Wszelkie wiadomości, plotki, domysły, że Stara Kobieta już nie nadaje... że coś się stało, że może się już jej nie chce... bo już od tak dawna nie pisze... te wszystkie domniemania są zupełnie przesadne, bezzasadne i nawet kłamliwe ;-)) Trzymam się, z całych sił mojego kochanego życia!!! Koniec kalendarzowy roku już minął... początek nowego zaczął, a ja ze spokojem zrobiłam sobie reset...
Zaraz po świętach... radio wyłączone, telewizji nie mam... tak więc brak kłopotu... telefon też odłączony od zewnętrznego świata, a laptop zamknięty i schowany pod poduchę, aby nie kusił w żaden sposób. Tylko najbliższych zawiadomiłam o ciszy w eterze z mojej strony. Wokół mnie cisza i muzyka z płyt płynąca. W ten sposób wykręciłam się od wielkich spraw tego świata, a zaczęłam przygotowywać do moich maleńkich... choć dla mnie... wielkich zajęć. Ale żeby tak się stało musiałam odbyć specyficzne przygotowanie, aby pewnym zdarzeniom pozwolić odejść... Już dawno zrozumiałam, że umiejętność bycia szczęśliwą i zadowoloną na co dzień może zapewnić przeciwwagę do zrównoważenia bólu. A "Ból"*** mój kompan, który nie da się skorumpować, wysłać na urlop, żadne wyprzedaże Go nie interesują ;-)) stał się moim dla mnie wielkim... choć w skali świata? - zaledwie kropelką - wyzwaniem. Coś musi mnie uratować. Co? Oprócz dystansu, poczucia humoru... łapczywości do doznawania nowych wrażeń...? Moja życzliwość, dobroć, którą każdemu chcę choć w najdrobniejszy sposób okazać... tolerancja! Także względem siebie :-) To one pozwoliły mi wytworzyć swoją własną odporność na "Ból" … Postanowiłam zniszczyć wszystko co zagraża darowi życia, który otrzymałam od Stefci i Rysia ;-)) Po odstawieniu fałszywych przyjaciół, złej od nich dla mnie energii i rzeczy, które zaburzały mój spokój... powodowały w moim umyśle zagrożenie. A zagrożenie to lęk. Co innego odczuwanie życzliwości, która pokrzepiającą siłą jest :-) Zdecydowałam, że też z mojego ciała pozbędę się wszystkiego co zbędne. Co nie jest takie proste...
Od czego zacząć, bo "Ból" oprócz rzęs, paznokci i włosów rozlany jest we mnie wszędzie i do tego nie zwalnia ani rankiem, ani wieczorem nie odpuszcza skubaniec i spać nie daje ;-) Czułam się zdruzgotana, choć niezniszczona jeszcze... Stąd nakreśliłam sobie plan by krok po kroku tak działać by jak w najlepszym komforcie spędzić te lata przede mną. Ze swoimi przemyśleniami pobiegłam do Pani Doktor Małgosi. Ta bez chwili wahania wypisała przekaz na kolejny rzut badań, dla sprawdzenia przyczyny, która łez mi przysparza zaleciła... Teraz uwaga! KOLONOSKOPIĘ!
Zaraz po świętach... radio wyłączone, telewizji nie mam... tak więc brak kłopotu... telefon też odłączony od zewnętrznego świata, a laptop zamknięty i schowany pod poduchę, aby nie kusił w żaden sposób. Tylko najbliższych zawiadomiłam o ciszy w eterze z mojej strony. Wokół mnie cisza i muzyka z płyt płynąca. W ten sposób wykręciłam się od wielkich spraw tego świata, a zaczęłam przygotowywać do moich maleńkich... choć dla mnie... wielkich zajęć. Ale żeby tak się stało musiałam odbyć specyficzne przygotowanie, aby pewnym zdarzeniom pozwolić odejść... Już dawno zrozumiałam, że umiejętność bycia szczęśliwą i zadowoloną na co dzień może zapewnić przeciwwagę do zrównoważenia bólu. A "Ból"*** mój kompan, który nie da się skorumpować, wysłać na urlop, żadne wyprzedaże Go nie interesują ;-)) stał się moim dla mnie wielkim... choć w skali świata? - zaledwie kropelką - wyzwaniem. Coś musi mnie uratować. Co? Oprócz dystansu, poczucia humoru... łapczywości do doznawania nowych wrażeń...? Moja życzliwość, dobroć, którą każdemu chcę choć w najdrobniejszy sposób okazać... tolerancja! Także względem siebie :-) To one pozwoliły mi wytworzyć swoją własną odporność na "Ból" … Postanowiłam zniszczyć wszystko co zagraża darowi życia, który otrzymałam od Stefci i Rysia ;-)) Po odstawieniu fałszywych przyjaciół, złej od nich dla mnie energii i rzeczy, które zaburzały mój spokój... powodowały w moim umyśle zagrożenie. A zagrożenie to lęk. Co innego odczuwanie życzliwości, która pokrzepiającą siłą jest :-) Zdecydowałam, że też z mojego ciała pozbędę się wszystkiego co zbędne. Co nie jest takie proste...
