Na świecie październik, dnia ubywa, choć ciepło się trzyma. Lato ze swoim słonecznym optymizmem sobie odeszło do historii. A w nas razem z zimnymi wieczorami, w które okrywamy się pledami, raczymy gorącą herbatką... zaczyna odzywać się jakiś lęk. Lęk, który w wakacje nie był tak obecny w rozgrzanej atmosferze, jeździe na rowerze... Topiły się te lęki w morzu, jeziorze, pod słońcem, gdzie jechaliśmy z paszportem i tu w polskim kurorcie.
A teraz wraz z wczesnymi wieczorami, choć babie lato jak nigdy szaleje, w nas już się tak dusza nie śmieje. Obudziła się smutna, lękliwa jej strona. I przypomnienie: ja się boję!
Taka prawda! Lęk towarzyszy nam każdego dnia (choć w słoneczny i ciepły jest w nas więcej dobrej energii). Boimy się o siebie, boimy o bliskich. O naszą przyszłość, o zdrowie, o pieniądze... o dach nad głową, o pracę, o egzaminy... Boimy się wyznać komuś prawdę dla nas niewygodną, czy prawdę dla kogoś bolesną. I zmienić pracę czy zrezygnować z jednej, a podjąć drugą też nam niełatwo. Odwagi nie mamy by odebrać wyniki od lekarza, bo boimy się by przypadkiem nie okazały się złe. Boimy się, że się spóźnimy, że termin zawalimy... wyznać mężowi, że brak nam czułości i dość już go mamy. Przyjaciółce też boimy się powiedzieć by przestała się wtrącać w nasze sprawy i wprost jej przekazać, że może i ma w pewnych kwestiach rację, ale nie ma prawa wtrącać się w nasze osobiste z dziećmi relacje. Boimy się też upomnieć o swoje... pożyczone pieniądze czy książkę... nawet o swoje gwarantowane przez państwo prawa boimy się zawalczyć.
Lekarza boimy się upomnieć, że to on dla nas jest, a nie my dla niego, i że on za leczenie nas otrzymuje pieniądze... a urlop? Urlop mu się należy, ale nasza choroba nie da się wysłać na wakacje, więc jeśli nie jeden z tych wybitnych medycznych umysłów... to drugi powinien - nie bać się nami zająć.
Boimy się odrzucenia, wzgardzenia, samotności, która to wydobywa z nas bolesne tęskności. Braku miłości, nieporadności, starości, śmierci w mękach (nawet bez mąk nie chcemy jej ;-)), zawiści, krytyki itede... boimy się. Nasze lęki są różnorodne i nieprzebrane w swej obfitości. Małe i duże, ważne, dramatyczne, histeryczne, zatrważające nas, ale też śmieszące innych. Lęk o przetrwanie jest inny niż obawa, że jedząc ciastko się przytyje i w sukienkę nie zmieści... w tę co dopiero zakupioną.
Jeszcze myszy się boimy, pająków, i że się ośmieszymy wypowiadając publicznie. Ciemność powoduje dreszcze lęku przed ukazaniem się ducha czy gorszego upiora, a ciasne pomieszczenie nas przygniata... różnie to bywa. Gdy ekscytujemy się spotkaniem z nowo poznaną osobą to też jest to wyraz lęku, niepokoju jak zostaniemy odebrani czy nie strzelimy jakiegoś błędu... nie wspominając irytującej gafy ;-)
Lęki niezrozumiałe, ale też uzasadnione... bezpodstawne, wymyślone, dziwaczne i całkiem uprawnione. Lęki tworzą się w naszej głowie tak samo z oczekiwań, jak ze zwątpienia... z doznanej krzywdy, rozczarowania, lecz też ze szczęścia nagle otrzymanego... takiego jakim jest miłość na przykład. Zamiast cieszyć się nią i w tańcu jej uniesieniem wirować to pojawia się niepokój. Najpierw maleńki, a potem coraz większy, że jak jest tak dobrze, tak namiętnie, zgodnie i czarownie to gdzie jest ten knyf? I czy to jest miłość czy związek niby bliski, ale zawarty ze strachu przed samotnością? A może tak pięknie długo nie będzie, bo wydarzy się coś co zakłóci, na inne tory ten stan zawróci? Może boimy się uczucia, bo wątpimy w nie, w jego prawdziwość... sami nie mamy wiary w siebie, czy w tę drugą osobę?
