wobec nas, nawet namiętności, rabatki z kwiatkami i radość ze zwierzętami). Cierpliwość to talent!

Pielęgnujmy ją! Ja ciągle się jej uczę i każdego dnia przekonuję się, jak bardzo jest mi potrzebna, choć sił, by ją wykrzesać, nie mam za dużo. Ale walczę, by to zmienić :-)

Ze spokojem znoszę przeciwności tego przestępnego roku 2024, który dla siebie samej nazywam rokiem "przestępczym", i cierpliwie czekam, aż się skończy. Wierzę, że karta się obróci, a moja wytrwała cierpliwość (podpora moich słabszych dni i towarzyszka mądrzejszych przemyśleń) zostanie nagrodzona. Wrócę do siebie wzmocniona i z uśmiechem szczęścia na twarzy :-))




14:50:00

5 WARUNKÓW UŁATWIAJĄCYCH ŻYCIE

5 WARUNKÓW UŁATWIAJĄCYCH ŻYCIE


PO LATACH DOŚWIADCZEŃ

Mogę przyznać, że z łatwością mogę wymienić co najbardziej ułatwia życie. Choć z przykrością przyznaję, że tak nie do końca się dostosowywałam, do tych rad, których wcześniej udzieliła mi moja ukochana babcia Marianna.

I. SYSTEMATYCZNOŚĆ - W KAŻDYM DZIAŁANIU...    czy to nauce, czy treningu, pracy, w takim zwykłym odchudzaniu, przyjmowaniu leków i ogólnym układaniu planu życia. Bo systematyczność, to takie narzędzie w życiu, które czasem zmienia się w rutynę (co raz przeszkadza, a raz nie)... w każdym razie prowadzi nas do wytyczonego celu. To systematyczność dodaje nam pewności siebie i sprawia, że marzenia się spełniają.

II. CIERPLIWOŚĆ połączona z systematycznością, to jest klucz do szczęścia i podpora dla naszych pozbawionych nadziei myśli. Łączy się z wytrwałością i wtedy znikają przeszkody i trudy.

III. POZYTYWNE NASTAWIENIE w systematycznym, cierpliwym pokonywaniu trudności w dążeniu do celu, to jest pakiet pełnowartościowy.

IV. SILNA MOTYWACJA DO DZIAŁANIA  by systematycznie, cierpliwie i z pozytywnym nastawieniem działać, to już tylko ciut i sukces jest.

V. ODPORNOŚĆ NA STRES, to umiejętność tak kierowania działaniami swoimi, by systematyczność, cierpliwość, pozytywne nastawienie i silna motywacja działania nie została zaprzepaszczona przez chwilowe zniechęcenie, wytrącenie nas przez kogoś z równowagi i zejście niepotrzebnie na ścieżkę boczną zniechęcenia... Bez odporności... przy załamaniu się przy malutkiej porażce... nie osiągniemy sukcesu, tylko rozczarowanie i żal nas dopadnie.

WSZYSTKO SIĘ ŁĄCZY I WPŁYW MA NA NASZE ŻYCIE. Trzeba wyciągać wnioski i tłumaczyć sobie, co jest ważne i jak realizację naszych pomysłów przeprowadzać w życiu. Jaką drogą podążać.

Przerabiam to cały czas i gdy na moment zejdę z któregoś wymienionego punktu, to już jest nie tak i czuję, że zamiast do przodu iść, to cofam się. A na cofanie szkoda czasu jest :-))



11:23:00

PUSZCZAM WODZE WYOBRAŹNI

PUSZCZAM WODZE WYOBRAŹNI

KAŻDEGO DNIA

Wyobrażam sobie różne rzeczy. Czasem ta wyobraźnia dodaje mi szczęścia i otuchy, wzmacniając kreatywność moich działań. Niestety, czasem potęguje moje lęki i odbiera nadzieję. Ma ogromny wpływ na moje życie – czasem podnosi mnie na duchu, innym razem rujnuje (tak też bywa ;-)).

