Narzekanie, czyli takie gderanie. Towarzyszy nam od pierwszego dnia, gdy jeszcze jako małe dziecko zaczynamy się orientować iż warto sobie pobajdurzyć, bo to przynosi korzyści wymierne. Lekki płaczek, grymasik, buźka w podkówkę, a już leci mamuś i tatuś by obetrzeć buźkę, pokiwać zabawką, dogodzić smakołykiem. Narzekanie to nieodłączny element życia każdego z nas, bo nikt mnie nie przekona, że nie lubi sobie czasem zwyczajnie ponarzekać (popie...ć ;-)), nawet specjalnie nie oczekując, a nawet wiedząc stuprocentowo, że marudząc i tak nie osiągnie zamierzonego celu.
Biadolenie skutecznie zatruwa życie nam samym i wszystkim wokoło. Ale co tam... że sami się męczymy, innych tym sposobem dręczymy. Nikt nas nie chce zrozumieć, my też specjalnie nie przejmujemy się by wejść w położenie drugiej osoby... skupieni na sobie tylko przytakujemy i w duchu, w sobie myślimy jak te narzekania psują nam nastrój... mamy pretensje o to, że inni ochlapują nas błotem smutnych wyznań i refleksji. A sami? Nie inaczej postępujemy! I w ten sposób zamyka się koło ogólnego zatruwania sobie życia.
Bo gdyby to wypluwanie dręczących nas myśli miało na celu wywalczenie czegoś, poprawienie danej sytuacji... gdyby to było konstruktywne utyskiwanie powodujące, że coś lepszego na naszej drodze się stanie...
Ale niee! To zazwyczaj jest tylko bicie piany...
Aż doprowadzamy do takiej sytuacji, że nas nikt nie słucha, a i nas przestaje obchodzić co kto inny do nas w ucho dmucha. A przecież jasne jest, że nie wszystko idealnie się w życiu odbywa, zupełnie po naszej myśli. Tyle jest dziedzin i aspektów naszego życia od najmłodszych lat, które tak się układają, że nie sposób nie narzekać. Z drugiej zaś strony nic tak nie łączy ludzi jak wspólne marudzenie, niestrudzone zrzędzenie.
Bo krzywda nas spotkała jawna, bo czujemy się nieszczęśliwi... a powodów wiele, bo żali mamy cały wór to do tego, to do owego, bo zniechęceni czujemy się do czegoś wykonywania, czy upierdliwego sąsiada... bo zrozpaczeni utratą rzeczy, może bliskiego człowieka, bo grubi, nie tak już młodzi, bo dom za malutki, kieszeń zbyt pusta, bo inni mają lepiej, do tego piękniejsi... zdrowie podupada i tyłek boli i jeszcze to, że koleś ma fajną laskę, a ja ciągle nie...
Powodów do narzekania są tysiące niezliczone... bardzo błahe, bardzo ważne, istotne i funta kłaków niewarte. Taka kratka jęcząca... mniejsza, większa, grubsza, chudsza... czasem prawdziwa rozpacz, a czasem skarga niewielka, bo obiad przesolony i cena jego w restauracji też nadęta.
Lament, bo czasy nie takie, bo ludzie inni niż kiedyś ... obwinianie całej galaktyki o swoje nieudane prosperity, nietrafione wybory... Jak to wszystko ma być kolorowe i dobre? Skoro idziemy, biegniemy, czy wolniej czy szybciej ale z nastawieniem złym. Nie potrafimy odnaleźć radości w drobiazgach... codziennych małych rzeczach, a skupiamy na złych momentach i na ich podstawie oceniamy świat... nie widzimy mrówki, nie doceniamy pszczoły... marzymy o niemożliwościach, obwiniamy innych...
Czyż dlatego iż nie wiemy, że wszystko ma swój koniec... nie mamy wrażliwości, która by nam odpowiednio podpowiadała jakie powinno być nasze nastawienie by życie nie było smutne (?) I zamiast pomyśleć z wdzięcznością o tym co mamy dobre przy sobie lub choćby nawet niestety kiedyś było, a teraz no cóż... jest trochę gorzej, to brniemy w te niedobre emocje i nakręcamy je... o tak, o tak... jeszcze mocniej!
