Gdy byłam Starą Kobietą, ale jakieś 43 lata młodszy był mój pesel, to wyobrażałam sobie różne rzeczy dotyczące mojego przyszłego związku z mężczyzną, stworzenia z nim rodziny o odpowiednich relacjach.
Wydawało mi się i powtarzałam to za innymi starszymi wtedy ode mnie kobietami, że mąż, mężczyzna to powinien być jak druga połowa jabłka. Tak pasować idealnie. Trudno jednak było mi sobie to wyobrazić, że ktoś kto z biologicznego punktu widzenia już jest inny ode mnie, poza tym różniący się bardzo zainteresowaniami, pasjami czy wychowaniem i tym, że nie może płakać (bo takie było wtedy założenie i wymaganie: mężczyźni nigdy nie płaczą i robót domowych się nie imają), ma być w drugiej połowie taki jak ja.
W mózgu 17-letniej wówczas dziewczyny kiełkowała i rozrastała się coraz bardziej myśl, że to jest niemożliwe... Ale skoro krąży taka opinia, że można być szczęśliwym tylko z idealnie dopasowanym partnerem, to należy do tego dążyć i takiego szukać.
Ale jak to w życiu bywa... wiara i przekonanie, że szczęście może nam dać, spokój zapewnić tylko ktoś kto lubi tak samo szpinak ja my, pragnie podróżować dokładnie w te same miejsca i myśli mieć podobne, nawet oddychać w tym samym rytmie... okazało się być złudne. To zbyt wyśrubowane warunki, żeby znaleźć idealnie kogoś tak idealnego (w naszym odczuciu) jak my. Możemy szukać i szukać, ale zawsze coś nie pasuje, czegoś brakuje lub nadmiar przesłania nam zwykłe rozumienie, czego tak naprawdę chcemy. Odnalezienie w drugiej osobie podobieństw daje nam poczucie bezpieczeństwa, ale różnice nas zaciekawiają i pociągają, bo podświadomie wiemy, że dzięki nim uzupełniamy własne braki, a to prowadzi nas do rozwoju.
Oczywiście, nawet nie mając tej wiedzy, którą dzisiaj posiadam - znalazłam do życia zupełnie kogoś odrębnego. I dobrze uczyniłam! Każdy jest jedyną w swoim rodzaju, niezależną jednostką i chociaż znajdziemy jakieś podobieństwa, to nie o nie chodzi. W małżeństwie mamy się uzupełniać, rozwijać dzięki drugiej osobie; wspierać i współpracować ze sobą. Tak poznać siebie - by różnice swoje akceptować, podobieństwa urozmaicać... iść razem przez życie... patrzeć w tym samym kierunku, lecz podążać własnym tempem i ze swoim temperamentem. To pozwala na ciekawe, wspólne życie bez duszenia się we własnym sosie.
Nic nie musimy, wszystko możemy...
Nikt nie jest niczyją własnością. Mamy prawo do swojej odmienności i diametralnie różnego pojmowania świata. Mamy jedno życie i każdy z nas dla niego potrzebuje swojej niezakłóconej przestrzeni, w której może się realizować, i czerpać z tego satysfakcję, i szczęście. To nieprawda, że tylko te związki są zgodne i trwałe, gdy obie strony interesują się tym samym, mają wspólnych znajomych, i ciągle spędzają czas razem. Owszem wspólne chwile są bardzo istotne dla budowania bliskości, ale ograniczanie się wzajemne tworzy niebezpieczny mur – wkracza nuda, a co gorsze zazdrość. I to już nie jest miłość w związku tylko obowiązek miłości. Nie zawsze musimy być razem, możemy gdy tego chcemy i potrzebujemy. Możemy cudownie spędzić razem czas opowiadając sobie, co danego dnia i z kim robiliśmy, podzielić wrażeniami z filmu, na który poszliśmy z grupą przyjaciół, bo akurat druga strona nie jest fanem kostiumowej filmografii czy koncertu muzyki jazzowej, której też wolałaby nie słuchać, i czas spędzić w domu na lekturze dobrej książki.
Jesteśmy "dwa razy ja" ... W ten sposób każdy może wnieść do związku coś nowego, wzbogacić go i sprawić, że nasze wspólne życie nie będzie stłamszone tylko rozkwitające.
Mamy prawo do emocji... nawet tych ostrych...
