Byłam wychuchaną jedynaczką. Jasnowłosa delikatna dziewczynka z niebieskimi, ciekawskimi oczami nie była sama wypuszczana na podwórko. Podwórko mieściło się w prostokącie stworzonym przez 2 krótsze bloki 4-piętrowe z czterema wejściami i dwa dłuższe z sześcioma klatkami. Mieszkałam w tym dłuższym, od strony podwórza, na pierwszym piętrze. Widok na podwórko z dwoma piaskownicami, dwoma śmietnikami i 4 trzepakami bardzo mnie poruszał, gdy siedziałam na parapecie okna i przyglądałam się hasającym dzieciakom. Byłam jeszcze za mała by wychodzić samodzielnie do tej "bandy dzikusów" jak nazywał tato chłopaczków wymachujących karabinami, kijami – udających wojsko. Dziewczynki wyczyniały fikołki na trzepaku lub nawet bujały się wisząc na najwyższej poręczy. Pod warunkiem, że akurat nie przywiązane były do nich sznury, a na nich powieszone pranie. Moja mama nigdy nie wieszała prania na podwórku. W kuchni i łazience, a także korytarzu tato mocował plastikowe niebieskie linki i na nich mama suszyła pościele, ręczniki, piżamy, taty rzeczy... swoje różowe majtki z długimi nogawkami suszyła skrycie za półką przy kaloryferze w łazience. Podpatrzyłam, że staniki wieszała na metalowej ramie łóżka od strony głowy i przykrywała je ręcznikiem – suchym, wyciągniętym z szafy. Dziwna była w tym ukrywaniu 😉 uff dulszczyzna jak nic.
Tato wynosił śmieci, z wiaderka wsypywał do jednego z 12-stu kubłów na śmieci. To była jego rola. Bardzo chciałam zastępować go w tej roli, widząc szansę na bryknięcie z domu i zaczepienie jakiegoś dziecka do zabawy. Zdarzało się to niezwykle rzadko i zawsze kończyło połajanką, że: nie wolno zostawiać samego pustego wiaderka koło śmietnika i wychodzić na tak długo bez opowiedzenia (a jak chciałam przedtem opowiedzieć się, to w ogóle nie byłam słuchana 😉) ...a potem, że jestem za mała na wychodzenie samej z domu i takie tam... o niebezpieczeństwach, urazach, złych ludziach... Chronili mnie bardzo ci moi rodzice. Inne matki co z młodszymi dziećmi wychodziły i siedziały na ławce lub desce piaskownicy, albo obserwowały jak dziewczęta skaczą przez gumę od majtek lub pstrykają kolorowymi koralikami do wydłubanych dołków. Tato po pracy był zmęczony, a mama nie lubiła plotek sąsiadek i dlatego też trzymała się bycia w domu.
W tej sytuacji zmuszona byłam wynajdować sobie różne zabawy i bawiłam się, a to w dom, a to biuro... kopystka przywiązana sznurkiem do pudełka służyła mi za słuchawkę telefonu przez, który prowadziłam arcyważne rozmowy... byłam kierowniczką biura i interesantami jednocześnie. Pisałam na karteluszkach przepisywane z gazet litery, wyrazy, zdania. Po obiedzie, gdy tato przeczytał już swój "Express" odczytywał mi przepisane zdania. Ja powtarzałam i w ten sposób uczyłam się czytać. Wieczorem czytanie "Lata leśnych ludzi" albo "Nad Niemnem" przez tatę, gdy leżałam w łóżku.
Czasami przychodziła babcia, ta rozumiała mnie doskonale i chętnie wychodziła ze mną do piaskownicy, żebym mogła sobie poustawiać babki, i zbudować zamek warowny z fosą (wprawdzie bez wody, ale babcia nakroiła niebieskich papierków przypominających fale) i było wspaniale.