Dlaczego narzekamy? Bo czasem to nawet przyjemne i wypić na pohybel innym, poskarżyć, i wykrzyczeć buchające emocje. Takie wspólne biadolenie potrafi nawet połączyć ludzi, zadziałać jako prosty, łatwy, choć niezbyt wykwintny środek porozumienia. Gdy wspólnie się czegoś niefajnego doświadczyło, albo nie lubi tego samego... to bardzo zbliżyć może ;-)
Tylko, że życie nie jest dla tchórzliwych ludzi... trzeba mieć odwagę by być... a narzekanie zniewala i siły pozbawia. Dlatego uważam, że jeśli nawet nasze życie nie toczy się tak jak chcemy, to jednak dopóki żyjemy to lepiej chwilę narzekania zamienić na chwilę refleksji jak wyjść z danej opresji... bez zbędnych współczuć, że życie nie jest jak powinno i wcale sprawiedliwe. No nie jest i nie będzie!... Pogrążanie siebie w niszczących emocjach narzekania nie sprawi, że stanie się lepiej, wygodniej, szczęśliwiej, że rzeczywistość spełni nasze oczekiwania. Tak nie będzie. Ale każdy, każdy ma jedną wolność, której nikt nie może mu zabrać... jest to wybór swojej postawy w różnych okolicznościach.
Wybór swojej postawy - to poczucie świadomości, że wiele jest spraw, na które można narzekać... ale jeśli? To trzeba to robić skutecznie. Tak poruszyć wszystkie tryby danej materii by z utyskiwania wyszło coś dobrego. A każde uczynione przez nas dobro wzmocni nasze poczucie wartości, a tym samym sprawi, że łatwiej, przyjemniej będzie się nam żyło. Narzekanie zamieńmy na życzliwe wsłuchiwanie się w problemy innych, a przedstawianie swoich wymieńmy z oskarżania i jęczenia, na
jasne ukazanie problemu do załatwienia. Ileż my przez to czasu zaoszczędzimy sobie i innym... zamiast pogrążania się w narzekaniach, rozmyślaniach jękliwych - wyłuszczymy zagwozdkę i pomyślimy jak ją skutecznie rozwiązać.
Niech narzekanie będzie tylko chwilowym jękiem dającym szybko do zrozumienia, że tu działać należy, a nie chlipać w rękaw. Chcesz zdobyć szczyt, to co narzekasz, że góra wysoka... pływania się zachciało? ... no wiadomo... woda mokra jest... radości pragniesz? To czemu tracisz czas na zajmowanie się nic nie wartymi ludźmi... wszystko określasz jako złe... znajdź czas i poszukaj dobrego czegoś... wiele jest dobra dookoła... uśmiechnij się do idącego po ulicy psa jak na ludzi patrzeć nie możesz, bo ciągle masz im coś za złe... Masz czas na narzekanie, na utrudnianie sobie tym życia, to znajdź też w nim czas na życzliwość! Nie! Nie do kogoś specjalnego...
Zacznij od siebie, od życzliwego do siebie nastawienia... przecież warci jesteśmy zwykłej, niewymuszonej życzliwości. Życzliwość to jest lek na wszystko, zawsze pomaga i nie da się go przedawkować. Być przychylnym wbrew ogólnym narzekaniom... mieć dobre nastawienie mimo, że wokół nie sielsko i anielsko... to ułatwia niesamowicie życie :-)
Czas jest jeden! Można na wiele go przeznaczyć... jeśli jedną dziesiątą (tylko!) czasu marudzenia przeznaczymy, wykorzystamy na życzliwe podejście do rzeczy.... to się zadziwimy jak wszystko może się cudownie poukładać, bez komplikowania sobie życia przez czasem zupełnie bezsensowne biadolenie... wtedy się okaże, że to co wiemy, czujemy, robimy może się równoważyć. Ale tylko wtedy gdy wybierzemy nasze odpowiednie nastawienie do sprawy.
Narzekanie to bezradność, to prośba, wołanie o pomoc, ale też zwyczajny jad, nieumiejętność radzenia sobie z czymkolwiek. Jak żalić się by bliskich nie stracić? Jak słuchać ich skarg? Jak sobie dać radę z tym wszystkim... wszak narzekanie to też objaw frustracji, gniewu, rozczarowania... Po każdej ze stron przecież są emocje... jak uspokoić nerwy, nie zepsuć relacji... jak sobie nawzajem pomóc?