...nie musimy być ciągle dla siebie mili i chować głęboko nasze żale. Nie musimy pozować, że wszystko jest w porządku, że ze wszystkim się zgadzamy byleby tylko nie zakłócić spokoju i dla jego świętości wyrzec się swojej tożsamości, autonomiczności - nie wypowiadając szczerze. Tylko tłamsić w sobie, i dusić ... stwarzać pozory tylko dla pozoru stabilności naszego związku. Taką hipokryzją doprowadzimy siebie do depresji, a związku i tak nie ocalimy. Nagromadzanie takich nierozwiązanych spraw, problemów tylko zwiększa naszą złość. Zasada, że nie sprawiamy sobie przykrości, bo się kochamy to jest szczyt hipokryzji. W imię miłości, mamy rozmawiać, a nie przemilczać różne tematy. W imię miłości nie wymieniamy tylko informacji, lecz się do nich ustosunkowujemy, wyrażamy swoje emocje. Zamiast dławić je, mówimy o nich prawdziwie... jesteśmy różni, w danej chwili możemy mieć odmienne samopoczucie, i inne chęci... to wszystko może być zrozumiane, pod warunkiem, że nie jest zakamuflowane naszą chęcią nie sprawienia drugiej osobie przykrości. W rezultacie prowadzi to do irytacji, bo nie da się w nieskończoność symulować status quo. Nie zmuszajmy się do gestów, które nic nie mówią... z szacunku do siebie i do partnera.
Mitem jest myślenie, że powinniśmy rozumieć się bez słów...
... skoro jesteśmy ze sobą tak długo, to druga osoba w lot powinna odgadywać nasze pragnienia.
Czasem tak się dzieje, ale nikt nie jest w naszej głowie i jeśli swoimi gestami, zachowaniem, postępowaniem, słowami nie będziemy się z drugą osobą komunikowali... trudno nam będzie w codziennym życiu. Jasno deklarowane oczekiwania sprawią, że nie będziemy czuli się niepewnie. Nie ma to jak zdecydowanie, na tacy wręcz podane intencje zamiast wieloznaczących niedomówień, niosących rozczarowanie i zniechęcenie. Brak autentycznej szczerości to jedynie sposób na pobudzenie zainteresowania kimś innym, kto według nas spełnia nasze oczekiwania.
Mija czas i mija fascynacja...
Jeśli myślimy, że tak samo jak pierwszej nocy i jeszcze kilka następnych będzie nas podniecał seks z ukochaną osobą, będzie ciągle tak romantycznie, a nasza atrakcyjność tak samo będzie podgrzewała nasze uczucia wzajemne, to... to się mylimy. Wszystko powszednieje, staje się jakąś normą, codziennością, a namiętność soplem lodu się ostaje. I to jest normalne, że po jakimś czasie zauroczenia, niewidzenia wad, wyolbrzymiania zalet – wygasa ognisko wzniosłych uczuć i zamienia w popiół... To naturalna kolej rzeczy. Ale przecież nie chcemy by tak się działo, ciągle staramy się być atrakcyjni i zauważalni, lecz często dzieje się tak, że owszem jesteśmy widzialni i rozpoznawalni, ale dla innych, nie dla swoich partnerów. To nawet miłe, że jesteśmy atrakcyjni dla innych i podnosi naszą pewność siebie; podniecenie w nas wzrasta, nasza wartość pnie się w górę, co jeszcze bardziej nas motywuje do jeszcze większej dbałości o siebie tak jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny jak i intelektualne odniesienie.
Tylko, że będąc już tak wysoko w tej pewności siebie ustawieni, łatwo możemy z niej spaść i stracić coś co długo budowaliśmy na rzecz jednej, może dwóch chwil zakazanej namiętności, której atrakcją jedyną jest jej nowość – i tyle. Wdając się we flirt, romans – wzmacniamy się mocno, ale w domu jest nasza miłość, o którą kiedyś tak bardzo walczyliśmy. Czy się skończyła? Nie, tylko zamiast ognia, stała w niej tląca się tylko iskierka... zapomnieliśmy podsycać ten ogień, dokładać drewienek. Sami zahamowaliśmy ten proces, nie dbając o nią. A za miłością trzeba ciągle biec! Nic nie jest dane raz na zawsze i zamiast dopuścić do chwili, gdy sceny zazdrości jednej strony zabiją naszą miłość, bo na chwilę obdarzyliśmy swoimi uczuciami kogoś innego... dlatego, żeby poczuć coś innego, bardziej ekscytującego, bo w domu nuda i brak wyobraźni. Związek dwojga osób, to codzienne zaczynanie go od początku i to bez taryfy ulgowej... mimo wałków na głowie i brzucha piwnego 😉
A może dojść do porozumienia...?