Tylko, że nie chodziłyśmy do tych piaskownic na podwórku, tylko do takiej z tyłu domu (za którym rozciągała się łąka, a dzisiaj jest park). Tę piaskownicę zbudował sąsiad z parteru dla wnuka jedynaka od córki jedynaczki (wypisz, wymaluj obraz własny mateńki – blond włosy upięte w piramidalny kok i biust jak u dzisiejszej Pameli Anderson). Huk (takie nazwisko miał sąsiad) uważał się za lepszego niż ten cały plebs (może dlatego, że był wojskowym i jako jedyny w bloku miał telefon). Głośno mówił, że Maciuś może bawić się tylko z wybranymi dziećmi, bo jest chorowity i wrażliwy. Stąd wpadł na pomysł zbudowania za domem dodatkowej piaskownicy, blisko pod oknami swojego mieszkania, gdzie jego córka tymczasowo zamieszkiwała z wnukiem. Tatusia Maciusia nikt nie widział, a znajomością z nim nikt też się nie chwalił. Babcia, która też unikała wszelkiego z sąsiadkami plotkowania, dogadała się jakoś z wytworną Hukową i ta zgodziła się, żebym się wraz z Maciusiem (Pączusiem – jak go w myślach nazywałam) zabawiała w budowy piaskowe.
Tato z blachy powyginał, pokroił mi (dodatkowo jeszcze pomalował) przeróżne foremki w kształcie rybki i misia, ptaszka i babki takiej zwykłej. Łopatka wyglądała jak duża łopata, tylko była kilkanaście razy mniejsza. Tak uzbrojona poszłam radosna z babcią za rączkę do prywatnej piaskownicy, gdzie obok Maciusia (jego babcia siedziała rozpostarta na falbaniastych, poduszkach, w oknie), na kolorowym pledziku siedziało rudawe psisko ze spłaszczonym nosem, wyłupiastymi oczami i pofukiwało nieznośnie. To nowy nabytek rodziny Huk, nabytek rasy pekińczyk. Z miseczki pełnej mleka wyjadał kawałki (jak się później okazało) drożdżówki. Taką samą namoczoną drożdżówkę (jak mówiła moja babcia babcia – sznekę z glansem 😉) zajadał Maciuś ze swojej miseczki. Byłam bardzo grzeczną dziewczynką, która wiedziała jak się zachować, co wolno, a czego nie wypada (tak nawet pani Huk uważała 😊). Pewnego razu przykucnęłam skromnie w narożniku wielkiej skrzynki pełnej pięknego, żółtego piachu i zaczęła się zabawa. Babcia podłożyła sobie gazetę by nie zabrudzić jasnej sukienki i pilnowała ukochanej wnuczki ... zadowolona, że dziecko radośnie się śmieje, jest na powietrzu i nie sama.
I tu mały problem. Maciuś o dwa lata starszy (7 mógł wtedy mieć, ja z pewnością 5, ale byłam niezwykle rezolutna) ciągle opowiadał, że on jest właścicielem owej piaskownicy i... uważaj na ten piasek, nie wysypuj go za piaskownicę i żebyś nie pobrudziła czasem, a te papierki musisz wyzbierać, to żadna woda, ależ ty śmieszna jesteś... itd. Pulchny, ociekający potem Maciuś pluł mlekiem na lewo i prawo, a przeżutymi kawałkami szneki strzelał również na lewo i prawo jak z karabinu... niczym się nie przejmował i śmiał głośno (ale to nie był przyjemny dla ucha śmiech, raczej odpychający bardziej... uff). Grzało słońce i ja byłam rozgrzana z żalu i wściekłości. Pamiętam dokładnie jak w końcu nie wytrzymałam i przestałam połykać łzy. To stało się wtedy gdy Maciuś zaczął krzyczeć, bo skaleczył się w paluch moją blaszaną foremką... i wygrażać mi tłustymi paluchami, żółtymi od piasku... Babcia wtedy na chwilę poszła do domu, bo zapomniała wyłączyć zupę. Wtedy coś we mnie pękło i zła, że Maciuś ma plastikowe foremki (może z Pewexu), których nie wolno było mi tknąć (a z moich się naśmiewał)....i, że jego babcia też wygraża mi z okna, ich psiak zaczął szczerzyć małe ząbki, ale widać, że ostre jak igiełki.... Tego było dla mnie za wiele!
Wzięłam łopatkę w swoją dziecięcą rączkę i mu CIACH.... z wielkiej głowy, o głowę wyższego Maćka trysnęła krew. Stałam jak zamurowana i czułam się szczęśliwa... pekińska sunia szczebiotała zamiast szczekać jak pies, pani Huk wpadła z hukiem i Jezus Maryja (nie wiem czy przez okno czy drzwi), a babcia z przerażeniem w oczach stała wryta jak pomnik Lenina, który pamiętałam z obrazka, z gazety.