Bardzo to skomplikowane. O wiele bardziej u ludzi niż u rzeczy ;-) Taki zawias jęczy, skrzypi u drzwi... a już właściciel leci i oliwką leczy. Samochód prycha i sapie... ledwo co, a mechanik już mu filtry przepycha, wałkom, paskom prawidłowy obrót umożliwia. A człowiek? Powinien nauczyć się rozmawiać o swoich problemach, umieć poprosić i nauczyć się przyjmować pomoc... w tym wszystkim mieć życzliwe nastawienie. Tu potrzeba autentycznego współczucia, zaangażowania w rozmowie, na pewno przyjaznej atmosfery, a wniesienie dozy dobrego humoru, żarciku małego - może sprawi, że wykazana troska i ta wyjątkowa zdolność: odłożenia na bok na chwilę własnych spraw - spowoduje, że uśmiech do nas wróci. A przecież o nic, tylko o uśmiech we wszystkim chodzi! To nie jest tak, że świat się odwraca od nas i jesteśmy zmuszani do narzekania...
Narzekając chronicznie, a nie tylko tak okazjonalnie dając sygnał, znak... narzekając chronicznie zabieramy sobie czas... a tu d... trzeba wziąć w troki i działać... działać...
* Narzekanie... nie raz ja Stara Kobieta narzekałam. Wcale się tego nie wypieram, ani udawać nie będę, że ogólnemu utyskiwaniu się nie poddawałam (albo zupełnie egoistycznemu;-))... ale hola, hola ... pomyślałam ... wiele od życia dostałam za co wdzięczna jestem... a po co ja, żeby z kimś być będę mu przytakiwała i w jękach aprobowała... przez wzgląd na siebie lepiej jest kogoś do siebie zniechęcić, a zachować szacunek dla siebie i po swojemu w życiu się kręcić. A po swojemu, czyli po mojemu... to w żarcie, ironii, sarkazmie ewentualnie... z sercem na dłoni i uśmiechem na starej gębie :-))))
jasne ukazanie problemu do załatwienia. Ileż my przez to czasu zaoszczędzimy sobie i innym... zamiast pogrążania się w narzekaniach, rozmyślaniach jękliwych - wyłuszczymy zagwozdkę i pomyślimy jak ją skutecznie rozwiązać.
Niech narzekanie będzie tylko chwilowym jękiem dającym szybko do zrozumienia, że tu działać należy, a nie chlipać w rękaw. Chcesz zdobyć szczyt, to co narzekasz, że góra wysoka... pływania się zachciało? ... no wiadomo... woda mokra jest... radości pragniesz? To czemu tracisz czas na zajmowanie się nic nie wartymi ludźmi... wszystko określasz jako złe... znajdź czas i poszukaj dobrego czegoś... wiele jest dobra dookoła... uśmiechnij się do idącego po ulicy psa jak na ludzi patrzeć nie możesz, bo ciągle masz im coś za złe... Masz czas na narzekanie, na utrudnianie sobie tym życia, to znajdź też w nim czas na życzliwość! Nie! Nie do kogoś specjalnego...
Zacznij od siebie, od życzliwego do siebie nastawienia... przecież warci jesteśmy zwykłej, niewymuszonej życzliwości. Życzliwość to jest lek na wszystko, zawsze pomaga i nie da się go przedawkować. Być przychylnym wbrew ogólnym narzekaniom... mieć dobre nastawienie mimo, że wokół nie sielsko i anielsko... to ułatwia niesamowicie życie :-)
Czas jest jeden! Można na wiele go przeznaczyć... jeśli jedną dziesiątą (tylko!) czasu marudzenia przeznaczymy, wykorzystamy na życzliwe podejście do rzeczy.... to się zadziwimy jak wszystko może się cudownie poukładać, bez komplikowania sobie życia przez czasem zupełnie bezsensowne biadolenie... wtedy się okaże, że to co wiemy, czujemy, robimy może się równoważyć. Ale tylko wtedy gdy wybierzemy nasze odpowiednie nastawienie do sprawy.