...i w dobrym miejscu, w ciepłej atmosferze, skupieniu... gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał ... żadne czynniki zewnętrzne – usiąść i porozmawiać patrząc sobie w oczy
- mówić tylko o faktach, pomijając złe emocje, tzn. bez wracania do przeszłości, kreowania jej na swój sposób i wygrzebywania starych pretensji
- nie szukając powodów, dlaczego związek jest nie taki jak trzeba, ani usprawiedliwień
- nie obwiniając osoby tylko jej zachowania (przy obwinianiu kogokolwiek personalnie od razu skreślamy cienką nić porozumienia). Obwiniając drugą stronę, wzbudzamy jej agresję, a wcale nie wyjaśniamy niczego. Ta z kolei rodzi potrzebę rewanżu, a to zamyka drogę porozumienia i zawarcia kompromisu. Zaczyna się sprzeczka, rodzi kłótnia, zamyka rozmowa.
- zamiast atakować, powinniśmy powiedzieć o swoich odczuciach i przedstawić propozycje zażegnania problemu... a wszystko bez patosu i poniesionego głosu
- nie ustawiając się też w roli ofiary, bo to z góry stawia nas na straconej pozycji; stajemy się bezbronni, więc nic łatwiejszego niż nas zaatakować i zwalić cała winę na nas
- warto też wysłuchać, okazać zaufanie i zrozumienie
- ..................................................................................???
Jeśli i tak przyjdzie rozstanie...
Rozstanie jest takim samym przejawem życia jak związek i zawsze trzeba się z nim liczyć, jeżeli chce się być własnym sterem w swoim życiu, i nie poddawać indoktrynacji innych.
...w kulturze katolickiej to porażka, w islamskiej to kłopot, bo tu zasady są ważniejsze od dobra jednostki... ale odrzucając te religijne i kulturowe zasady, to przecież rozstanie nie jest czymś złym... nie jest końcem, bo energia dalej płynie, życie się toczy. Nie jesteśmy właścicielami nikogo i nikt też nie ma prawa przy sobie, wbrew naszej woli – nas zatrzymywać.
Jeśli bycie razem jest koszmarem, to nie można czegoś tak złego podtrzymywać i lepiej nie martwić się tym co na nasze rozstanie powiedzą inni... tylko mieć siłę by dalej nie udawać... bycie tylko ciałem w związku bez relacji emocjonalnych, to ściema niepotrzebna nikomu. Przeżyłam rozstanie, której sprawczynią nie była śmierć tylko życie... najpierw szok, potem naiwna nadzieja, na koniec: przedefiniowanie swojego życia i brawo ja 😊 Wzajemne niszczenie się to niszczenie życia może nie tylko par (albo wręcz), ale również ich dzieci, które lepiej żeby wiedziały: rozstanie rodziców nie jest rozstaniem z dziećmi i i można stworzyć nowe, dobre życie na bazie innych relacji... już nie mąż – żona, ale tato i mama swoich dzieci.
Energia płynie, kto nie płynie z nią jest nieszczęśliwy, więc należy wprowadzać zmiany jeśli wynikają z nich dobre sprawy, ale zawsze trzeba mieć na względzie osoby, za które jesteśmy odpowiedzialni – dzieci.
A w ogóle to...
Każdy nawet najbardziej zadowolony ze swojego życia człowiek, ma w sobie jakieś tęsknoty, jakąś chwilową bezsilność, która go paraliżuje; czasem niewiarę w siebie, brak sił, czy odwagi; odczuwa samotność i wtedy nic tak jak drugi człowiek nie jest w stanie wyciągnąć nas z tego utknięcia w niemocy, ale... jest "ale"... musimy mieć wewnętrzną pewność, że to jest ten człowiek, ten czas.
W przeciwnym razie nasza rzekoma samotność zamieni się w coś znacznie gorszego – frustrację i smutek, które są bardzo trwałe i potrafią objąć całe życie.