A może to jest strach przed otworzeniem szczerym w drugą stronę? Tak czy inaczej lęki te stopniowo zatruwają chwile, które powinny być słoneczne, uśmiechnięte... z czasem zabijają nas od wewnątrz. I powstaje kolejny lęk. Co dalej, jak w samotności żyć gdy zaufania w nas nie ma ani krzty?
Lęk przed zaśnięciem, który skręca w warkoczyk serce i lęk przed brakiem snu, który przywołuje demony... przed bólem, który kurczy się w łydkach, obrzmiewa w głowie... to lęki zabierające swobodę i w pogodny dzień sprowadzające burzę.
Jeśli tak tkwimy w szponach lęku, to tak jaby nie istniała terażniejszość - tylko wspomienie przeszłości, ale oczywiście tej nienajlepiej zapamiętanej i już się wgrywa obawa, obawa przed jutrem. Scalaki w skroniach się naprężają, gorąco nas dusi, zimny pot oblewa, oddech spłyca, serce przyśpiesza swe bicie, żołądek się kurczy, krew do nóg ucieka... tylko my uciec nie możemy i schować do bezpiecznej kryjówki. Tak rodzi się stres, który jest kumulacją tych naszych lęków. I ma wielkie przerażone oczy. A czasem ściśnięte powieki zalane łzami... To jest strach! Strach jest integralną częścią naszego życia. Nie mieć racji i mieć rację... jednakowo się ich boimy.
Czy ja mam lęki? Oczywiście... wszystkie wyżej wymienione i jeszcze więcej. Aż do momentu gdy zrozumiałam, że nawet nie wiem czego specjalnie się bałam (bałam - to jest czas przeszły :-))... i czas już skończyć z tym. Jestem dużą dziewczynką i już odpowiednia pora, a raczej pora już dawno pukała tylko ja jej nie otwierałam ;-))... by uświadomić sobie, że:
1. Należy powiedzieć sobie czego się boimy, określić rodzaj tych strachów i ich pochodzenie. Bo najgorszy jest lęk przed czymś czego nie potrafimy nazwać.
2. Podzielić te lęki na sprawy do załatwienia, do odrzucenia, wyśmiania, podzielenia z kimś życzliwym by zaradzić im.
3. Zdać sobie sprawę, że bojąc się ulegamy zniewoleniu i tracimy czas na życie. A przecież życie kochamy ponad życie, więc nie można samemu podkładać mu kłód w postaci lęków i to jeszcze jakiś byle jakich. Należy więc działać, podjąć ryzyko ponaprawiania co się da i z mózgu wykreślenia odbierających dobrą energię wspomnień złych.
4. Trzeba sobie zakodować i pamiętać... Wszelkie lęki doprowadzają do obłędu, szaleństwa... te z kolei doprowadzają do fizycznej choroby, która wprowadza kolejny lęk. Tak się tworzy koło, zaciska pętla i nie da się już kosztować życia. Tak będąc żywym, umarłym za życia się jest.
5. Starość, zmiany to są koleje życia aż po szczyt, gdzie jest śmierć. I nic na to nie poradzimy, więc lęk przed nieuniknionym zupełnie bez sensu jest... zabiera teraźniejszość. Można pocieszyć się, że z góry widok na pewno lepszy jest ;-)
6. Jeśli na coś nie mamy wpływu, to lękanie się o to zabiera nie tylko czas, ale zaczadza rozum i serce traci moc.
7. Tylko głupi człowiek niczego się nie boi. Dojrzały człowiek powinien wiedzieć, że musi liczyć się z faktem iż pnąc się w górę, biegnąc szybko może w pewnym momencie zakręcić mu się w głowie... No i po prostu upaść. Ale lęk przed upadkiem nie może powstrzymywać go w drodze.