ZAOSZCZĘDZĘ TU

rozważań na temat tego, jak postrzeganie wyobraźni zmieniało się na przestrzeni wieków, począwszy od starożytności, kiedy to była ona przedmiotem sprzecznych interpretacji. Arystoteles uważał, że obok prawdziwych wyobrażeń mogą istnieć również fałszywe. Platon z kolei uznawał twórczość za siłę, która prowadzi do powstania rzeczy wcześniej nieistniejących. Średniowieczni myśliciele również postrzegali wyobraźnię jako odrębną władzę duszy, dzieląc się na tych, którzy wierzyli w jej zmysłowy i receptywny charakter, oraz na tych, którzy uznawali, że wyobrażenia mają swoje źródło w boskim działaniu, jego iluminacji.

MOŻNA JESZCZE

rozważać warianty wyobraźni w XV wieku, analizując dzieła Alberta Wielkiego czy Tomasza z Akwinu, które rozróżniały fantazję i wyobraźnię. Ale wtedy ten tekst byłby jeszcze dłuższy, choć na pewno bardziej szczegółowy.

MOJE PODSUMOWANIE

jest w pełni subiektywne: bez wyobraźni życie byłoby szare, nudne, bezbarwne, a czasem nawet niebezpieczne. To dzięki wyobraźni możemy tworzyć nowe rzeczy – czasem jest ona ważniejsza niż wiedza, bo prowadzi nas na nowe ścieżki. Jednak wiem z własnego doświadczenia, że u osób wrażliwych, takich jak ja, wyobraźnia może być źle zrozumiana, co prowadzi do zranienia, a nawet depresji. Najprzyjemniejszą stroną wyobraźni jest to, że może być siłą napędową i na pewno jest warunkiem koniecznym do podjęcia jakiejkolwiek działalności twórczej.

Nasz los, nasze życie, to w dużej mierze wyraz naszych myśli i wyobraźni. Dlatego warto wyobrażać sobie tylko dobre i piękne rzeczy. Ktoś z wyobraźnią może „wyświetlić” sobie wspaniałe chwile nawet niewychodząc z domu. Człowiek o bogatym wnętrzu może zobaczyć więcej niż ten, kto odbył najdłuższą egzotyczną podróż.

To dzięki wyobraźni jesteśmy ostrożni, boimy się i w ten sposób chronimy się przed niebezpieczeństwem. Dzięki niej możemy być szpetni lub piękni... zamienić zło w dobro. Wyobraźnia czyni nas ludźmi – albo wolnymi, albo zamkniętymi w sobie.

MAM ŚWIADOMOŚĆ, ŻE MOJA WYOBRAŹNIA JEST BARDZO ROZWINIĘTA,

przez co moje sny są niezwykle pokręcone. Nie zawsze wpływa to na mnie dobrze (ale nic nie jest idealne). Ciągle wyobrażam sobie różne rzeczy... czasem doprowadzam się do rozkoszy, a czasem wprawiam w rozterki, gdy nie potrafię nad nią zapanować. W takich chwilach wyobraźnia ciągnie mnie w złą stronę i niepotrzebnie się denerwuję ;-) Staram się z tego jak najszybciej wyjść, bo jestem wdzięczna za to, że wciąż mogę cieszyć się życiem... wolę wyobrażać sobie bułkę z szynką niż całkiem suchą. Cieszę się, gdy moja wyobraźnia działa pozytywnie, a nie skłania mnie do smutnych refleksji :-)

TO DZIĘKI WYOBRAŹNI

rozwija się moja kreatywność, pomysłowość, moja dusza artystyczna rozkwita, a serce śpiewa. Dzięki niej mogę malować swoją rzeczywistość, ubierać ją w kolorowe szaty... takie, jakie chcę. Mogę być spontaniczna, inspirowana do fajnych działań lub wyciszać się... wszystko zależy ode mnie i od tego, w jakim kierunku poprowadzę swoją wyobraźnię. Czy się uraduję? Czy zasmucę bardziej?

Dzięki wyobraźni mogę podróżować, nie ruszając się z domu, a także być z kim chcę i kochać, kogo chcę ;-) Jest moją siłą napędową, gdy dobrze nią kieruję – wtedy czuję się, jakbym była najbogatszą osobą na świecie. Gdy jednak nie nadaję jej właściwego biegu, czuję się biedna i słaba. Wyobraźnia jest moim atutem. Bez niej, gdybym musiała zrezygnować z jej podszeptów, byłabym nikim. Moja wyobraźnia nie chce i nie będzie prowadzić mnie w kierunku, który pozbawiłby mnie siły i mocy, jaką mi daje.