Narzekanie to bezradność, to prośba, wołanie o pomoc, ale też zwyczajny jad, nieumiejętność radzenia sobie z czymkolwiek. Jak żalić się by bliskich nie stracić? Jak słuchać ich skarg? Jak sobie dać radę z tym wszystkim... wszak narzekanie to też objaw frustracji, gniewu, rozczarowania... Po każdej ze stron przecież są emocje... jak uspokoić nerwy, nie zepsuć relacji... jak sobie nawzajem pomóc?
Bardzo to skomplikowane. O wiele bardziej u ludzi niż u rzeczy ;-) Taki zawias jęczy, skrzypi u drzwi... a już właściciel leci i oliwką leczy. Samochód prycha i sapie... ledwo co, a mechanik już mu filtry przepycha, wałkom, paskom prawidłowy obrót umożliwia. A człowiek? Powinien nauczyć się rozmawiać o swoich problemach, umieć poprosić i nauczyć się przyjmować pomoc... w tym wszystkim mieć życzliwe nastawienie. Tu potrzeba autentycznego współczucia, zaangażowania w rozmowie, na pewno przyjaznej atmosfery, a wniesienie dozy dobrego humoru, żarciku małego - może sprawi, że wykazana troska i ta wyjątkowa zdolność: odłożenia na bok na chwilę własnych spraw - spowoduje, że uśmiech do nas wróci. A przecież o nic, tylko o uśmiech we wszystkim chodzi! To nie jest tak, że świat się odwraca od nas i jesteśmy zmuszani do narzekania...
Narzekając chronicznie, a nie tylko tak okazjonalnie dając sygnał, znak... narzekając chronicznie zabieramy sobie czas... a tu d... trzeba wziąć w troki i działać... działać...
* Narzekanie... nie raz ja Stara Kobieta narzekałam. Wcale się tego nie wypieram, ani udawać nie będę, że ogólnemu utyskiwaniu się nie poddawałam (albo zupełnie egoistycznemu;-))... ale hola, hola ... pomyślałam ... wiele od życia dostałam za co wdzięczna jestem... a po co ja, żeby z kimś być będę mu przytakiwała i w jękach aprobowała... przez wzgląd na siebie lepiej jest kogoś do siebie zniechęcić, a zachować szacunek dla siebie i po swojemu w życiu się kręcić. A po swojemu, czyli po mojemu... to w żarcie, ironii, sarkazmie ewentualnie... z sercem na dłoni i uśmiechem na starej gębie :-))))
Zgadzam się z Tobą, jeżeli już narzekać, to skutecznie na coś,żeby z tego wynikło jakieś dobro. I odciąć się od takiego biadolenia, jątrzenia itp. Mieć-jak piszesz- szacunek do siebie, "po swojemu w życiu się kręcić" i nie brać udziału w niepotrzebnym biciu piany. Umiejętnie skierować rozmowę na inne, bardziej przyjazne i życzliwe tory, co wbrew pozorom wcale łatwe nie jest. Świetnie wyglądasz, przygotowana jesteś już nieco na chłodniejsze, jesienne dni. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńCieszę się,że podzielisz moje zdanie.Dzięki za piękne słowa i ściskam gorąco😊
UsuńZgadzam się, narzekanie wyniszcza nas samych i lepiej ograniczać to trucie do minimum. Czasem jednak nie da się bez tego obyć by nie zostać wykorzystanym, wyżętym z sił i wykorzuconym poza obieg jak stara ścierka ;)
OdpowiedzUsuńWszystko z umiarem są się przeżyć.Buziaki❤❤
UsuńSorry...piszę jak porąbana,bo siadł mi laptop i wszystko na komórce...to trudne jest...Ale nie narzekam😊😊😊Wszystko z umiarem trzeba dawkować.Narzekanie też.Ściskam😊
UsuńJak tu się z Tobą nie zgodzić:))ja mam wrażenie że narzekanie to nasza przypadłość narodowa:))czasem narzekamy z przyzwyczajenia:)))piękne jesteście z Waszymi cudnymi uśmiechami:))Pozdrawiam serdecznie i jak najmniej powodów do narzekania życzę:)))
OdpowiedzUsuńNiestety... narzekanie to taki nas sport ogólnonarodowy😐Buziaki przesyłam😊
UsuńGenialny wpis! Jestem mega czuła na marudzących, narzekających, negatywnych ludzkich szkodników. Niektórzy się pławią w tym ciągłym marudztwie i czekają na pocieszycieli. A ci lecą i obcierają łezki, pocieszają, za łapkę trzymają... Bez końca. Bo takiego nic nie pocieszy. Marudzi dla samego marudzenia, bo tylko tym potrafią uwagę innych na siebie skierować. Nie cierpię takich ludzi. Za duże mam z nimi doświadczenie. Poza tym, zarażają tą swoją toksyną. Prawda taka, że tym, którym serio źle się dzieje, ani pisną, a jeszcze innych pocieszają.