Od czego zacząć, bo "Ból" oprócz rzęs, paznokci i włosów rozlany jest we mnie wszędzie i do tego nie zwalnia ani rankiem, ani wieczorem nie odpuszcza skubaniec i spać nie daje ;-) Czułam się zdruzgotana, choć niezniszczona jeszcze... Stąd nakreśliłam sobie plan by krok po kroku tak działać by jak w najlepszym komforcie spędzić te lata przede mną. Ze swoimi przemyśleniami pobiegłam do Pani Doktor Małgosi. Ta bez chwili wahania wypisała przekaz na kolejny rzut badań, dla sprawdzenia przyczyny, która łez mi przysparza zaleciła... Teraz uwaga! KOLONOSKOPIĘ!
Ou! Ależ zrobiłam minę ;-)
No niestety pani Dorotko - spojrzała wymownie w moje oczy.
No niestety pani Dorotko - spojrzała wymownie w moje oczy.
Ja z kolei błagalnie. Można to jakoś obejść?
- To zaczynamy od gastroskopii? - zapytała przewrotnie.
- Może to jednak ciągle ten kręgosłup sztywnieje, zapalnie nie daje mocy, przez te stresy to on wymaga pomocy i wystarczą zwykłe masaże?
- Nie! Wszystkiego nie można zwalać na stres. Pani pójdzie i koniec. To nie jest takie straszne.
- Oki. Zrobię wszystko w celu eliminacji wszystkiego co złe i spać mi nie daje, a co gorsza swobodnie żyć.
No i się zaczęło... głodówka... lodówka obcy sprzęt... do tego woda litrami przez siedem dni i saszetki na wyzbycie się wszystkiego z jelita grubego.
Jeszcze czytanie w Internecie (w krótkim momencie przed wyłączeniem go i odłożeniem pod wyżej wspomnianą poduchę ;-) jak to wszystko wygląda, czy boli, czy bardzo zawstydza i na co ewentualnie szkodzi, czy jakieś uboczne skutki ma choć ponoć pomóc ma (???)
Nie jadłam, dużo piłam, na dobrym przygotowaniu się skupiłam... pupę nawilżyłam, by wtopy nie było ;-)
Nadszedł ten dzień (przedtem pedicure zrobiłam i paznokcie... oczywiście koniecznie na czerwono).
Czy się bałam?
Słowo daję, że nie.... choć myśl o wypięciu pupy na doktora nie kojarzyła mi się zbyt pięknie. Z natury jestem bardzo wstydliwa i mam wielkie przywiązanie do swojej intymności. Nie lubię się nią dzielić... nie znoszę ekshibicjonizmu. Ale cóż... jak trzeba, to trzeba.
Pan Doktor, bardzo młody, szczupły wszystko wyjaśnił na samym początku... jak przebiegać będzie badanie. Było sympatycznie i nawet przez chwilę śmiesznie, gdy przy pytaniu o moje alergie... wymieniłam zaledwie dwie: NFZ i ZUS. Poza tym wszystko okej :-)
Pani pielęgniarka prześmieszna była: gadała do mnie jakby mnie nie było... tylko zupełnie ktoś trzeci ;-)
- Rozebrać: buty, skarpetki, spodnie i majtki i założyć te granatowe gatki... dziurą do tyłu.
- Zrozumiałam, choć pomyślałam... po co się kurczę tak kremowałam jak zasłonić mnie mają granatowe gatki (?) ;-)))
- Spojrzałam na panią, a ona jeszcze raz swoje... tylko w innej kombinacji: zdjąć majtki, spodnie, skarpetki, a następnie butki :-))))))
Oczywiście! Ta druga opcja - trudna do wykonania ;-)) Próbowałam :-) Alle? :-)) Nie będę się czepiać! Śmiałam się wewnętrznie... wyobrażałam sobie jak można najpierw zdjąć majtki bez zdejmowania spodni... Moja wyobraźnia choć wielka jakoś do tego dojść nie umiała.