NIEZNANE JEST MI UCZUCIE ZAZDROŚCI,

które, niestety, wyobraźnia również może nakręcać. W te rejony nie wchodzę. Brak wyobraźni w tym zakresie może skutecznie chronić przed bólem i pozwala swobodnie żyć.

Wyobraźni nie można kupić w sklepie ani zamówić przez internet. Albo się ją ma, albo nie. Życie to sztuka... im więcej tchnienia wyobraźni w nie włożymy, tym lepszym może okazać się dziełem. Może to być dramat, komedia albo długa spokojna opowieść z niewielką ilością dramatycznych momentów, a przewagą radości (nudy w większości?).

WIĘC NIE BÓJMY SIĘ WYOBRAŹNI!

Gdy jest bardzo źle, zawsze możemy do niej uciec! :-)




17:46:00

SZARE KLUSKI to szczęście

SZARE KLUSKI to szczęście

JEDZENIE DLA MNIE TO SZCZĘŚCIE

Niebywała przyjemność z jedzenia do mnie zawsze płynie. Lubię dosłownie wszystko (oprócz czerniny oczywiście). Jedzenie mnie aktywuje i uśmiech na twarzy wywołuje szczery. A jeszcze jak w dobrym towarzystwie i pogawędce miłej, to już w ogóle jest pięknie. 
Relaks, odprężenie - prawdziwe szczęście :-)
Jeśli jeszcze, to nie w pośpiechu tylko tak spokojnie bez problemów z tyłu głowy, które na chwilę zostawiamy w niepamięci swojej, bo skupiamy się na jedzeniu - to afirmacja nie tylko smaczna, ale korzystna dla zdrowia i ciała i ducha. Oczywiście nie każde i nie dla każdego odpowiednie jest dowolnie wybrane jedzonko ;-)

ALE RAZ NIE ZAWSZE

Więc można zapomnieć o wysokim cholesterolu i żyłach zapchanych, bo krew zbyt gęsta. Wtedy pozwolić sobie na takie szare kluski (w niektórych kręgach żeleźniakami nazywane).
Uwielbiam je po prostu. Chociaż jako młoda inaczej niż teraz dziewczyna ;-) nie przepadałam specjalnie. Po śmierci moich rodziców i ukochanej babci, z sentymentu wróciłam do ich potraw... i? polubiłam :-))

DLACZEGO O NICH WŁAŚNIE PISZĘ DZISIAJ?

Z prostej przyczyny. Byłam ostatnio na takim jedzonku w uroczej knajpce w fajnym towarzystwie i wszystko było wspaniałe. Pozwoliło zwiększyć dopaminę w mózgu moim, podwyższyć cholesterol i pewno centymetr więcej, ale nie tam gdzie go akurat brakuje. Jednak niczego nie żałuję :-))

PRZEPIS MOJEJ BABCI MARYNI, KTÓRY PAMIĘTAM:

I sama go w mojej kuchni preferuję jest taki:

1. 1 kilogram ziemniaków surowych
2. 30 dkg ziemniaków gotowanych
3. 2 jajka surowe
4. 20 dkg mąki ziemniaczanej
5. 10 dkg mąki pszennej
6. cebulka w kostkę pokrojona i delikatnie uprażona

WIADOMO

Ziemniaki surowe utrzeć, nadmiar (według naszego uznania) soku odlać. Ugotowane ziemniaki przepuścić przez praskę. Wszystko produkty razem wymieszać i łyżką nabierać, i rzucać na wrzącą osoloną wodę. Podawać z pokrojonym w drobną kostkę wędzonym boczkiem przypieczonym na patelni oraz gotowaną kiszoną kapustą.
Najwięcej pracy kosztuje ucieranie surowych ziemniaków. Tarka musi być ostra, a na paznokcie trzeba uważać ;-)
Takie jedzonko to dużo kalorii, lecz sytość zapewniona i w mózgu radosne światełko zapalone.