Narzędzie zbrodni miałam w ręku. Na zielonym szpadelku ociekały czerwone kropelki z DNA Maciusia.
Nie wiedziałam co się dzieje, ale czułam co się dziać będzie....
Babcia spakowała zabawki i bez słowa zabrała mnie do domu. A ja? Płakałłłłłaaaaammm!!!
Nie chciałam babciu, przepraszam – wyyłłam, choć tak w głębi czułam zadowolenie... bałam się tylko co tatuś powie i paniki mamy
Tymczasem babcia mnie przytuliła do siebie.
- Spokojnie, chyba wiem co się stało, a właściwie dlaczego – spokojnie mówiła babcia i głaskała po głowie (do dzisiaj pamiętam ten błogi spokój i ukojenie jaki dawał mi dotyk jej dłoni).
Wszystko sobie wytłumaczyłyśmy... to znaczy ja się tłumaczyłam i prosiłam, żeby nie dowiedział się tato i..... i tu się przeraziłam... tatuś musi wiedzieć, mamusia też – zawyrokowała babcia.
Znałam wyraz "cholera", jak tatuś go wypowiadał to znaczyło, że był zły, a mamusia wtedy szeptała "cicho, bo Danusia usłyszy" Wtedy sobie to przypomniałam i pomyślałam "cholera" jest źle.
I tak siedziałam na krześle w pokoju, loczek przypięty wsuwką na czubku głowy smętnie zwisał mi z boku, a ja nerwowo pocierałam ręce, dusiłam w nich kokardę, która też mi z włosów spadła w czasie starcia z "pączusiem". Takie swoje odbicie zapamiętałam z lustra wiszącego na przeciw krzesła, na którym posadziła mnie babcia.
Ostry dzwonek zerwał mnie z siedzenia, ale babcia przytrzymała mnie i kazała z powrotem na krzesło wracać. W drzwiach stała Hukowa i krzyczała na cały blok, że: zawiodła się i ona tego tak nie zostawi i jak tylko z pracy wróci jej mąż to dopiero babcia zobaczy – straszyła babcię stojącą w drzwiach. A babcia nic, cierpliwie słuchała jakby w ogóle jej to nie dotyczyło. To jeszcze bardziej sąsiadkę wkurzyło i głośniej zaczęła obracać językiem. Kątem oka widziałam jak w złości unosi i opada jej kok, zupełnie jak rozciągana sprężyna... trochę mnie to rozśmieszyło. Babcia wytrzymała dzielnie. W momencie gdy Maciusiowa babcia nabierała tchu, moja podziękowała jej (czego wtedy niespecjalnie rozumiałam) i zamknęła drzwi.
Bałam się bardzo reakcji rodziców – zwłaszcza paniki mamy. Ale babcia, gdy wrócili zamknęła się z nimi w sypialni i tylko było słychać krzyki mamy i nic więcej. Siedziałam w drugim pokoju (zwanym przez wszystkim pokoikiem – taki był mały) i przeglądałam swoje dziecięce skarby powyjmowane z pudełek. To były ciężkie chwile.
W końcu nie wytrzymałam i tuląc się do babci, niepytana zaczęłam wszystko co zaszło w piaskownicy, po swojemu opowiadać... zakończyłam dziarsko: przeproszę Maćka, że go łopatką ciachnęłam, ale też chcę być przeproszona. Na tak małą dziewczynkę to było zaskakujące postawienie sprawy, ale sprawiło, że tato uśmiechnął się delikatnie, babcia całkiem szeroko. Tylko wiecznie zalękniona, nieśmiała mama wezwała Świętą Maryję, jakby ona miała coś pomóc.
Na drugi dzień spotkałam Maćka wychodzącego z mieszkania w asyście dziadka (wyższego niż tato, choć ten do ułomków nie należał). Ukłoniłam się wdzięcznie: dzień dobry i pchnięta lekko w plecki przez tatę w kierunku Maćka – wyciągnęłam niechętnie łapinę by podać ją Maćkowi.
A ten zwyczajnie bryknął i schował za plecami wysokiego dziadka, i stamtąd krzyczał, że: odejdź ode mnie ty głupia, niech dziadek ją zezwie (zażądał!) – krzyczał szarpiąc mężczyznę.
To była sytuacja 😉?!
Czerwonego ze złości, szarpiącego się z Maciusiem dziadka – zostawiliśmy i dalej z tatkiem poszliśmy, w kierunku placu zabaw.