Nie ma idealnych partnerów: piękni zewnętrznie i duchowo książęta, nieskazitelne królewny istnieją tylko w bajkach ... szczęście człowieka nie zależy od czegoś poza nim.
...nie można całego świata opierać tylko na drugiej osobie... trzeba pamiętać o innych aspektach życia, które sprawią, że nasze życie będzie fascynujące i wartościowe, a nie duszone w mdłym sosie.
Pięknie opisałas te relacje . A do tanga trzeba dwojga :)
OdpowiedzUsuńTo prawda...cały ambaras, żeby dwoje chciało naraz:-))
UsuńNo widać, że to nie są czcze słowa tylko życiowe mądrości. Pięknie to opisałaś i bardzo dobrze się to czytało.
OdpowiedzUsuńDzięki za dobre słowa i pozdrawiam gorąco:-))
Usuńojej, ile tu mądrości:) jestem właśnie życiowo w fazie, kiedy z zaskoczeniem i niedowierzaniem nawet dostrzegłam, że niby wszystko dobrze, ale się jednak nieco pozmieniało i nie jest już tak, jak w pierwszych chwilach. I przypomniało mi się z filmu jakiegoś powiedzonko: bo Ty byś chciała ogień co dnia, a tak, to mają tylko strażacy... heh...pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńOd nas zależy ogień...żeby był trzeba go podtrzymywać i pielęgnować by nie malał, aż do zupełnego zgaszenia...związek to "praca" Ściskam:-))
UsuńWitaj Mądra (NIE)Stara Kobieto.
OdpowiedzUsuńCzyta się Twoje posty, jak najpiękniejszą Księgę...
Powolutku wracam do blogosfery... Może tym razem mi się uda...
Pozdrawiam Cię ciepło!
Witaj Kochana i dzięki za Twoje dobre słowa. Nie muszę powtarzać, że często o Tobie myślę:-))Wszystkiego najcudowniejszego:-))
UsuńGdzieś w głębi ducha wszyscy jesteśmy egoistami i to nieco komplikuje długotrwałe związki. No i te tęsknoty, które w sobie nosimy...
OdpowiedzUsuńTrwanie w wypalonym związku najczęściej wynika ze strachu przed nowym i nieznanym, przed samotnością. No i pytanie - czy poczucie braku szczęścia to już nieszczęście? Życie to ciągłe dylematy :)
Tak, każdy jest trochę egoistą, ale każdy ma też prawo do bycia z sobą, bo nikt nie jest niczyją własnością...myślę, że jeśli od początku jesteśmy tego świadomi,to łatwiej żyje się nam w każdym związku. Dla każdego szczęście jest czymś innym. Tak długo jak to czyjeś "szczęście" nie rani drugiej strony i nie zamyka jej drogi do jej szczęścia możemy myśleć, że to jeszcze nie nieszczęście. Ale w przeciwnym razie... lepiej uciekać! Wypalony związek może trzeba trochę rozbudzić, małą iskierkę dorzucić, gorzej gdy ten związek to otwarta rana, a strach nie pozwala nam na zmianę. Generalnie musimy zastanowić się poważnie: czego oczekujemy i czemu podołamy. Nie mam żadnego dylematu w kwestii uściskania Cię mocno i życzenia słonecznego tygodnia:-)
UsuńPięknie ujęte. Zgadzam sie z Tobą.
OdpowiedzUsuńJa ostatnio definitywnie zakonczylam zwiazek, choc bardzo chcialam zostac zona:))
Nic nie dzieje się bez powodu, widocznie tak musiało być...to zakończenie, jest jednocześnie nowym otwarciem i tego się trzymaj:-) Całuski:-)
UsuńPiękny wpis, taki życiowy..
OdpowiedzUsuńDzięki i pozdrawiam gorąco:-)
Usuńwpis idealny na moment w którym jestem....na rozstaju drug .....
OdpowiedzUsuńPS:DOŁACZAM DO OBSERWUJĄCYCH-i zachęcam do tego samego :)
Dzięki za dobre słowa i ściskam:-))
UsuńDla mnie wzorem są moi rodzice ;) Uważam, że nie ma związków idealnych, na wszystko trzeba wspólnie pracować ;)
OdpowiedzUsuńNic nie jest za darmo, a nawet jeśli jest coś takiego, to też wynika z uprzedniej pracy:-) Pozdrowionka:-)
UsuńPoczątki były ciężkie. Od razu pojawiły się dzieci, prawie się nie znaliśmy i wtracały się osoby postronne "dla naszego dobra". Jakoś przetrwalismy do dzisiaj.