PO WSZYSTKIM

Spacer, spacer i jeszcze raz spacer i dowcipem okraszone (jak kluseczki boczusiem), rozmowy :-))) 

SMACZNEGO :-)))




14:23:00

NIEFRASOBLIWOŚĆ MOJA

NIEFRASOBLIWOŚĆ MOJA


ZIEMIO, JAKA JESTEŚ CUDOWNA!

Krzyczeć powinnam. A ja przejmuję się zmianami, nie zawsze wesołymi. Z każdym rokiem, a czasem chwilą, gdy nie wszystkie wiadomości powodują radość, a bywa, że raczej łzy, zaczynam ignorować świat. Tak! Ja, która od lat prowadzi bloga i o wdzięczności nawija od ponad ośmiu lat. O wdzięczności i jej ważności dla naszej codzienności.

Jak bardzo nierozsądnie nieraz postępuję mimo wielu przeżytych dekad... Jak nieświadomie zaprzeczam sama sobie, gdy zamiast wdzięczności, będącej takim prostym darem życia, zatruwam się martwieniem na zapas, tym, co nastąpić musi, ale niekoniecznie przecież (?)

ZAMIAST

Zatrzymać się na chwilę, gdy zła wiadomość nadchodzi i cieszyć się obecną chwilą, to w rozżaleniu za tym, co było i bezpowrotnie minęło, stracone zostało już... Zamiast iść na spacer z różową parasolką w wielkim słońcu, bez kropli deszczu (tak, żeby lekko wkurzyć ;-)) sąsiadkę, która patrzy na mnie złym okiem (choć słowa z nią nie zamieniłam ;-)) to ja zasłaniam story i żadne to love story, gdy w kłębek zwinięta, solą z łez niszczę swą twarz i mózg włączam na "rozpacz".

A PRZECIEŻ

Miałam ciekawe życie (scenariusz na kilka filmów) i splątane wieloma nitkami w barwach przeróżnych... od słonecznych do tych czarnych, ale wstawałam przecież ;-) Ostatnio niefrasobliwie nie dostrzegałam rozmaitych cudów, a później wstawałam... nie ta sama już i było za późno.

NIE BĘDĘ TU WIECZNIE

Więc szybko wrócić muszę do prostej umiejętności doświadczania radości z niemal każdego powodu. Nie da rady schować się przed problemami. Wiem, czuję to, że to, jak ja patrzę na świat i się zachowuję, ma wpływ na innych ludzi... więc niech on pozytywny będzie :-)

EPIKUR

Taki grecki filozof, który urodził się około 340 roku przed naszą erą, napisał: "Nie psuj tego, co masz, pragnąc tego, czego nie masz". Jeszcze doradzał: "Pamiętaj, że to, co masz, było kiedyś tym, na co miałeś nadzieję". Później z tą opinią zgodził się Diogenes, też filozof: "Ten, co nie zadowala się małymi rzeczami, nie zadowoli się niczym".

TYLE, ŻE

Trudno jest niezwykle... nie owijajmy w bawełnę... cieszyć się z przysłowiowego słoneczka, jak zdajesz sobie sprawę, masz świadomość, że Twoje dni oglądania słoneczka są policzone i bolesne noce bezsenne w cierpieniu, oczekiwanie przeraźliwie długie. Na ten poranek ze słoneczkiem oczekiwanie, nie do końca jest nadzieją podszyte. I wyłuskać wdzięczność ciężko jest niezwykle. Znam to z opowieści osób, które zachorowały, a to na glejaka mózgu, a to inne choróbsko. Sama też bezsenności doświadczam od kilkunastu lat.

JEDNAK KIERUJĄC SIĘ MYŚLĄ

Steinbecka, że "Smutna dusza potrafi zabić szybciej niż zarazki" zaklinam rzeczywistość uśmiechem, dystans do siebie (zawsze miałam) jeszcze bardziej zwiększam. KONIEC. "Co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba się będzie z tym zmierzyć" :-)) A życie jest piękne, a tam po drugiej stronie pachnącej jajecznicy na masełku, posypanej szczypiorkiem - nie będzie ;-)

I POZDRAWIAM BARDZO STAREGO PANA :-)