Tam pod wysoką topolą zatrzymaliśmy się (wiem, że to topola była, bo nim pod nią stanęliśmy, tato mi wyjaśnił jak, które drzewo się w tym parku nazywa i jakie to ważne, żeby je odróżniać).
Tato przykucnął, by jak mniemam nie musiał patrzeć na mnie ze swej wysokości, tylko prosto w moje oczy...
- Danusiu – rozumiem, że ludzie czasem źle postępują, inni przez to się denerwują, ale uderzanie, bicie to nie jest sposób by zaradzić złym uczynkom innych. - powiedział niezwykle poważnym głosem tato
- Przepraszam tatusiu. Nie gniewaj się. - skruszona wyszeptałam
- Nie gniewam się, ale co byś zrobiła gdyby jeszcze raz taka się sytuacja zdarzyła?
- Mocniej bym ciachnęła, on nawet śladu nie ma... nie jestem głupia... mama mówi, że nie wolno mówić, że ktoś głupi jest, bo to brzydkie słowo.... tak brzydkie jak ten Maciuś pączuś – na koniec wykrzyknęłam.
Wyobrażam sobie, że wtedy z moich jasnych niebieskich oczek wytrysnęły czarne iskierki.
Po chwili ciszy, lekko zdumiony ale już spokojny tato powiedział: masz rację, nie powinno się sobie dawać dmuchać w kaszę... tylko nie zawsze tak ostro 😉 Jestem dumny z Ciebie... tylko nic nie mów mamie – dodał uśmiechając się.
Kontakt wzrokowy 😉miałam z Maciusiem, tak długo jak mieszkałam z rodzicami... i jeszcze kawałek czasu jak on mieszkał z dziadkami, a ja przyjeżdżałam do rodziców w odwiedziny czyli gdzieś do 25 roku mojego życia. Zawsze patrzył na mnie z tzw. pode łba i trzymał się z daleka. Nic się nie zmienił: zmrużone czarne oczka, równo przycięta prosta grzywka i postura pączka, w której jaśniejszy pasek przy spodniach (jak jaśniejsza obręcz na pączku) pozwalał zauważyć, gdzie przebiega talia faceta. Nie zamieniłam z nim nigdy ani słowa.
Aż do wczoraj! Zawsze gdy oczekuję gościa staram się sama coś ugotować, upiec ciasto... ale to spotkanie wyszło spontanicznie i nie miałam czasu na jakieś wcześniejsze przygotowania.
Mam doskonałą kawę w domu i bigos w słoiku, kupię coś słodkiego... będzie dobrze. Byłam w mieście, gdy tak rozmyślając i usprawiedliwiając się, weszłam do piekarni, której szyld oferował "Świeże pączki".
Poproszę 6 sztuk – wypaliłam, nie patrząc na sprzedawcę sięgałam do torebki, po portfel.
Z marmoladą czy ajerkoniakiem sąsiadko?
- Sąsiadko? - podniosłam głowę
-Maciuś ?.. ze zmrużonymi oczkami i czołem świecącym jak lukier na pączkach, lecz bez równo przyciętej grzywki
Całość całkowicie okrągła, trochę może obwisła, jasnym paskiem przecięta mniej więcej w połowie.
To był w całej okazałości Maciuś... jak on mnie poznał? Przecież nie jestem malutka, nie mam loczka na czubku głowy, a już na pewno sztywnej kokardy upiętej na tymże czubku....???
- Dzień dobry – wydukałam – z marmoladą poproszę.
- A wiesz sąsiadko, że dziadek umarł, ale babcia trzyma się świetnie, w tym roku skończy 98 lat... ciągle mieszkamy w tym samym miejscu – Maciuś uśmiechnął się szeroko, ukazując pożółknięte zęby.
- Dziękuję – powiedziałam odbierając pączki z pożółconych (pewnie od palenia) paluchów Maciusia.
Odchodząc jeszcze się odwróciłam: "Świeże pączki" Maciej Huk.
A to historia!!!!Ślicznie wyglądasz:))fantastyczny płaszczyk:)))Pozdrawiam serdecznie:)))
OdpowiedzUsuńDzięki serdeczne i pozdrawiam gorąco:-)))
UsuńFantastyczna historia- tak trzymaj!