Lęk ma też swoją dobrą użyteczną, obronną stronę... przecież nie wejdziemy w ogień czy do klatki z głodnym tygrysem. Ja też wiem, że może zamienić się w obsesję, doprowadzić do paniki i wtedy? No cóż... i ciało odmawia nam posłuszeństwa.
Możemy pić melissę, dawkować sobie kropelki walerianki, łykać uspakajające tabletki, zapijać wysokoprocentowym trunkiem swe lęki (choć odwaga w tych momentach jest tylko chwilowa i okazuje się kłamstwem wielkim... lęki wracają z podwójną siłą), lecz póki nie uspokoimy zamkniętego w naszych wewnętrznych komórkach trzepoczącego, rozpaczliwego niepokoju, to niczego w swoim życiu nie zmienimy... wszystko, nawet osiągnięty sukces będzie dla nas porażką... bo? Bo zwyczajnie bać się będziemy, że mu nie podołamy. A jak uspokoić to zatrwożenie, a nie maskować dostarczaną z zewnątrz chemią?
Posłuchać siebie, posłuchać swojego lęku... nie czynić z niego wroga... tylko słuchać, zrozumieć, odnaleźć jego źródło i poszukać odpowiedniego sposobu by go ujarzmić, pozbyć się... wszystko po to aby nie ograniczać naszego życia, rozwoju, nie hamować marzeń. To brzmi jak truizm, może to jest nawet truizm, ale: najważniejsze to umieć walczyć ze swoimi lękami. Bo czyś młody czyś stary masz prawo do komfortu... i zupełnie tu nie chodzi o pieniądze :-))
Czytam z przyjemnością Twoje jakże mądre posty. Ciągle u Ciebie bywam,choć nie zawsze jestem widoczna. Dzisiaj mam wrażenie, że piszesz właśnie o mnie. Teraz już coraz mniej się boję innych i nauczyłam się asertywności ale wcześniej?
OdpowiedzUsuńSzkoda tego straconego czasu na lęk. Pozdrawiam:):):)
Czasu szkoda, ale ta wiedza za późno do nas przychodzi... znacznie za późno. Choć ja to w pełni rozumiem. Ściskam Cię mocno:-))
UsuńWarto też zmieniać swoje przyzwyczajenia, bo bardzo często ogarnia nas strach, gdy musimy wyjść poza wyznaczoną ścieżkę. Przynajmniej ja tak mam :)
OdpowiedzUsuńTak, trudne jest wyjście poza swoją strefę komfortu:-)) Każdy tak ma:-)
UsuńAle z Ciebie fajna i mądra babka :)
OdpowiedzUsuńZe strachem jest tak, że jak go pokonamy to wtedy stajemy się silniejsi i mądrzejsi, ale żeby go pokonać.. no, to trzeba rozwagi i odwagi! :)
Z lękami jestem za pan brat... dzieje się tak wtedy gdy nie mam o czymś pełnej informacji... np. o chorobie... ale gdy już wiem to jestem twardy zawodnik:-))
UsuńPonoć gdy zdefiniujemy lęk, nazwiemy go, to zrobimy duuuuuży krok w stronę oswojenia go...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Tak to połowa sukcesu by stanąć na nogach i nie kiwać się lękliwie. Buziaczki:-))
UsuńŚwietnie wyglądasz i te czerwone usta - super! Fajny wpis i jak zawsze pełen prawdy, trzeba walczyć ze swoimi lękami ;)
OdpowiedzUsuńBez czerwieni na ustach nie ruszam się nigdzie;-) Dzięki za miłe słowa i pozdrawiam serdecznie:-))
UsuńDorotko, nawet nie wiesz, jak jestem Ci wdzięczna za ten tekst. I jak on utrafił w to, co ostatnio czuję...