Kończąc ten wywód przydługi: włożył Pan Doktor w mój otwór pupiany - wąż długi i pokazywał na ekranie co mam w środku... po czym powiedział: teraz będzie bolało, bo powietrze będzie w panią dmuchało.
- Będzie rozpierało i bolało - dodał po chwili
- Będzie bolało? Ależ, więcej niż obecnie? To niemożliwe...
Faktycznie rozpierało... ale czy więcej? Tu bym dyskutowała:-)
Trzy bąble Pan Doktor powiesił na szubienicach... tak przy okazji by dalej się nie rozprzestrzeniały i więcej dzieci nie miały ;-)
Za cztery tygodnie okaże się czy to cholery były czy tylko takie tam drobiażdżki niewinne.
Boli jak bolało! Czyli to nie był precyzyjny strzał? Był... za dwa, trzy lata mogłoby być gorzej. Warto było!
Uspokoiłam się. Odhaczyłam jedno! Ale dalej będę szukać, co w moim organizmie nie pozwala mi w pełni cieszyć się moim życiem.
I jeszcze jedno; zrozumiałam, że nie powinnam identyfikować mojego szczęścia z bólem mojego ciała, bo wtedy nie zaznam spokoju i zadowolenia... żeby być szczęśliwa muszę cieszyć się każdą chwilą... nawet tą, w której robiono mi kolonoskopię*. Niezależnie od etapu życia trzeba żyć w chwili obecnej i być za nią wdzięczną! A zamiast przeklinać wszechobecną ciemność... zapalać świece... rozpalać światła... zawsze mieć nadzieję!
*Przynajmniej w tej sprawie mam co najmniej trzy lata spokoju, a może dziesięć zależy jak Pan Doktor zaleci.
Badajcie się... to nie jest straszne... dla mnie to była z mlekiem kaszka i dla Was taka będzie. Liczy się podejście.
*** Piszę o "Bólu" z dużej litery, bo mam w sobie pokorę i wiem, że jest to przeciwnik, którego nie da się zignorować. Ale nawet ON nie jest w stanie zabrać mi radości odczuwania chwil i poczucia cudowności, która wynika z każdego momentu mojego życia. Bo szczęście to nie splot, zestaw okoliczności tylko stan umysłu. A mój jest bardzo radosny :-)) Następny etap to udrożnienie nieczynnego perforatora, co krew tłoczy... Potem to się dalej zobaczy ;-) Do wiosny mam zamiar być Starą Kobietą, lecz odnowioną wyraźnie :-)). Tymczasem skręcam się z "Bólu", ale na wakacjach w Turcji, na które wysłały mnie dzieci.
Bardzo ciekawy wpis:))moim postanowieniem noworocznym jest również zrobienie różnych badań i podreperowanie zdrowia:)))Pozdrawiam serdecznie i miłego wypoczynku życzę:)))
OdpowiedzUsuńBo wszystko da się jakoś poskładać, choć nie znoszę jakoś;-) , ale zdrowie to podstawa do działania. Ściskam Cię Reniu serdecznie i dbaj o siebie:-)
UsuńA ja się nadal nie dam namówić:-( a ból to też mój kolega!!! Odpoczywaj jak najcudniej!
OdpowiedzUsuńAle żadnej przyjaźni z nim nie zawieraj, bo to oszust jest:-) Pozdrowionka:-))
UsuńBól, którego przyczyny nie są zdiagnozowane, potrafi sprawić, że mniej w nas radości. Ostatnio ten drań mi towarzyszy, a wszystkie sprawdzone i skuteczne dotąd metody wygnania go, lekceważy.
OdpowiedzUsuńKolonoskopia jest znacznie przyjemniejsza od gastroskopii. Jedno i drugie badanie miałam już kilka razy.
Życzę Ci, Dorotko, zdrowia i zostawienia nieproszonego gościa w Turcji.
Serdecznie pozdrawiam:)
W Turcji nie został... jeździł ze mną wszędzie i to na gapę, ale ja mu jeszcze pokaże:-)) Dzięki za serdeczne słowa i pozdrawiam bardzo gorąco:-)
Usuńufff, czyli nie było tak źle, oby wyniki były ok, współczuję bólu ja mam skierowanie na badanie rektoskopowe, za tydzień i już od dawna się boję.