OdpowiedzUsuńJa się biłam z chłopcami w klasach I-III bo zaczęli nam dokuczać tzn kilkorgu dzieciom z malutkiej wioski, a oni chcieli być górą bo mieli u siebie szkołę. Bardzo szybko pokazałam im miejsce w szeregu i odpuścili. Tylko Marcinowi nie mogłam dać rady bo był wyrośnięty i szliśmy łeb w łeb. Rozumiem, że ta wspaniała babcia to była matka taty?
Takich historii mam wiele, w moim życiu od pierwszego oddechu ciągle coś się dzieje... na nudę nie narzekam;-)) Ta wspaniała babcia to babcia (jednak) mamy - luzaczka była i niezwykle mądra...mama bardziej wycofana, a babci ze strony tatki mało pamiętam(byłam malutka gdy umarła), ale jakby dobrze odkurzyć;-))Dzięki za Twoje wspomnienie i ściskam gorąco:-))
UsuńCóż to za historia. Aleś my doprawiła. Podobało się mi jak pisałaś, że byś go mocniej ciachła bo nic nie było widać. Hahahaha.
OdpowiedzUsuńSuper z Ciebie była aparatka. Pozdrawiam.
To prawda, zadziora byłam i chyba w tej kwestii nic się nie zmieniło, a raczej jeszcze bardziej... no wiesz;-)) Ściskam mocno:-))
UsuńTo dopiero wspomnienia! Najwyraźniej Maciuś nie zachował urazy :)
OdpowiedzUsuńTo mi przypomniało pewną historię z dzieciństwa. Na naszej ulicy mieszkali cyganie. Kiedyś w obronie niepełnosprawnej koleżanki potłukłam nieco małą cyganeczkę. Finał niestety był o wiele gorszy, trzeba było wzywać policję bo cyganie rozpętali prawdziwą wojnę. Czasem temperament potrafi życie utrudnić.
Serdecznie pozdrawiam.
Temperament, jaki jest to świadczy, czy w żyłach barszczyk płynie czy krew - widać Ewko, że w Twoich też krew, a nie letnia zupa:-)) Tak trzymaj! Pozdrawiam serdecznie:-)
UsuńCiekawa historia :)
OdpowiedzUsuńPrawdziwa:-)) Buziaki:-)
UsuńFajna historia i pieknie napisana. Dzieki
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
Pamiętam tamto zdarzenie, jakby wczoraj miało miejsce...gorzej z pamięcią jeśli chodzi o to, co jadłam wczoraj na obiad;-))) Ściskam serdecznie:-))
UsuńTez kiedyś mieszkałam w bloku. Fajne były przyjaźnie podwórkowe, niektóre przetrwały do dziś :)
OdpowiedzUsuńStylizacja śliczna!!! Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!!
Wdzięcznie dziękuję i wszystkiego cudownego na każdy dzień, i słońca w każdym nawet burym momencie:-)) Ściskam!
UsuńBardzo fajnie opisana historia z dzieciństwa, przypomniało mi się moje dzieciństwo. Też sobie nie dawałam w kaszę napluć ;)
OdpowiedzUsuńNigdy nie dać się niczemu i nikomu - bez walki! To moje motto:-)) Ściskam serdecznie:-))
Usuńjak patrzę na te zdjęcia widzę piękną, radosną kobietę:)
OdpowiedzUsuń...co do piękności można dyskutować;-), ale dzięki za tak miły komplement...jeśli chodzi o radość, to staram się ją zawsze przy sobie mieć i to jest prawda, najprawdziwsza:-) Ściskam mocno:-))
UsuńFajne są takie wspomnienia :-)
OdpowiedzUsuńFajne wspomnienia warto pielęgnować:-)) Buziaki:-))
UsuńAleż mi się czytało tę historię! No naprawdę jakbym tam była i wszystko widziała :) Jednym słowem Pączusia dopadło przeznaczenie, hihi :) Jak zwykle gustowna stylizacja za super pieniążki. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa...Maciusia serdecznie nie znosiłam, był wielkim, okrągłym ważniakiem i nic się nie zmieniło...ale, żeby piekł pączki gdy jego babcia miała aspiracje, żeby został generałem...aż dziwnie mi się zrobiło:-)) Ściskam gorąco:-))
UsuńUrocza historia, czytałam z uśmiechem na ustach i łzami rozrzewnienia w oczach. Gratulacje za tekst i stylizację. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŻycie jest doskonałym pisarzem...warto pamiętać jego scenariusze, o ile nie są bardzo smutne...nie trzeba pielęgnować w pamięci smutnych historii...w tym czasie lepiej trząść przeponą ze śmiechu;-))) ozdrawiam serdecznie i dzięki za dobre słowa:-)
UsuńDzięki serdeczne i pozdrawiam gorąco:-)) Cieszę się, że się podobało!!