OdpowiedzUsuńMałgosiu Kochana... o lęku mogłabym napisać trylogię i jeszcze wszystkiego bym nie ujęła... Cieszę się, że choć trochę może Ci ulżyłam:-)
UsuńWdzięczna jestem za ten świetny wpis . To wszystko o mnie i o mojej walce z lękami ..marta
OdpowiedzUsuńTylko nie dać się... choć to trudna walka... ale nasze życie wymaga by walczyć, a nie poddawać się. Całuję Cię Marto:-)
UsuńŻyczę aby w Twoim życiu było jak najmniej lęku. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńI Tobie tego życzę Kochana... dzięki:-)
UsuńLęk często powstaje w naszej głowie. Częstokroć tworzymy scenariusze, wymyślamy jak najbardziej pesymistyczne zakończenia. Panikujemy wyolbrzymiamy. Niepotrzebnie. Uczmy się sięgać po własne doświadczenia. Okaże się wtedy, że to, czego się boimy nie istnieje, albo jest do pokonania.
OdpowiedzUsuńPrawda, ale czasem lęki mają jak najbardziej prawdziwe podłoże, wcale niewymyślone... one są jak najbardziej uzasadnione... ale tak trzeba z nimi walczyć, by nas nie osłabiały i radość odbierały. Całusy całkiem odważne Ci ślę;-))
UsuńMam ponoć zdolności do pisania "czarnych scenariuszy"......choć jestem dość optymistyczną osobą. Boję się, chorób, niedołęstwa fizycznego czy psychicznego, boję się o dzieci........i mogłabym tu jeszcze parę:"boję się" wymienić, ale jakoś udaje mi się to zwalczać, bo zdaję sobie sprawę, że często są to irracjonalne zachowania. Bardzo mądry tekst i piękna sesja zdjęciowa. Na bok lęki i wszystkiego dobrego życzę:)
OdpowiedzUsuńTylko niewrażliwi ludzie niczego się nie boją!!! Jesteś jak najbardziej normalna i kochająca osoba:-))Ale życzę większego spokoju:-) Buziaki:-)
UsuńNa wiosnę zostawił mnie mąż (po 36 latach) Było ciężko,ale rozkwitające lato dodawało mi sił. Teraz siedzę w pustym domu i boję się nadchodzącej zimy z pochmurnymi dniami i coraz dłuższymi wieczorami. Już teraz umysł wariuje pisząc różne scenariusze...oczywiście te najgorsze. Bardzo boję się samotności. Pozdrawiam I.
OdpowiedzUsuńNe bój się... napisz do mnie... opowiem Ci jak ja z nią zawalczyłam:-)Ściskam mocno. Damy radę:-)
UsuńAle pięknie Pani wygląda! :) Taka radosna!
OdpowiedzUsuńRadość... to czego nigdy nie chciałabym stracić. Dzięki za dobre słowa:-) Pozdrawiam gorąco:-))
UsuńTak, strachowi trzeba zajrzeć w oczy, a okaże się że nie jest taki straszny. Jak wyciszymy umysł, który podtyka nam czarne scenariusze, to okazuje się, że wewnątrz siebie odnajdziemy spokój i światło, w świetle wszystkie ciemności się rozpuszczają:)
OdpowiedzUsuńPiękne powiedziane... szukajmy w sobie tego światła, by oświeciło nasze lęki i je przepędziło:-)
UsuńWspaniale napisane. Ciężki temat z który sobie nieźle poradziłaś. Wżyciu nie sposób pozbyć się wszystkich lęków, ale poznanie ich przyczyny często bardzo pomaga.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :)
Nawet jak je poznamy, to dopiero połowa drogi do ich zwalczenia... ale poddawać się nie można:-)SERDECZNIE ŚCISKAM:-))
UsuńJakie świetne zdjęcia są te dwa ostatnie.
OdpowiedzUsuńDZIĘKI WDZIĘCZNE:-))
UsuńJak zawsze mądry post.
OdpowiedzUsuńTrochę za dużo lęków mnie osaczyło... Powoli nie daję już rady...
Masz głowę do pisania, trzeba przyznać. No i cudownie wyglądasz, tak młodo i promiennie, super! :))
OdpowiedzUsuń