Nic! Absolutnie nic nie dzieje się bez powodu. Wszystko po coś jest. Codziennie, niezmiennie od miesięcy, lat - przekonuję się o tym każdego dnia... pełno minut pewnego przekonania, że jak najbardziej wszystko po coś jest.
Ot dzisiaj na przykład. Przez swą niezdarność, gdy zbyt nerwowo usiłowałam wyjąć nabój z pudełka, by tym nabojem nabić wieczne pióro... uff... rozsypały się wszystkie po podłodze... zmuszona byłam by się położyć nie na sofie, lecz na panelach w salonie.
Strasznie to skomplikowane się wydawać może, ale to wszystko za sprawą świadomej decyzji, żeby się usprawnić do wiosny... wyciąć co spróchniałe, podwiązać co trzeba, przedmuchać co nieczynne, udrożnić i wpuścić nowego ducha.
I przez tę właśnie decyzję podjętą w trybie szybkim i krótkim poddałam się tym wszystkim zabiegom i stąd trudno mi przygiąć nóżki, i łatwiej na glebę się rzucić by pozbierać, co pozrzucane i nie tkwić w bałaganie.
Tak sobie leżąc wygodnie na miękkim moim grubaśnym brzuszku przesuwałam się cierpliwie od jednego do drugiego, z niebieskim atramentem naboju. Czołgałam, pełzałam cierpliwie, przy okazji froterując podłogę... o! wsuwka ozdobna do włosów dawno zagubiona... iiii… płyta Nochavicy… myślałam, że już stracona ;-) Bardziej się zamachnąwszy, pod kwietnikiem... odkryta dycha... zupełnie niezniszczona... taką kasę znaleźć we własnym domu :-) Tak się ucieszyłam, tak rozochociłam, że na plecy przewróciłam i z lubością pajacyki poćwiczyłam. Do dziecięcych lat myślą wróciłam, gdy na łące się bawiłam.
Z perspektywy podłogi oglądając sufit, zastanawiając też jak się bezpiecznie ruszyć... machinalnie wsunęłam rękę pod komodę... kurz... skąd się on bierze przecież sprzątam wciąż... jakiś sztywny papier wyczuwam pod palcami... zbyt sztywny by to kolejny banknot był ;-) Fotografia... skąd się tam wzięła... wypaść musiała z albumu podczas oglądania. Wróciły wspomnienia... dobre wspomnienia.
Szukałam tej fotki od (nie do wiary) paru lat... ileż to razy mopem ją tam targałam gdy podłogę zmywałam. Odkurzaczem popychałam. A ona wytrwale i trwale tam sobie leżała. Tak jak trwale przy mnie byli Ci ludzie, co na tym zdjęciu szczęściem promienieli.
Zrobiło mi się cudownie, przyjemnie, ale pora wstać ;-)
Sweter brudny, ale podłoga czysta... naboje pozbierane... dobre wspomnienia przywrócone... nowa energia we mnie... zagubiona płyta znaleziona... radość przywrócona... jeszcze ta kasa dodatkowa ;-)) Tak z pozornie złej sytuacji biorą się dobre rzeczy :-))
Nic nie dzieje się bez powodu.
Teraz wyraźniej niż kiedyś, choć wzrok u mnie nietęgi (w przeciwieństwie do bioder ;-)) i bez szkieł czytać nie mogę... Teraz inaczej niż kiedyś, gdy nitkę w igłę nawlekałam w locie... teraz znacznie lepiej... mimo tego co powyżej ;-)… widzę!
Wiem dlaczego!
Do patrzenia używam też głowy. A jak do tego dołączę też serce i poodkurzam zatarte w pamięci wspomnienia, doświadczenia, które przyszło mi przeżyć... to rodzi się we mnie odwaga, że nie boję się upaść i z tej perspektywy oglądać... i będąc w najczarniejszej d...., leżąc najbardziej na płasko... w najbardziej niewygodnej pozie... to mogę mieć szansę nawet w ostatnim momencie złapać dla siebie coś w danej chwili odpowiedniego.
Te naboje się rozsypały, żebym kolejny raz zrozumiała, że mogę dać sobie radę i jeszcze odnaleźć dawno stracone złudzenia.
Łza z bólu, która przypływa mi do oka jest nie po to, żebym cierpiała - tylko po to, żebym doceniła to co mam i walczyła o lepsze.
Każde zdarzenie, które mnie dotyka to jest mój subiektywny wynik odbierania danej sytuacji... przeze mnie, nikogo innego, przeze mnie w danym momencie. Bo wszystko można odbierać na sto sposobów, albo jeszcze więcej. I ten odbiór zależy od mojej jasnej optymistycznej lub ciemnej pesymistycznej strony.
W moim przypadku, po tylu ostatnio przypadkach :-) najłatwiej byłoby rzucić się z mostu ;-), lecz względy estetyczne na to (na szczęście ;-) nie pozwalają, a przede wszystkim moje głębokie, wewnętrzne przekonanie, że wszystko dzieje się po coś.