UsuńJakież zaskakujące spotkanie! Świetnie czytało się tę historię! :)
OdpowiedzUsuńMyślałam, że mam pamięć do twarzy...po tym spotkaniu widzę, że nie jestem w tym odosobniona;-) Dzięki za dobre słowa i ściskam mocno:-))
UsuńCiekawa historia! I płaszczyk bardzo twarzowy :)))
OdpowiedzUsuńTo jeden z moich ulubionych - zgrabny i ciepły:-)) Buziaki:-)
UsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńHistoria według mnie niezwykła. Nikt nie umie takich historii pisać poza życiem, choć czasem komuś udaje się wymyślić coś równie zaskakującego czy intrygującego. Ale życie prawie zawsze jest lepsze. :)
A dziękuję bardzo. :) Mam nadzieję, że jeszcze coś uda mi się osiągnąć na polu powiedzmy naukowym.
Pozdrawiam!
Takich historyjek mam więcej w swojej pamięci, bo należę do osób, które wszystko bardzo przeżywają i stąd pamiętają:-)) Dzięki serdeczne i pozdrawiam gorąco:-))
UsuńPrzeurocza i nostalgiczna historia, idealna do powspominania podczas zimowych wieczorów. Pomimo upływu lat, w każdym z nas znajduje się cząstka dziecka, która od czasu do czasu lubi się w nas budzić i przypominać o dawnych latach... :)
OdpowiedzUsuńUrzekające zdjęcia!
Każdy ma w sobie dziecko...nieważny wiek... trzeba to wewnętrzne dziecko pielęgnować... dzięki niemu chce się żyć...to wielka siła napędowa:-) Dzięki i pozdrawiam serdecznie:-)
UsuńNiesamowite spotkanie po latach. I ta historia, dobrze zapamietalas kazdy szczegół. :) bardzo mi się podoba. Chcę więcej takich przeczytac. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDzięki wdzięczne za dobre słowa...takich zdarzeń mam multum w swej pamięci...odkurzę je nieco i się z nimi podzielę:-)) Ściskam mocno:-))
UsuńNa trzepaku to połowa dzieciństwa mijała, ile tam historii niopowiedzianych :) Od małego byłaś waleczna i teraz też się nie daj życiu :) Uwielbiam te Twoje stylizacje :)
OdpowiedzUsuńDzięki za dobre słowa... z trzepaka świat wyglądał tak prosto i słonecznie, i taka przestrzeń była...tyle kart niezapisanych jeszcze....... Nie poddaję się i nie mam takiego zamiaru, bo w środku nie drzemie tylko ciągle "wrzeszczy" wręcz dziewczynka, która chce więcej, więcej ... Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie:-))
UsuńAle historia, gotowy scenariusz, przeczytałam z radością o tak rezolutnej dziewczynce! W dodatku finał pączkowy:-)
OdpowiedzUsuńŻycie to jest pisarz;-)) Dziewczynka jeszcze żyje...może jeszcze coś napisze i przywróci pamięci XX wiek...to tak niedawno przecież było:-))Ściskam mocno:-))
UsuńUrocza historia. To były czasy. Ten post to świetny początek na wydanie jakiegoś zbioru opowiadań.
OdpowiedzUsuńDzięki wdzięczne za dobre, miłe słowa... wszystko będzie w swoim czasie:-)) Ściskam serdecznie:-))
UsuńAlez historia-wspaniałe wspomnienia z dzieciństwa super zapisane. Można by tak czytać i czytać. Ja co prawda nie wychowałam się w blokowisku więc nie wiem co to dzielenie się z piaskownica czy zabawkami, na wsi takich problemów nie było bo za dużo od małego obowiązku ale czasem siadam z dzieciakami i opowiadam jak to z patyków się proce robiło, łuki po drzewach wspinało żeby najładniejsze dojrzałe czereśnie zerwać-a dziś dzieci widzą tylko telefony, tablety, komputery itp.