Z autobusu. Jechaliśmy koło siebie na siedzeniach wyświechtanych, gdzie Pan nie miał śmiałości usiąść koło mnie. Gdzie indziej były miejsca wolne ;-) A ja onieśmielałam go chyba nieco ;-) Zachęciłam go dowcipem (nie powtórzę ;-)) to palnęliśmy sobie gadkę szmatkę i w ten sposób, przez kilka przystanków poznałam (przecież niecałe ;-)) życie pana. Pan był niezwykle zadowolony (ja również) i podsumował serdecznie, że niezwykle miło mu było (śmiechu przy tym było sporo :-)) Nawet wysiadł przystanek wcześniej, by chwilę jeszcze pogadać. Niestety :-( pędziłam na spotkanie z przyjaciółką odkładane wielokrotnie. "Jak to dobrze, że zrezygnowałem z jazdy tramwajem i wsiadłem do tego autobusu" - powiedział pan i oczy pod okularami zabłyszczały mu, a słomkowy kapelusz zsunął lekko z czoła. A ja ucieszona, że pan radosny, zmagający się obecnie z rakiem skóry... przez te kilkanaście minut poczuł się tak bardzo zadowolony :-))




15:18:00

ZMĘCZENIE I WAZON

ZMĘCZENIE

Odczuwamy je nieraz na kilka sposobów i przyczyn różnych zaburzeniami związanymi z niskim poziomem energii i silną potrzebą snu. Uczucie zmęczenia spowodowane rezygnacją, z tego co się aktualnie robiło.. Jeszcze takie zmęczenie, że męczą nas opowieści innych o swoich problemach, jak sami mamy ich tysiące. Każde zmęczenie ma inny wymiar: choroba, zniechęcenie, niepokój, depresja, zaburzenia snu, brak odporności i tej fizycznej i tej psychicznej.

ZDARZA SIĘ TAK, ŻE

Zmęczenie jesteśmy swoją bezradnością, bólem, brakiem zrozumienia, odstawieniem na boczny tor.

Ból głowy, brak energii, osłabienie, bóle brzucha, obrzęki. I to tak znikąd się nie bierze, ten ból stawów i mięśni. I możemy zwalać wszystko na choroby, ale sfera emocjonalna jest tu niezwykle ważna. I żadne witaminki tu nie pomogą, na niedobory suplementów nie pomoże ich uzupełnienie.

TU MIŁOŚĆ JEST POTRZEBNA

Nie tak na pokaz udawana, serduszkami opisywana. Empatia, zainteresowanie i wsparcie, docenienie.... danie sygnału. Wskazanie,  że jest jeszcze szansa dobrego wykorzystania tych chwil kilku.

PRZYTULENIE I WYTŁUMACZENIE, gdy strach, pesymizm i negatywne emocje zatruwają Twoje życie tak mocno, że wysysają z Ciebie energię, zapał i wszystko to co nadaje życiu sens i radość. Przestajesz być kreatywna i tylko łzy zalewają Ci oczy, bo myślisz, że nikogo nie obchodzisz. Często tak jest w istocie, nie ma co się czarować. Ciągle miałam nadzieję, że jeszcze nie dziś, może jutro coś ulegnie zmianie i moja wiara, że będzie dobrze się umocni.

BÓL FIZYCZNY MA TO DO SIEBIE, że jeśli przekroczy pewną granicę zabija. Ból psychiczny, trwa i trwa i codziennie swą dawkę daje od nowa i żyjemy. TYLKO PO CO?

PRZECIEŻ STARAM SIĘ i chociaż nie wiem co bym nie robiła, jakbym się nie starała, to i tak zawsze komuś coś nie pasuje.

NIE MUSZĘ NIKOMU NIC UDOWADNIAĆ, a jednak to czynię... koniec więc z tym... chcę prosto żyć i nie wadzić nikomu... więc wycofuję się... może jeszcze porobię coś w co wierzę, co sprawi mi przyjemność, do czego jestem przekonana i rywalizować nie będę musiała. Skoro  wspierać się muszę sama, to muszę wytworzyć w sobie odwagę, cierpliwość i siłę by się nie poddać. Wtedy największe trudności stają się przeszkodami i idzie je rozwiązać.

MOŻE NIE WSZYSCY potrzebują mojego dobra i poświęcenia, a ja niepotrzebnie pcham się tam i tracę czas, jak oni doskonale radzą sobie beze mnie i niewiele obchodzę ich. 