OdpowiedzUsuńI chwała Wam za to,że potrafiliście:-)))Pozdrawiam serdecznie:-))
UsuńPięknie napisane. O miłość trzeba dbać każdego dnia. Najgorsze jest właśnie to duszenie w sosie i niezrozumienie, że każdy w związku ma prawo do swoich pasji i swojej przestrzeni. Takie ciągle obcowanie ze sobą, bezpodstawna zazdrość i kontrola doprowadza do uduszenia się w tym sosie...
OdpowiedzUsuńCoś wiem na ten temat, ale pływam już sobie wolno, jak wisienka w kompocie i jestem bardzo szczęśliwa, że JESTEM SOBĄ. Dzięki za dobre słowa i pozdrawiam serdecznie:-)
Usuń
OdpowiedzUsuńNic nie musimy, wszystko możemy...
probuję stosować... czasem to trudne :)
Trudne, ale tak trzeba dla zdrowia psychicznego i radosnej konsumpcji życia:-))
UsuńBardzo ciekawy i mądry post :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i serdecznie pozdrawiam:-))
UsuńInspirujące ☺
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo:-))
UsuńCiekawie i życiowo opisane...
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie:-))
UsuńZaczytałam się........i zamyśliłam. Pięknie opisałaś to życie we dwoje. Jak byłam młoda(bardzo młoda), to sądziłam, że chyba nigdy nie wyjdę za mąż. No bo można ze sobą wytrzymać rok, dwa........a co potem?....... Mąż to "ogień", ja "woda" i choć początki bywały trudne, to tak jakoś minęło nam czterdzieści lat razem.......
OdpowiedzUsuńZ moim pierwszym mężem przeżyłam 26 lat, ale umarł... drugi, nie miał poczucia humoru tylko poczucie ważności, no i "pies na kasę" i tyle innych grzechów na sumieniu, że wystarczyłoby na kilka innych osób, ale nie o to chodzi... było, minęło i teraz jestem szczęśliwa:-))) Życzę Wam następnych 40 lat,ale w zdrowiu i dobrym humorze:-))
UsuńWspaniały post !!!! - pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie:-))
UsuńKolejny bardzo ciekawy wpis, który czytałam z wielką chęcią ;-)
OdpowiedzUsuńW związku nie można być takim samym - bo druga osoba będzie nas drażnić (wiem z doświadczenia! związałam się kiedyś z bardzo dobrym kolegą, który miał charakter bardzo podobny do mojego... I nic z tego nie wyszło - cechy wspólne okazały się problemem.)
To prawda, najbardziej wkurzam samą siebie;-)) Pozdrawiam serdecznie:-))
UsuńŚwięte słowa.
OdpowiedzUsuńDzięki:-)))
UsuńDokładnie, wiele osób tłumi emocje żeby się nie wychylać, nie kłócić, a powinn powiedzieć co myślą.
OdpowiedzUsuńŻycie w hipokryzyjnym związku,to brak życia! Pozdrowionka:-))
Usuńwspaniały tekst do którego jeszcze wrócę. dodałam do zakładek.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i pozdrawiam gorąco:-))
UsuńMasz rację udany związek to praca obojga stron, podziwiam pary które są ze sobą 50 lat i dłużej...
OdpowiedzUsuńJa też, w ogóle podziwiam ludzi, którzy potrafią ze sobą ułożyć długie i ciekawe relacje:-)
UsuńDorotko, jak zawsze słowa pełne mądrości i prawdy życiowej. I choć małżeństwo to u mnie sprawa czysto teoretyczna, bo nigdy w takowym nie byłam, to myślę, że Twoje słowa można odnieść do wszystkich relacji międzyludzkich, nawet nie tylko do związków damsko - męskich, ale też chociażby przyjaźni.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam i czekam na kolejne porcje mądrości, by karmić nimi umysł i duszę.
Uściski.