OdpowiedzUsuńA że Maciuś po tylu latach poznał???-cóż najwyraźniej miałaś w sobie to coś co pozostało do dziś. Zreszta ja swojego kolegę spotkałam niedawno po 20 latach i po wymianie pierwszego zdania zapytał się czy przypadkiem nie mam na imię Agnieszka-haha i gdy spojrzałam w jego oczy ujrzałam kolegę ze szkolnej ławki:-)
Pozdrawiam serdecznie:-)
Kiedyś napiszę taki cykl "Spotkania", bo naprawdę mam ich wiele po latach...niektóre zabawne, niektóre rzewne. Mam dobrą pamięć do twarzy, a gdy to się połączy z pamięcią innych to łatwe się zdaje... Jak podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy...od razu wiedziałam z kim mam do czynienia(dobrze,że nie miałam przy sobie łopatki;-)) Dzięki Agnieszko za Twoje wspomnienie, dobre słowa i ściskam serdecznie:-)))
UsuńSuper się czytało tą historię.Pozdrawiam :-).
OdpowiedzUsuńDzięki serdeczne i ściskam gorąco:-))
UsuńŚwietna historia, bardzo urocza.Podczas mojej ostatniej wizyty u taty, późnym wieczorem wybrałam się na spacer ulicami, które znałam z dzieciństwa. Przypominałam sobie nazwiska dawnych mieszkańców, do kilu domów wstąpiłam i byłam zaskoczona serdecznym powitaniem a przy okazji ożyły wspomnienia. Może by tak zorganizować jakąś blogową zabawę związaną ze wspomnieniami?
OdpowiedzUsuńTeż mam taki pomysł na wyprawę sentymentalną, ale ciągle coś innego staje mi na drodze, i ominąć się tego nie da;-))Ale jeszcze będzie taki czas, że to uczynię! Blogowa zabawa związana ze wspomnieniami - świetny pomysł - piszę się na to! Pozdrawiam serdecznie:-))
UsuńDorotko przyznaje sie nie czytałam 😕 ale nadrobię! Za to zapytuje czy masz prywatnego fb bo chciałam Cię zaorosic do naszej grupy zabawowej modowej na fb ☺ Odezwij się a ja czytam ☺
OdpowiedzUsuńDzięki za szczerość i dziękuję, że w sumie tekst przeczytałaś :))) Cieszę się, że się podobał... I lecę się odzywać na fb :)
OdpowiedzUsuńNie mogłam się oderwać od komputera! Ale fajna historia to lepsze niż książka :) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńWdzięcznie dziękuję i serdecznie pozdrawiam:-))
UsuńAleż historia :) miło czytać o czyjś wspomnieniach. Nie dziwi się, że jako dziecko szukałaś pretekstu by wyjść :P - w końcu to co zakazane najbardziej kusi.
OdpowiedzUsuńŁadna stylizacja :)
Jak już mogłam sama wychodzić, to wolałam zostawać w domu i czytać książki... i jak tu dziecku dogodzić;-)) Dzięki za dobre słowa i ściskam mocno:-))
UsuńDorotko, teraz jedzenie pączków nigdy nie będzie już takie samo:) Zawsze oczyma wyobraźni będę widzieć Macieja Huka:)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się postawa Twojej Babci i Taty.
A w ogóle (pewnie się powtórzę) masz tak niesamowity dar narracji, że czytam zawsze z zapartym tchem. I oczyma duszy widzę książkę pełna takich świetnych opowiadań jak to.
Mocno ściskam.
Małgosiu Kochana - na Ciebie zawsze mogę liczyć:-)) Dzięki za te miłe i dobre słowa...ściskam Ciebie gorąco i obiecuję nie zawieść w przyszłych postach:-))
UsuńŚwietny ten płaszczyk ☺
OdpowiedzUsuńDzięki...bardzo go lubię...pozdrawiam serdecznie:-)
UsuńUwielbiam podczytywać Twoje historie- to jak powrót do dziecięctwa (mamy podobne). Jednak wybacz, że tak rzadko mnie w komentarzach.
OdpowiedzUsuńSerdeczności posyłam.