OdpowiedzUsuńNic dodać,nic ująć... kiedy ktoś narzeka i twierdzi,że oto ja mam lepiej,bo śmieję się ciągle... to mówię:śmiej się też!Nie?To zamień ze mną i zobaczysz jak Ci będzie😂Pozdrowionka😊
UsuńNarzekanie to coś co faktycznie jest czymś na porządku dziennym. Sam nie jestem święty ale staram się nie narzekać,bo są ludzie którzy mają gorzej.
OdpowiedzUsuńZawsze znajdzie się ktoś taki ...to prawda.Pozdrawiam 😊
UsuńNarzekanie chyba jest wpisane w nas- ludzi. Ale tak jak ze wszystkim - byle nie za dużo... a najlepiej to w ogóle ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Tak... narzekanie to taka ruda... I jednych cieńsze...I innych grubsze.Ściskam serdecznie😊
UsuńGdyby tak coś zamykało nam buzię w momencie, gdy chce nam się narzekać. A tak po niewczasie zauważamy jak bardzo zanudziliśmy innych swoimi problemami :)
OdpowiedzUsuńWyrzucenie utyskiwań pomaga,ale tylko utyskującej stronie.Buziaki😊
UsuńZawiść, "politykierstwo" i narzekanie to nasze cechy narodowe. Na szczęście zawistna nigdy nie byłam, polityka od kilku dobrych lat już mnie nie interesuje, ale pomarudzić od czasu do czasu mi się zdarza. Staram się jednak, by narzekać jak najmniej:)
OdpowiedzUsuńNikt nie jest idealny...jak ja czasem zamarudzę to aż sama z niesmakiem spoglądam na siebie😈Pozdrowionka😊
UsuńSwoimi problemami nie lubię się dzielić, raczej szukam rozwiązania. Nie obwiniam innych bo coś mi nie wyszło. Moje decyzje i moja odpowiedzialność. Jednak co by nie było, rzadko ale zdarza mi się ponarzekać odrobinę na to co się wokół dzieje. Są jednak tacy ludzie, którzy narzekają non stop i takich staram się unikać....co za dużo to niezdrowo. Pięknie wyglądasz Dorotko. Pozdrawiam gorąco:)
OdpowiedzUsuńTakich jak Ty osób,które swoimi problemami nie obarczają innych i nie męczą z powodu bylejakiego...jest bardzo niewiele.Ściskam Cię bardzo mocno😊
UsuńSporadyczne narzekanie w trudnych chwilach lub w chorobie, to nic złego. Jeżeli komuś ma to pomóc, to można posłuchać, coś doradzić lub inaczej wesprzeć.Są jednak osoby zapatrzone w siebie, dla których narzekanie, to sposób na wygodne życie. W każdym wieku udają choroby lub bezradność po to, by mieć wsparcie finansowe i pełną obsługę rodziny. Jak Twoim zdaniem reagować na apodyktyczną histerię? Pozdrowionka.