OdpowiedzUsuńTrzymam mocno kciuki... nie bój się. Wszystkie badania po to są, żeby nam ulżyć w bólu. Daj znać jak jest:-))
UsuńNajważniejsze, że masz już z głowy to badanie,słyszałam kiedyś od znajomej,że jak poszła na kolonoskopię,wchodząc do gabinetu popatrzyła na siedzące tam osoby ,czekające na na to badanie,kiedy wyszła nikogo już pod gabinetem nie było .Wszyscy uciekli jak usłyszeli jej wrzaski dochodzące z gabinetu.Możliwe że warto jest się odpowiednio nastawić na to badanie,ale oczywiście każdy ma inny próg bólu,więc nie dla wszystkich to będzie kaszka z mleczkiem :D
OdpowiedzUsuńŻyczę zdrówka i wytrwałości w diagnozowaniu ,pozdrawiam :)
Nastawienie jak we wszystkim ma ogromne znaczenie. Tego dnia miałam wszystko w tzw.pompie, więc byle dodatkowy ból mnie nie ruszył:-)Dki za dobre słowa i pozdrawiam serdecznie:-))zi
UsuńWyglądasz cudnie! ♡♡♡ Kolonoskopię naoglądałam się od zaplecza, czyli u innych i mam wrażenie że chyba szybciej zabije mnie zapalenie oskrzeli, być może już płuca jak pytają czy palę... Dużo zdrowia życzę! :* Kotek jest cudny ♡♡♡
OdpowiedzUsuńDziękuję przepięknie... na coś umrzeć muszę... pewnie nie będą to oskrzela, bo nie paliłam i nie palę papierosów:-) Kotek się przypętał, tam co kawałek kotek idzie inny idzie sobie:-) Pozdrawiam serdecznie:-))
Usuńwpis genialny, ściskam serdecznie!
OdpowiedzUsuńDziękuję kłaniając się nisko:-)) Buziaki przesyłam:-))
UsuńNiekiedy trzeba podjąć trudną decyzję, ale widać, że poradziłaś sobie świetnie :)
OdpowiedzUsuńMiłego wypoczynku :)
Decyzje podejmuję szybko, bo czas mi się kurczy ostatnio;-)Ściskam gorąco:-))
UsuńWyglądasz kwitnąco. I tak trzymaj. Ja też uważam, że kolonoskopia, to nic takiego. Trzeba słuchać polecenia lekarza. U mnie tak było. Życzę Ci dużo zdrowia, by Twój "kompan" odpuścił. Pozdrawiam:):):)
OdpowiedzUsuńDziękuję wdzięcznie, ale to wyglądanie to wielka jest zmyła:-))A kolonoskopia to pryszcz... znam gorsze badania. Warto z niej skorzystać dla własnego spokoju... spokój to podstawa szczęśliwego życia:-) Ściskam:-))
UsuńPozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńJa również bardzo serdecznie:-)
UsuńDzuzo zdrówka. Pomimo bólu, pięknie wygladasz. Trztmam kciuki na znalezienie jego przyczyny i zlijwidiwanie go.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Minęłam się z powołaniem... powinnam być aktorką charakterystyczną, od ról upadłych kobiet;-))))) Buziaki:-)
UsuńPrzede wszystkim kochana życzę Ci zdrowia i niech wszelkie bóle Cię omijają...
OdpowiedzUsuńPrzeszłam kilkanaście koloskopii. Tak nie pomyliłam się - kilkanaście.
Ostatnią w lipcu w 2018 roku, gdzie też podczas badania usunięto mi kilka polipów, ale w 2013 roku miałam operację: żylaki odbytu...
Wiem, co to Ból... Ten psychiczny wiadomo, ale także ten fizyczny.
Jestem kochana po 10 poważnych operacjach. ( I nie są to operacje plastyczne :))Ostatnia 7.01 tego roku. Nadal odczuwam ból i jestem jeszcze bardzo osłabiona. Na L-4... Nie wiem, kiedy wrócę do pracy...
Ale mimo mojego bólu, uważam, że są osoby, które o wiele bardziej ode mnie cierpią czy cierpiały.
Chociażby moja kochana Ania...
Myślę, że z każdym dniem będzie lepiej...
Kochana ściskam Cię mocno. Życzę zdrowia.
Buziaki nadal noworoczne posyłam.:)
Jesteś dzielna Basiu. Ania patrzy tam z góry na Ciebie i jest z Ciebie dumna, że tak walczysz i dajesz radę. Całuję Cię bardzo serdecznie. Dziękuję za pokrzepiające słowa i pamiętaj... myślami jestem z Tobą. Przesyłam Ci też pozdrowienia od Alicji:-))
OdpowiedzUsuń