WCALE DUŻO NIE POTRZEBUJĘ, A MAM WIĘCEJ NIŻ MI SIĘ WYDAJE.

Niepotrzebnie tyle łez wylałam. To nie była słabość. To rozpacz była. One same mi leciały i powstrzymać się nie dały. Nie było nikogo kto tę rękę by mi powstrzymał, żeby raźniej mi się zrobiło.

NIE PŁACZĘ JUŻ... ta granica cierpienia już przeszła... znowu wiem kim jestem, granice swoje znam i nie będę już tą osobą, którą byłam. Jestem jak potłuczony  wazon, który jest sklejony teraz. Wygląda nadal pięknie, ale wody do niego już nie nalejesz. 

12:35:00

UPAŁ

UPAŁ

UPAŁY SĄ TAKIE

Że trudno się oddycha, głowa boli, myśli się kłębią i trudno o koncentrację. I wtedy myśli się o tym jak sobie pomóc, żeby było chłodniej i żeby z ciała nie spływała woda. Żeby włosy się nie sklejały, a stanik nie wbijał się w napęczniające od gorąca ciało i piersi w popłochu nie uciekały z tego wyżej wymienionego stanika ;-)))  Między piersiami rynienka pełna gorącej wody. Materiał bluzeczki zaplamiony potem. Wszystko się klei i lepi, rzęsy zamykają oczy od tuszu rozpływającego się z gorąca. Spierzchnięte usta z rozmazaną czerwoną szminką. Dłonie spocone, stopy obtarte od wrzynających się paseczków letnich sandałków. 

Język tak zespolony z podniebieniem, że trudno słowo wypowiedzieć. I tak się myśli, że może Pan Bóg lepiej by zrobił, gdyby część tych upałów lipcowych przeniósł na grudzień ;-) Bo w grudniu pod kocykiem i przy gorącym grzejniku wspomina się, jakby tu dobrze było gdyby gorąco nastąpiło. Trudno nam ludziom dogodzić. Raz za ciepło, raz za zimno. Raz za dużo ubierania choć wygodnie, bo można tym ubraniem zasłonić to i owo, i jest wesoło. Raz głupio ubrać tylko sukienkę z małego skrawka materiału i pokazać, pokazać to czego nie za bardzo by się pokazywać chciało ( chyba, że się ma niewiele dekad i pokazywanie nie daje dyskomfortu ;-))

TYMCZASEM trzeba sobie radzić z upałem, który staje się dokuczliwy i serce zaczyna pracować w przyśpieszonym rytmie. I właśnie to serce, to moje serce znalazło wyjście z gorącej sytuacji.

Dostrzegłam  możliwość ochłodzenia się, swojej głowy i ciała... prosty sposób... przypomniałam sobie R., mojego drugiego męża. Jego lodowate serce i spojrzenie pełne chłodu, i ten uścisk obojętny, czasem wrogi, sprawiający, że przechodziły mnie zimne dreszcze. Bo on pragnął zaspokojenia tylko, tylko swych fizycznych potrzeb... ja gorących uniesień... a była tylko zimna trwoga moja, żeby już skończyła się ta chwila mroźna i okropna.

W MIG....

zrobiło mi się chłodno, zimno wręcz. Raz przydał się na coś R. A raczej wspomnienie o nim. Zabieg kriolezji na ból kręgosłupa, to przy nim wrząca reminiscencja jest ;-)

UPAŁ jednak... tak zły nie jest, można go znieść... przypomina nam, że człowiek głównie składa się z wody... Mnie przypomniał, że R. składał się głównie z lodu...

W NATURZE 

słońce i lód w jakiś niewyjaśniony sposób potrafią ze sobą współistnieć. W moim życiu słońce ważniejsze jest i lód toleruje tylko jako okład na zmniejszenie dolegliwości bólowych i obrzęki przeróżne, działając przeciwbólowo. Ostatnio mrożonka z fasolki szparagowej świetnie zadziałała na ból obrzękniętego stawu barkowego ;-)) R. na pewno nie był balsamem kojącym ;-)  




Copyright © Stara Kobieta... i ja , Blogger