OdpowiedzUsuńApodyktyczną histerię?Przemilczeć skoro rozmowa nie skutkuje... brak słów wiele tłumaczy😊Ściskam gorąco😊
UsuńCierpliwie powtarzane rozmowa aż do znudzenia...czasem milczenie wiele znaczące... I konsekwentne przedstawienie faktów i spokojna analiza z kolejnym spokojem i wyczuciem chwili.Tyle ja bym zrobiła😊Życzę Ci spokoju😊
UsuńNie cierpię, gdy ktoś chronicznie narzeka na wszystko, na co tylko się da. Gdy zatem taka osoba mówi, że brzydka dziś pogoda - ja odpowiadam, że ładna. Jak taka osoba mówi, że dziś tak jej się nie chce - ja na to: a mi się chce !... itd. Nie poddaję się temu pesymistycznemu nastrojowi i staram się nie wdawać się w takie dyskusje. Co innego, gdy ktoś sporadycznie chce ponarzekać lub się zwierzyć - jestem dobrym słuchaczem i potrafię cierpliwie wysłuchać.
OdpowiedzUsuńOsobiście nie lubię narzekać, ale nie raz mi się to zdarzało. Tak jak mówisz - lepiej się nie poddawać i z uśmiechem i optymizmem iść do przodu ! Byle nie zostać z tyłu ! Pozdrawiam serdecznie :))
A jak końcówka biegu to umiejętnie przyśpieszyć w radości.a w smutku zwolnić...tak by jak najwięcej dla siebie wymusić... życie jest jedno
UsuńŚciskam serdecznie😀
UsuńMyślę, że jak czasami sobie ponarzekamy to trochę lżej nam na duchy, zwłaszcza gdy chodzi o ważniejsze sprawy, a nie du...rele :)
OdpowiedzUsuńWiększość zwłaszcza na du...rele narzeka... niestety😐i niepotrzebnie robi złą atmosferę.Buziaki😊
UsuńAleż to taka przyjemna rorywka - ponarzekać w sympatycznym gronie znajomych. Przyjaciól nie - za bardzo nas znają.
OdpowiedzUsuńJajk jaja sobie robić to najlepiej narzekając przy butelce piwa😉😉😉
UsuńWitaj Kochana! Nie dość że piękna Kobieta z Ciebie to jeszcze mądra! Cudownie napisane - podpisuję się pod każdym słowem. Ściskam
OdpowiedzUsuńDziękuję wdzięcznie i pozdrawiam serdecznie😊
UsuńŚwietnie to napisałaś a do narzekania zawsze znajdzie się powód. Pozdrawia :):)
OdpowiedzUsuńKażdego dnia coś się wydarza i twardą trzeba mieć skórę by się trzymać w kupie,nie rozsypać... A jak nie to potok narzekań..
Usuństąd on się bierze.Całuski😊
Jak ktoś już tak ma, będzie narzekał na wszystko. Znam takich wiecznie narzekających manipulantów. Ja cieszę się z tego, co mam, a jak mi coś doskwiera idę do siostrzyczki. Jak ona ma trudny czas, to ona do mnie. Ponarzekamy razem nikomu nie psujemy nastroju. Każdy ma trudniejsze chwile w życiu i nie trzeba angażować w to pół świata. Pozdrawiam:):):)
OdpowiedzUsuńFajnie jest mieć siostrę.Jestem jedynaczką😊Obie Was ściskam mocno😊
UsuńOjej, przegapiłam ten wpis. Ale co tam, nie będę narzekać:) Bo staram się tego nie robić i tak mam wrażenie, że wokół wszyscy głownie narzekają.
OdpowiedzUsuńBuziaczki posyłam.
Zdecydowanie tak jest Małgosiu... nawet jeśli to nie biadolenie to uzyskiwanie. Ale nie warto tracić czasu na smutki... Kochana Jesteś... ja to wiem😊😊😊
UsuńKiedy słucham biadolenie na pogodę, raz za ciepło, raz za zimno, na deszcz lub jego brak, na po prostu pierdoły różnego typu... To mam ochotę krzyknąć: Ludzie opamiętajcie się, to są bzdury... po prostu bzdury...
OdpowiedzUsuńWeź moje cierpienie i tęsknotę za Moją Córką i już nigdy na nic nie będziesz narzekać...
ŚLicznie razem wyglądacie. :)
Nawet nie wiesz jak bardzo,jak mocno,jak głęboko Cię rozumiem... I jak często o Tobie myślę.Tak jest właśnie jak piszesz... Trzymaj się Kochana😊
OdpowiedzUsuńCałusy też od Alicji😊
Usuń