Ps. płaszczyk, kochana, mam dokładnie taki sam i na pewno z tego samego źródła ;)
Super, że masz taki sam płaszczyk...musisz przyznać, że jest świetny, bo zgrabny - do figury i ciepły:-)) Dzięki za dobre i miłe słowa... całuję Ciebie Jadwisiu - bardzo mocno:-)
UsuńAleż fajnie potrafisz pisać! Świetne wspomnienia z dzieciństwa i cóż za spotkanie po latach :) Ciekawe, czy jeszcze kiedyś kupisz tam jakieś pączki :)))
OdpowiedzUsuńTa piekarnia nie jest na mojej codziennej drodze, więc raczej gdzie indziej zaopatrzę się w pączki, albo sama usmażę - takie z prawdziwymi powidłami jak robiła moja mama:-)) Dzięki za dobre słowa i pozdrawiam serdecznie:-))
UsuńSkoro tyle tych historii to może warto było by je gdzieś zebrać, nie koniecznie tylko na blogu. Może jakaś publikacja? Czytając mam wrażenie jakbym wracała do twórczości tych, których czytywałam będąc w szkole. Świetnie się czyta.
OdpowiedzUsuńWdzięcznie dziękuję za ten pozytywny, miły odbiór i bardzo, bardzo serdecznie ściskam.Publikacja kiedyś będzie;-)
UsuńTata dobrze powiedział, żeby nie dawać sobie w kaszę dmuchać ;D
OdpowiedzUsuńI tego się trzymam:-) Buziaki:-))
Usuńja kiedy staram sie dla kogos cos upiec to nie wychodzi:P
OdpowiedzUsuńByłaś, Jesteś i będziesz niezwyciężona.......a tak przy okazji to bardzo chętnie wpadłabym do Ciebie na zakupy- nie wiem jak nie wiem gdzie te cuda zdobywasz? ściskam mocno Dusia
OdpowiedzUsuńDusiu - jeden telefon, przyjeżdżasz i idziemy...zapraszam na serio:-))Dzięki za dobre słowa i ściskam mocno:-))
UsuńWow, niby zwykła historia z dzieciństwa, a bardzo fajnie mi się ją czytało! Ma Pani talent, dobrze, że Pani pisze :)
OdpowiedzUsuńWdzięcznie dziękuję Ci Paulinko i pozdrawiam serdecznie:-))
UsuńWitam, miło Cię poznać. Dzięki za odwiedziny u mnie, ja dopiero się zapoznaję z Twoim blogiem - zaczęłam czytać od początku, bo wtedy najlepiej kogoś poznać :)
OdpowiedzUsuńWdzięcznie dziękuję za dobre słowa i ściskam serdecznie:-))
UsuńFajne są takie historie z dzieciństwa. Twoja dopisała ciąg dalszy dużo później. tym ciekawsza się wydaje.
OdpowiedzUsuńPoza historiami niezmiernie mnie intrygują te różne ciuszki z SH. Gdzie taki rewelacyjny salon znalazłaś.
Pozdrawiam serdecznie i noworocznie :)
Historii jest więcej, na pewno je opiszę, a co do ciuchów, to mam fart...nigdy nie kupuję byle czego i po to, żeby tylko kupić...wszystko jest bardzo przemyślane...zapraszam do Poznania:-)) Ściskam serdecznie:-))
UsuńDoroto jesteś nie tylko Mistrzynią pióra, ale i stylizacji. Niezmiennie wprawiasz mnie w świetny nastrój. Tak trzymaj :) Serdecznie pozdrawiam, Monika
OdpowiedzUsuńTwoje przemiłe słowa są dla mnie bardzo ważne (szczególnie dziś, gdy jestem w morderczym nastroju;-) Dzięki Ci Moniko! Ściskam gorąco:-))
UsuńWow ! Jestem pod wrażeniem lekkości pisania i fajnego przekazu ogromny +
OdpowiedzUsuńSuper Babeczka ! Stylizacja piękna i za grosze BRAWO !
Gdybyś miała ochotę to serdecznie zapraszam Cię na bloga swojej Przyjaciółki , która również jak i Ty chwyta piękne obrazy w swój obiektyw i pisze posty płynące prosto z serca dla drugiego człowieka .
---> odnowionaja.blogspot.com
Pozdrawiam bardzo serdecznie Sylwia :)
Wdzięczne dzięki za dobre słowa i polecenie bloga przyjaciółki...na pewno zajrzę:-) Ściskam serdecznie:-)))
UsuńBardzo ciekawie napisane. Super wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńŚwietnie jest ten artykuł. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.
OdpowiedzUsuń