Pisząc ten tekst miałam jak trafnie zauważyłaś, miałam również na myśli relacje z innymi ludźmi...trudno w paru słowach o wszystkich wspomnieć(a mam tendencję do gadulstwa)Jeżeli jednak choć trochę udało mi się trafić w sedno, to bardzo się cieszę. Dzięki Ci Małgosiu za piękne i dobre słowa:-)) Pozdrawiam słonecznie:-))
UsuńPięknie napisane :) Ja właśnie rozstałam się ze swoim chłopakiem. Nie umiem sobie z tym poradzić wiem, że nie jestem w stanie zrobić nic żeby go zatrzymać bo on i tak odejdzie jak będzie chciała a właściwie już odszedł :(
OdpowiedzUsuńNie da się zatrzymać nikogo na siłę i chyba dobrze, bo relacje powinny być równoważne, szczere i niezależne. Dasz radę, nic nie dzieje się bez powodu... może się dość szybko okazać, że dobrze się stało i będzie jeszcze lepiej:-))To jego strata...a Ty znajdziesz jeszcze kogoś, dla kogo będziesz najważniejsza na świecie...szybciej tak się stanie niż myślisz...Pozdrawiam Ciebie serdecznie:-))
UsuńWspaniale wszystko opisałaś...i podsumowałaś...
OdpowiedzUsuńW sedno, jak to się teraz mówi:)
Pozdrawiam serdecznie:))
Dzięki serdeczne za Twój dobry komentarz i pozdrawiam serdecznie:-))
UsuńPrawdziwie napisałaś o relacjach damsko - męskich . Nie zawsze jest łatwo i prosto. Ja znalazłam drugą połówkę , trwamy razem od czasów studenckich. Miałam szczęście . Pozdrawiam serdecznie , uwielnbiam Twoje wpisy !!!
OdpowiedzUsuńObyście trwali jak najdłużej w ciekawym, radosnym życiu:-) Dzięki za Twoje dobre słowa i pozdrawiam serdecznie:-))
UsuńPiękne słowa. Samo życie. Czasem niestety bolesne.
OdpowiedzUsuńDzięki...nikt nigdy nikomu nie obiecywał, że będzie łatwo, ale ciekawie i wesoło zamiast mdło może być:-))
Usuńjeśli coś jest na siłę to lepiej to skończyć niż brnąć w to dalej
OdpowiedzUsuńNic na siłę, bo można się okaleczyć:-)))
UsuńTrzeba pielęgnować i dbać o miłość, to również praca przez 24 h.
OdpowiedzUsuńJa jestem bardzo szczęśliwa dogadują się z moją miłością, każdy z nas ma swoje pasje a przy tym się wspieramy aczkolwiek są kłótnie a potem z tego się śmiejemy i dalej spokojnie żyjemy po swojemu :) A i są tacy co chcieli zakłócić naszą sielankę nie daliśmy się, trzymamy się razem. I sobie żyjemy długo i szczęśliwie za siedmioma górami :) Pozdrawiam serdecznie ... miło się czytało post.
I nie zdradzajcie tego swojego adresu szczęścia za tymi siedmioma górami, bo nie wiedzieć czemu, ludzie nie lubią szczęścia u innych ludzi...coś o tym wiem. Wszystkiego najlepszego:-)))
UsuńI Twój niby zwyczajny lecz niezwykły wpis powinni dawać na kursach przedmałżeńskich :-) Bardzo Ci za te słowa dziękuję i żałuję, że nie spiszesz swoich wszystkich postów na papierze, aby powstała z tego książka, taki "poradnik" - nie bardzo podoba mi się to słowo. I uwaga, w moim zachwycie nad tym co piszesz nie znajdziesz cienia kokieterii... zwyczajnie podziw nad Twoją życiową mądrością, radość, że chociaż wirtualnie mogłam Cię poznać...życie dzięki Tobie jest piękne :-) Dziękuję :-)
OdpowiedzUsuńJestem wzruszona Twoimi słowami...brak mi słów by powiedzieć jakie zrobiły na mnie wrażenie...dziękuję Ci za nie z wdzięcznością ogromną...Twoje słowa utwierdzają mnie w przekonaniu, że powinnam pisać dalej, choć czasem miałam chwile zwątpienia czy to co robię jest w ogóle potrzebne i na coś się zdaje(to wtedy gdy niby przyjazna mi osoba wyśmiewała i podważała te moje poczynania;-)) Pozdrawiam Cię gorąco:-)))
Usuń