Uparty anestezjolog, który nie chciał mnie całkowicie znieczulić do operacji, choć wzbraniałam się ostro... zaaplikował mi znieczulenie w bolący kręgosłup... I co? Zdecydowałam się na operację nieczynnego w nodze perforatora, a tu kręgosłup już mnie tak nie boli :-)
Gdyby nie on, jego przeświadczenie, że tak należy, tak jest najlepiej, a przedtem gdyby nie moja decyzja o tym zabiegu... byłoby inaczej...
Żadne schematy ułożone w głowie nie powinny zaburzać tego co się naprawdę dzieje... czasem trzeba odpuścić i poddać się temu co jest w danej chwili... bo wcale nie musi być gorzej.
Więcej zaufania, wiary w ludzi... Po raz kolejny to "poniałam" ;-):-)
Po to rozsypały mi się naboje, bym znalazła sposób jak je pozbierać i bym uwierzyła, że sama dam radę, a przy okazji jeszcze nagroda w postaci znalezienia straconych rzeczy :-)
Czasem płaczę (tylko w poduszkę), jestem rozczarowana z wielu powodów... głównie z powodu ludzi, którym zaufałam... Mam miękkie serce. Ale tak wolę! Lepiej mieć miękkie serce i twardy tyłek niż serce z kamienia i zero wytrzymałości na ból. Jestem silna! Właśnie dlatego, że tyle razy dostałam w tyłek. Może gdyby było inaczej... Uległabym starszej córce i w wieku 50 lat przyjęłabym jej warunki, zgodziła z jej tezą, że stary ze mnie człowiek... swoje przeżyłam, żadna tam kobieta i moje szczęście powinno wyłącznie na jej szczęściu się opierać (???) Swoje to ja mam... rachunki do płacenia ;-)
Ale wtedy się zakochałam, zupełnie jak młoda kobieta i za mąż sobie wyszłam. I..? I już z tej podróży powróciłam :-) Kosztowna była ;-) Wiele się nauczyłam... przez chwilę szczęśliwa byłam. Tego mi nikt nie zabierze. Potem już niezabawnie było, ale spotkawszy tak małostkowego człowieka jak mój były mąż, takiego wilka w owczej (raczej baraniej ;-) skórze … dzisiaj doceniam każdego najbardziej zakręconego, ale zaafirmowanego w swej pasji człowieka. I wolność!
Po to, to było!
Wszystko jest po coś. Ci co nas krzywdzą też nas uczą! Że nie można mieć w sobie strachu. Bo strach to jest rezygnacja z życia.
Im dłużej żyję tym mam większe przekonanie, że życie mi świetnie służy. A pozycja? Leżąca, siedząca, stojąca... nieważne :-)) Ważne, że ciągle jestem częścią tego świata i wierzę, że moje istnienie też po coś jest.
Zadzwonił do mnie przyjaciel i pyta co u mnie, więc opowiadam, składne słówka składam. A, że u mnie pęd jak w filmie akcji, nietrudno było się domyślić jego reakcji: Jijus… to słabo...
- Słabo? Obruszyłam się.
- Super jest, Żyję!
- Ach tak! No fakt! To dobra wiadomość - roześmiał się
- Ja to jednak spokojne mam życie. Fajnie mam. - dopowiedział.
Pojął jak bardzo jest w błędzie, że nie docenia swego pozornie szarego życia. Ciągle o coś zabiega i do tego narzeka.
Ta rozmowa ze mną dodała mu skrzydeł. Słyszałam to w jego głosie.
A ten tekst napisałam po to, żeby nikt z Was nie wątpił w siebie i starał się w najgorszej, najgłupszej sytuacji znaleźć coś dobrego, a jak trzeba? wesołego :-) To nie jest tak, że wszystko co beznadziejne stresujące, niesie w myk, od razu pozytywne zmiany... bo musi tak być by było lepiej. Czasem sprawy doprowadzają nas do depresji, która niszczy i znika w nas człowiek... przestajemy być kobietą, którą kiedyś byłyśmy. Jesteśmy obok.
Tak miałam.
Teraz na bieżąco wyciągam wnioski i dodaję odpowiednie w nowym kierunku myślenia, do tego co się dzieje. CHOĆ NIE JEST ŁATWO. Ale już nie dam sobie niczego wmówić. Nie zgadzałam się i nadal nie zgadzam na bycie przedmiotem kompromisu. Jestem wszystkim dla siebie, co mam… nie chcę i nie muszę nikomu nic udowadniać.
A jak się komuś nie podoba?
To ma problem :-))) Nic się nie dzieje bez powodu:-)
Dziś kładąc się spać, mogę sobie powiedzieć: nie było tak źle :-) A jutro jest nowy dzień :-)
Jak zwykle pięknie napisane, jak miło się czyta takie wpisy! :) Najwięcej przykrości często doświadczamy od najbliższych, ale tym bardziej nie wolno się poddawać. Miłość oślepia, to prawda, dlatego ja postanowiłam przelać ją na zwierzęta, na pasję. Reszta niech ma swój problem, a my cieszmy się życiem :) Serdecznie pozdrawiam. Jak zawsze piękna :)
OdpowiedzUsuńTak to już jest: im bardziej kochamy tym bardziej rany, które ledwo są draśnięciami - odczuwamy. Dziękuję za dobre słowa. Dobre słowa są każdemu z nas bardzo potrzebne, bo dodają energii, a ta z kolei potrzebna jest nam do realizacji swoich pasji. Dzięki, że je masz:-) Buziaki:-)
UsuńJa też uważam, że wszystko jest po coś. Kilka razy tego doświadczyłam. W pierwszej chwili bunt, że znowu ja, ale potem stwierdzamy, że było to nam potrzebne, by umieć docenić to, co mamy i cieszyć się każdą chwilą. Pięknie przekazujesz nam mądrości i pięknie wyglądasz jak zwykle. Pozdrawiam serdecznie:):):)
OdpowiedzUsuńDzięki za pokrzepienie... właśnie ledwo się trzymam po operacji, ale widać nie opuszcza mnie talent aktorski;-)) Takie pokrzepienie z Twojej strony to balsam na moje wszystkie moje chore miejsca. Ten tekst był po, żeby przeczytać Twoje słowa... dla Ciebie po to, żebyś kolejny raz zdała sobie sprawę z tego, że nie tylko Ty tak odczuwasz życie, że wszystko jest po coś:-) Ściskam serdecznie:-)
UsuńUczyć można się od Ciebie cierpliwości ,siły i wytrwałości:))a najbardziej pozytywnego myślenia:)))a do tego zawsze ślicznie wyglądasz:)))ja dzisiaj znalazłam w dawno nie używanej torebce piątkę i też się ucieszyłam:)))Pozdrawiam serdecznie:)))
OdpowiedzUsuńKiedy jak przeglądałam torebki, to w wielu po złotówce znalazłam. Te złotówki to po to, żeby można włożyć do wózka w supermarkecie. Wdzięcznie dziękuję za dobre słowa. Staram się żyć jak najszczęśliwiej jak umiem mimo, pomimo, bo, wbrew, jednak... choć często bywam w tym wyjątkowo wkurzająca:-)));-))) Na szczęście to innych problem;-))) Ściskam serdecznie:-)
Usuń"A jak się komuś coś nie podoba? To ma problem"- i to jest wg mnie właściwa puenta.
OdpowiedzUsuńI finito;-)) Pozdrawiam serdecznie:-)))
UsuńNic się nie dzieje bez powodu, to prawda, ale są sytuacje z których nie ma żadnego, dobrego wyjścia, tylko jest kłębiące się w głowie pytanie "dlaczego znowu ja, dlaczego znowu mi..."
OdpowiedzUsuńPięknie wyglądasz.
Pozdrawiam i dużo zdrowia, zyczę
Dlaczego??? Nigdy nie ma dobrej odpowiedzi. Najczęściej wszystko zdarza się bez naszego wpływu, ale to nie znaczy, że mamy być bierni... trzeba walczyć do ostatniej chwili:-)))Dzięki za komplementy i ściskam serdecznie:-)))
UsuńJestem tego samego zdania, nic nie dzieje się bez powodu. Bywa, że dociera to do nas po jakimś czasie, jakąś nową sytuacją wynikającą z wcześniejszego zdarzenia.....i dopiero uzmysławiamy sobie, że to było potrzebne(choć czasem przykre,czy bolesne). Pięknie wyglądasz Dorotko. Pozdrawiam gorąco:)
OdpowiedzUsuńW każdej sytuacji, która jest inna od zamierzonej tak sobie to tłumaczę i jak dotąd się sprawdza. Powoduje, że jestem bardziej spokojna:-))Ściskam serdecznie:-))
UsuńDorotka jesteś niesamowitą kobietą..jesteś sloneczkiem w pochmurny dzień. 😋😋😋
OdpowiedzUsuńBuziaki, buziaki, buziaki:-))))))
UsuńDorotka jesteś niesamowitą kobietą..jesteś sloneczkiem w pochmurny dzień. 😋😋😋
OdpowiedzUsuńDorotka jesteś niesamowitą kobietą..jesteś sloneczkiem w pochmurny dzień. ������
OdpowiedzUsuńWdzięcznie dziękuję za Twoje słowa:) Masz rację nie raz tak bywa, że za późno dochodzimy do prawdziwego sedna. Wszystko trzeba by na bieżąco rozkminiać, analizowować. Wiem, że to trudne... mnie od tego rozmyślania, refleksji na każdy temat - głowa po prostu dymi. Przydałby mi się na co dzień jakiś strażak, co by mój zapał w kwestii rozmyślań schładzał;-) Pozdrawiam bardzo gorąco:-)))
OdpowiedzUsuń